Wydarzenia Żywiec

Cztery lata ciężkich robót

Bolesław Żątek, młody mieszkaniec Międzybrodzia Bialskiego, trafił na roboty przymusowe do Niemiec w wieku 16 lat. Do domu wrócił cztery lata później. Swoje przeżycia z tego czasu opisał w książce „Z Międzybrodzia do Roetha. Roboty przymusowe w III Rzeszy (lata 1941-1945)”.

Początkowo miał nadzieję, że uda mu się załatwić przydział do pracy w charakterze gońca w leśnictwie blisko rodzinnego domu. Kiedy jednak zjawił się w niemieckim urzędzie pracy, szybko okazało się, że trafi jednak do niemieckiego bauera. Wiązało się to z ciężką fizyczną harówką, marnym wynagrodzeniem i szykanami. Aby uniknąć takiego losu, Bolesław postanowił uciec z urzędu i potajemnie wrócił do Międzybrodzia. Już na drugi dzień szukała go niemiecka policja.

Chłopak w dzień ukrywał się w domu, a nocami sypiał przy wyjściu w kierunku jeziora, aby w razie najścia móc szybko uciec do upatrzonej kryjówki. Sytuacja ta nie mogła jednak trwać wiecznie i 16-latek musiał znaleźć jakiś sposób, aby wywinąć się policjantom. Pomogła mu starsza siostra, pracująca w gospodarstwie w miejscowości Roetha, niedaleko Lipska w Saksonii. Dzięki jej staraniom, Bolesław – wraz z kuzynem – otrzymali przydział do pracy właśnie tam. W podróż wyruszyli z dworca kolejowego w Kętach, po drodze spotykając policjantów czyhających na młodego międzybrodzianina. Kiedy jednak zobaczyli legalny przydział, nie mogli mu już zaszkodzić. I o to chodziło!

Autor książki w jesieni życia.
Bolesław Żątek w wieku 16 lat.
navigate_before
navigate_next

Bolesław zaczął pracę 12 maja 1941 roku, w Roetheńskiej Fabryce Przetwórstwa Owoców. Początkowo przydzielono go do pakowni, gdzie obijał metalem skrzynki na butelki z winem czy wypalał na nich napisy (z czasem przeniósł się do brygady murarskiej). Nie to jednak było najgorsze. Najbardziej dawało mu się we znaki układanie w kolumny ciężkich skrzynek wypełnionych butelkami z winem, po cztery albo pięć, jedna na drugiej. Poza tym, w zakres jego obowiązków wchodziły prace pilne – na przykład rozładunek transportu owoców – i dodatkowe, jak łuskanie grochu. Te ostatnie odbywały się zwykle po godzinach, trwały do późnego wieczora i nie były wynagradzane. W normalnym trybie pracownicy przymusowi pracowali od 7.00 do 18.00, z dwoma przerwami na posiłki. W niedziele, święta oraz w zimie mieli wolne, z wyjątkiem prac pilnych.

W przetwórni pracowało 23 pracowników z Polski, 16 Rosjanek, tyle samo Ukraińców i 10 Francuzów. Wszyscy mogli swobodnie poruszać się po Roetha – latem do 21.00, zimą do 20.00. Dalsze wyprawy wymagały specjalnej przepustki. Możliwość taka istniała jednak tylko do czasu, kiedy Bolek wraz z grupą przyjaciół postanowił wybrać się do restauracji w sąsiednim Boehlen. Młodzi ludzie zajęli boczną salkę, zamówili piwo, a gospodarz podał im potajemnie – w butelce po lemoniadzie – trochę alkoholu. W pewnym momencie wpadło gestapo. Wtedy okazało się, że kilka osób z grupy nie ma przy sobie dokumentów, a na dokładkę wymaganych przepustek.

Skończyło się na mandatach i utracie statusu – ze „Ślązak” na „Polak”. Potem wszyscy musieli nosić po lewej stronie na piersi romb z literą „P”, który – poza miejscem pracy – wykluczał ich z normalnego życia. Z tego względu młodzi ludzie starali się na wszystkie sposoby omijać ten stygmatyzujący obowiązek, choć groziło to grzywną, pobiciem, a nawet zesłaniem do obozu koncentracyjnego. Nosiliśmy romb umocowany na kartoniku schowanym w górnej kieszeni marynarki i wykładany na zewnątrz w razie konieczności – albo ukryty za klapą marynarki i stamtąd wysuwany – opisuje Bolesław Żątek.

Wielu niemieckich pracowników fabryki korzystało ze swojej pozycji i szykanowało pracowników przymusowych. Jednym z nich był kierownik zakładowego laboratorium o nazwisku Ahrens. Bolesław Żątek określa go jako „wyjątkową kanalię”.
Pewnego dnia kierownik znalazł siedem butelek wina ukrytych – czyli w domyśle ukradzionych – na terenie przetwórni. Oskarżenie padło na Bolka i jego kolegę. Ahrens pobił ich dotkliwie. Potem okazało się, że to sprawka pewnej niemieckiej pracownicy. Nic to jednak nie zmieniło, gdyż kierownik upatrzył sobie na ofiarę międzybrodzianina.

