„Gdzie są TE dzieci?”. Bilbordy za miliony jak dzieło pijanego grafika-amatora

KOMENTARZ

„Gdzie są TE dzieci?” – „pytają” nas amatorsko sklecone bilbordy rzucające się w oczy nie tylko w Bielsku-Białej, ale i w całej Polsce. Za gigantyczną kampanią bilbordową stoi jeden z najbogatszych Polaków, który już wcześniej – w poczuciu tak wielkiej, jak nietrafionej misji – zalał kraj absurdalnymi wezwaniami i cytatami.

Bilbord wygląda jak dzieło pijanego grafika-amatora i półanalfabety, który na jego wykonanie miał ledwie kilka minut. Wklejone zdjęcie dziewczynek można znaleźć na internetowych platformach z ogólnodostępnymi („stockowymi”) zdjęciami. Zdanie z jakże doniosłym pytaniem zaczyna się od małej litery. Kolejne błędy dotyczą wymienionych tam dekad, gdzie użyto apostrofów zamiast kropek. Temu pokazowi nieznajomości polskiego języka towarzyszy rzecz jasna bezładnie wklejona polska flaga, a zaraz obok niej zdjęcie niemowlęcia. Amatorsko wykonany bilbord w niebywały sposób kontrastuje z rozmachem całej kampanii. Bo pytanie o to, gdzie są dzieci, czytają mieszkańcy całego kraju. Bilbordy umieszczono w najbardziej atrakcyjnych lokalizacjach największych polskich miast i nie inaczej jest w Bielsku-Białej.

Bilbordy zawierają piktogramy, wskazujące na znaczny spadek dzietności od lat 50. Obecnie jesteśmy w niżu i wskaźnik dzietności wynosi ledwie 1,38. To w istocie poważny problem demograficzny i rozpoczęcie (a raczej kontynuowanie) na ten temat dyskusji jest jak najbardziej pożądane. Szkopuł w tym, że twórcy plakatów zdają się wytykać palcem pary, które niewystarczająco skupiają się na wydawaniu na świat potomstwa. Takie odwrócenie kota ogonem wytyka wielu komentatorów, wskazując na wysokie koszty życia w Polsce, szalejącą inflację, fatalny stan służby zdrowia czy brak miejsc w żłobkach. O nieludzkim prawie antyaborcyjnym nie wspominając. Młodych par zwyczajnie nie stać na posiadanie dużej ilości dzieci i to rząd powinien skupić się na stworzeniu warunków, które to umożliwią.

Do tablicy jest wywoływany m.in. wiceminister rodziny Stanisław Szwed. Choć według ekspertów programy socjalne, w tym oczko w głowie mieszkańca Grodźca, czyli „500+”, w żaden sposób nie przyczyniły się do wzrostu dzietności, to – zdaniem ministra – zahamowały nieco negatywną tendencję.

Mimo że pouczanie kogoś o tym, co może robić z własnymi pieniędzmi jest nie na miejscu, to komentatorzy wskazują, że pomysłodawca kampanii mógł wykorzystać „zainwestowane” w kampanię miliony złotych na działania, która rzeczywiście przełożyłyby się na wzrost dzietności, choćby na zabiegi in vitro.

Trudno nie dojść do wniosku, że kolejna tak dziwna bilbordowa kampania to przejaw ułańskiej fantazji. Wygląda to tak, jakby zadufany w sobie milioner, mający poczucie, że wszystko wie najlepiej, a jego poglądy są jedynie słuszne, dyktował pierwszemu lepszemu grafikowi, co ma „narysować” i chciał tą swoją „wiedzą” podzielić się z całym krajem, rzucając na stół miliony złotych.

Za bilbordami stoi fundacja Nasze Dzieci z Kornic, a za nią z kolei Mateusz Kłosek, jej prezes i właściciel Eko-Okien, jeden z najbogatszych Polaków, którego majątek jest szacowany na niespełna 700 mln zł. Jak donoszą Wirtualnemedia, to on sam jest inicjatorem i pomysłodawcą kampanii. Wcześniej ta fundacja zasłynęła innymi absurdalnymi bilbordami, a szczególnie tymi z hasłami „Kochajcie się mamo i tato”. Jeśli do tego dodać bilbordy z płodami i wyrwanymi z kontekstu cytatami z Jana Pawła II, to dopełnia się obraz pomysłodawcy, który wprawdzie ma miliony, konserwatywne i religijne poglądy, ale nie ma ani krzty wiedzy o tym, jak to choć trochę pożytecznie, czytelnie i przynajmniej z niewielką dozą klasy i estetyki wykorzystać.