Bielszczanie przecierają oczy ze zdumienia. Wybrany z dna Białej materiał został rozrzucony byle jak i byle gdzie. Z brzegów z powrotem zaczął osypywać się do koryta. Sterty ziemi i kamieni zniszczyły ponadto miejsca letniego wypoczynku nad tą rzeką. Czy bezpowrotnie?
– Czterdzieści lat tu mieszkam i czegoś podobnego nie widziałem. Prowadzono tu jakieś prace, ale wygląda to tak, jakby w ogóle nie były przemyślane i nadzorowane. Jest tu jeden wielki bałagan – irytuje się bielszczanin Jerzy Salachna.
Mowa o odcinku Białej przy ulicy Bystrzańskiej w Bielsku-Białej, pomiędzy hotelem Vienna a węzłem drogi ekspresowej. – Czyszczono dno rzeki. Koparki wybierały muł i kamienie, które – jakby z lenistwa – rozrzucono bezpośrednio wzdłuż brzegu, przysypując przy okazji betonowe murki. Cały ten materiał leży, a raczej wisi grubą warstwą tak blisko koryta, że nie trzeba będzie nawet wyższego stanu wody, bo wystarczy konkretna ulewa, aby znowu znalazł się w rzece – wskazuje mieszkaniec ulicy Bystrzańskiej. I nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego ktoś wykonuje taką syzyfową pracę.
Mieszkańców jednak najbardziej zszokowało „przeoranie” ich terenu rekreacyjnego. Wcześniej można było wzdłuż rzeki przejechać rowerem czy pospacerować, nawet pchając wózek dziecięcy. W rejonie wodospadu – jak jaz nazywają mieszkańcy – była spora zielona plaża, gdzie wypoczywały tłumy. – Teraz po tym nie ma śladu. Nie będzie już łąki z kwiatkami, nie da się tu normalnie chodzić. Cały ten piękny zakątek zamieniono w gruzowisko rzecznych kamieni. Nic tu już nie wyrośnie. Bezpowrotnie straciliśmy wspaniałe miejsce wypoczynku pod naszymi blokami – wskazuje Jerzy Salachna. Krajobrazu zniszczenia nad rzeką dopełniają góry błota i ogromne sterty ściętych gałęzi.
Za prace odpowiada Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach. „Prowadzone w ostatnim kwartale minionego roku prace w rejonie ulicy Bystrzańskiej nad rzeką Biała w Bielsku-Białej miały na celu usunięcie zatoru (odsypiska) na dolnym i górnym stanowisku jazu. W ramach przedmiotowego zadania zlikwidowano samosiewny zagajnik w rejonie jazu i usunięto rumosz z koryta rzeki. Część urobku wykorzystano do uzupełnienia wyrw i zagospodarowania drogi technologicznej, służącej administratorowi cieku. Teren został rozplantowany. Całość prac, których zakres i sposób prowadzenia uzgodniono z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska w Katowicach, wykonano kosztem 25.122,02 zł brutto przez zewnętrznego wykonawcę. Niestety, pogarszające się warunki pogodowe nie pozwoliły na równoczesne i natychmiastowe wykonanie prac wykończeniowych, poprawkowych” – informuje Linda Hofman, rzecznik prasowy gliwickiego RZGW.
Tuż po przesłaniu pytań przez redakcję zlecono roboty, które mają na celu uporządkowanie terenu. „Sprzyjająca pogoda pozwoliła wykonawcy na powrót w rejon ulicy Bystrzańskiej i na wykonanie koniecznej korekty” – oznajmia rzecznik. W RZGW jednak nie wzięto sobie do serca skarg mieszkańców dotyczących zniszczenia terenu rekreacyjnego.
„»Wodospad« nigdy nie funkcjonował w określonej lokalizacji cieku, zaś samo omawiane miejsce to budowla hydrotechniczna – jaz piętrzący, którego funkcją jest normowanie stosunków wodnych w cieku i zabezpieczenie przed powodzią. W żadnym razie miejsce to nie powinno być wykorzystywane do rekreacji czy pływania. W rejonie jazu występuje bowiem całkowity zakaz korzystania z wody we wskazanym celu, o czym informuje stosowne oznakowanie umieszczone w widocznym miejscu. Choć Wody Polskie spodziewają się szybkiej odbudowy zieleni na obszarze prowadzonych prac, należy pamiętać, że miejsce to nie ma charakteru rekreacyjnego” – zaznacza Linda Hofman. I ostrzega mieszkańców, że kąpiel w tym miejscu jest szczególnie niebezpieczna. „Wykorzystywanie wód rzek do kąpieli i rekreacji odbywa się na własną odpowiedzialność. Zabudowa regulacyjna cieku – progi, stopnie wodne nie są chodnikami służącymi przechadzkom w wodach rzek. Nurt rzeczny powoduje dynamiczne zmiany w strukturze dna cieku. Miejsce, w którym ostatnio moczyliśmy nogi, szukając ochłody w upalny dzień, po ulewnych deszczach może być dla nas niebezpieczne. Wszystko za sprawą siły nurtu rzeki, który może przenosić materiał w korycie (piasek i żwir) z jednego miejsca do innego, powodując niecki lub wypłycenia” – tłumaczy.
Wody Polskie – kolejna spółka państwowa, gdzie ulokowano zasłużonych pisowców na wszystkich możliwych stanowiskach. To nie ma się co dziwić, że rozgrzebali, zrobili bajzel, wzięli forsę i tyle….
Syzyf pracował w pocie czoła zdaje się bez zapłaty. Efektu nie osiągnął a tutaj trzeba może było doprowadzić do przywrócenia zieleni, ścieżek. Wszystko się da wytłumaczyć przez rzecznika prasowego.