Innym razem jeden z Polaków ukradł skrzynkę marmolady. Sprawa wyszła na jaw, a kierownik Ahrens wezwał Bolesława do siebie i po raz kolejny go pobił – pod pretekstem, że wiedział o tej sprawie, a nie zgłosił tego gdzie trzeba. Młody mężczyzna i pozostali pracownicy znosili przemoc ze strony kierownika do 1944 roku, kiedy wysłano go na front. Już nigdy nie powrócił do przetwórni.

Pewnego razu, po skończonej dniówce, majster Rudolf Max polecił Bolesławowi rozładunek wagonu, w którym przywieziono beczki z francuskim winem. Ten odmówił, argumentując, że jest wykończony po całym dniu pracy. Majster wyjął więc pistolet i zagroził, że jeśli nie wykona polecenia, zostanie zastrzelony. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, bo pojawił się kuzyn i wykonał robotę w zastępstwie za Bolesława. Po jakimś czasie Max przeprosił międzybrodzianina za swój czyn. Ten odpowiedział: – Majster, nic się nie stało.

Obaj mężczyźni spotkali się ponownie tuż po wyzwoleniu Roetha przez Amerykanów. Zauważyłem, że widząc mnie zbladł. Podszedłem do niego i powiedziałem ironicznie: „Dziękuję, że mnie pan wtedy nie zastrzelił”. Widziałem, że był zażenowany, roześmialiśmy się obaj. Oczywiście, gdyby nie to, że w sumie zachowywał się porządnie w stosunku do nas, nasze powojenne spotkanie mogło przybrać dla niego inny obrót – napisał Bolesław Żątek w swojej książce.

Nie tylko Niemcy zachowywali się, delikatnie mówiąc, niegodnie. Choć autor książki podkreśla, że wielu spośród nich okazało się porządnymi ludźmi. Niehonorowe zachowania zdarzały się też robotnikom przymusowym. Podczas jednego z alianckich nalotów na Lipsk nasz bohater znalazł się w schronie z kilkoma innymi towarzyszami niedoli. Kiedy odgłosy bombardowania już zamierały, powiedział: „Dobrze, ale mało”. Ktoś musiał na niego donieść, bo dwa dni później był więźniem gestapo, które chciało wiedzieć, co powiedział w schronie. Był bity, ale największe cierpienie sprawiło mu wbijanie igieł pod paznokcie. Ból przy ich wyciąganiu był tak przeraźliwy, że zemdlał. Mimo to, do niczego się nie przyznał i gestapowcy dali mu spokój.

Przemoc, ciężka praca i stałe poczucie niepewności powodowały, że warunki życia podczas robót przymusowych dalekie były od sielanki. Robotnicy jednak za wszelką cenę starali się wyrwać dla siebie choć odrobinę normalności. Dlatego wśród pracowników zawiązywały się uczucia i tworzyły pary. Bolesław również znalazł w Roetha swoją drugą połowę. Była to Rosjanka Aleksandra, zdrobniale – Szura. Dziewczyna musiała mieć dość krewki charakter, gdyż któregoś dnia, podczas ostrzejszej wymiany zdań… rzuciła w Bolesława z trudem zdobytymi płytami gramofonowymi. Płyty trafiły w ramę łóżka i kompletnie się potłukły. Kiedy emocje opadły, Szura musiała na nowo je organizować.

Roetha zostało wyzwolone 14 kwietnia 1945 roku, w dzień 20. urodzin Bolesława Żątka. Jakiś czas potem wrócił do Międzybrodzia Bialskiego, gdzie ożenił się i gdzie urodziły się jego dzieci i wnuki. Tam też mieszkał do końca życia. Zmarł w kwietniu 2016 roku.

Artykuł ten to tylko bardzo skrócony wybór wspomnień Bolesława Żątka. Wszystkie – w tym te dotyczące dalszego losu jego związku z Szurą – można znaleźć we wspomnianej na wstępie książce. Została ona wydana przez Towarzystwo Miłośników Międzybrodzia. Pozycja jest do nabycia w siedzibie organizacji, która mieści się w Centrum Kultury w Międzybrodziu Bialskim przy ulicy Brodek 2. Jej cena to 10 zł.

Zdjęcia pochodzą z książki „Z Międzybrodzia do Roetha”.

google_news
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Dariusz
Dariusz
5 lat temu

Ciężka praca na robotach przymusowych w czasie wojny to norma. Znane są inne historie robotników jeszcze ciężej pracujących choć nie opisane w książce. Znana mi jest historia jeńca wojennego wziętego do niewoli we wrześniu 1939 r. przy obronie Warszawy i skierowanego do przymusowej pracy do bauera na pomorzu niemieckim ((tereny pomorza późniejszego NRD). W Polsce zostawił żonę i dziecko więc obciążenie niewspółmierne do nastolatka. Praca przymusowa aż do wyzwolenia czyli do wiosny 1946 r. .Jeniec nie czekał aż przyjdą wyzwoliciele bo im nie ufał i uciekł na własną rękę w kierunku wschodnim do dawnej Polski, szukać żony i dziecka. Szczęśliwcami… Czytaj więcej »