Wydarzenia Bielsko-Biała

Jak pomóc dzikim zwierzętom

O Agnieszce i Sławomirze Łyczkach, którzy w Bielsku-Białej prowadzą Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Mysikrólik” już pisaliśmy. Tym razem poprosiliśmy ich, by doradzili jak pomagać dziko żyjącej zwierzynie, która wpadła w tarapaty. Warto poznać podstawowe zasady, by – chcąc pomóc – nie zaszkodzić.

Właściciele ośrodka „Mysikrólik” przekonują, że Podbeskidzie to szczególny region, który przeplata życie ludzi i zwierzyny. Bo miasta są tu wręcz otoczone lasami i górami, nie brakuje też rozlicznych stawów. – Ciągły rozrost miast powoduje jednak coraz większe zagarnianie naturalnego środowiska i – co za tym idzie – coraz więcej sytuacji spornych na linii człowiek – zwierzę. Tylko od nas zależy, jaki stosunek będziemy mieli do naszych dzikich sąsiadów, desperacko poszukujących kawałka przestrzeni do życia. Taka bliskość dzikich zwierząt generuje wiele sytuacji losowych, w których nierzadko z winy człowieka cierpi dzikie zwierzę. Prawdopodobieństwo spotkania rannego lub osieroconego młodego zwierzęcia blisko dróg i kompleksów leśnych jest więc w obecnych czasach bardzo wysokie. Na szczęście coraz częściej też zdarza się, że ludzie nie przechodzą obojętnie obok poszkodowanych zwierząt. Starają się pomóc, ale mimo chęci nie wiedzą jak. Informacji o tym, jak skutecznie udzielić pomocy niestety próżno szukać w dostępnych źródłach. Edukacja szkolna również nie dostarcza odpowiedniej wiedzy – mówią Agnieszka i Sławomir Łyczkowie.

Jak tłumaczą, ich podopieczni to w większości przypadków ofiary wypadków komunikacyjnych, zwierzęta pokrzywdzone przez kłusowników, pogryzione przez psy i koty, podtrute. Młode osobniki, które zostały osierocone lub się zagubiły także nie należą do rzadkości. Najliczniejsze są ptaki, i to one w praktyce najczęściej potrzebują pomocy.

Z odsieczą ptakom…

Bielszczanie ze szczegółami radzą, w jaki sposób należy nieść pomoc zwierzynie, a przede wszystkim tłumaczą, kiedy tylko wydaje się, że niesie się jej pomoc. Ratunku niezwłocznie wymagają przede wszystkim ptaki, które zostały zaatakowane na przykład przez psa lub kota. Wskutek pogryzienia mogą mieć liczne obrażenia, nawet jeśli są niewidoczne w pierwszej chwili. Bywają ranne i poturbowane z widocznymi ranami, paraliżem lub złamaniem kończyn. Są ofiary zderzeń z szybą lub ofiary wypadków komunikacyjnych. Są też pisklęta, które wypadły z gniazda i ptaki podloty, ale tylko te, do których przez dłuższy czas nie podchodzą rodzice z pokarmem. Ponieważ wiele gatunków opuszcza gniazda zanim nauczy się latać, należy zawsze najpierw zapoznać się z sytuacją. To, że na pierwszy rzut oka ptak wygląda na potrzebującego pomocy, w istocie wcale nie musi być zgodne z prawdą. Zabierając takiego ptaka bezpodstawnie, odbiera się dziecko rodzicom. Najlepiej w takiej sytuacji skontaktować się z fachowcami.

Gdy jednak sytuacja rzeczywiście wymaga zabrania ptaka, trzeba pamiętać o kilku sprawach. Przede wszystkim o zapewnieniu mu ciszy i spokoju, gdyż dzikie zwierzęta są bardzo podatne na stres. Transportować ptaka najbezpieczniej jest w niewielkim tekturowym pudełku z otworami, wyściełanym miękkim materiałem. Można podać czystą wodę do picia o temperaturze pokojowej, najlepiej po kropelce do dzioba tak, aby uniknąć zachłyśnięcia. W przypadku piskląt zapewnić źródło ciepła uważając, aby ich nie przegrzać i – co ważne – ogrzewać należy stopniowo. Nie należy podawać żadnego pokarmu dopóki nie ustali się gatunku i sposobu jego żywienia. Nie należy też na własną rękę opiekować się ptakiem, gdyż bez odpowiedniego doświadczenia, które można zdobyć jedynie w ośrodkach do tego przystosowanych, zmniejsza się jego szansę na powrót do naturalnego środowiska. Trzeba również pamiętać że bezpodstawne przetrzymywanie dzikich zwierząt jest zabronione prawem!

… i ssakom

Drugą grupą, której najczęściej udzielają pomocy właściciele bielskiego ośrodka, są ssaki. Należy się trzymać podobnych zasad, jak w przypadku ptactwa. Trzeba jednak pamiętać, że proces wychowania przez rodziców oraz zdobywania samodzielności u poszczególnych gatunków może się różnić. W pierwszych dniach życia młode sarenki, zające czy lisy są pozostawiane w ukryciu przez rodziców, którzy w tym czasie żerują i poszukują dla potomstwa pokarmu. Młode czekają cierpliwie na powrót rodziców. W ciągu doby rodzice kilkukrotnie odnajdują swoje dziecko, aby je nakarmić. Taka sytuacja trwa do czasu, aż małe jest w stanie samodzielnie podążać za rodzicem. Dlatego tak ważne jest, aby najpierw z ukrycia zaobserwować, czy zwierzę jest na pewno opuszczone przez rodziców i interwencja będzie uzasadniona. Zbyt pochopnym zabraniem zwierzaka można mu wyrządzić wielką krzywdę.

Dużą liczbę pacjentów „Mysikrólika” stanowią ofiary wypadków komunikacyjnych. W sytuacji kolizji z dzikim zwierzęciem, zgodnie z przepisami, prowadzący pojazdem, który potrącił zwierzę, ma obowiązek zapewnienia mu pomocy, na przykład poprzez zawiadomienie odpowiednich służb, takich jak policja, straż miejska, straż pożarna czy urząd gminy. Sprawnie przeprowadzona akcja pozwoli pomóc rannemu zwierzakowi oraz zmniejszy możliwość pogłębienia się urazu. Niosąc jednak pomoc na drodze, przede wszystkim trzeba pamiętać o swoim zdrowiu i bezpieczeństwie. W przypadku mniejszych zwierząt jesteśmy w stanie sami zabrać zwierzę z ulicy, używając w tym celu rękawic, kawałka grubszego materiału lub jakiegoś pudełka. Pamiętajmy, aby zapewnić poszkodowanemu spokój. Najważniejsza w tym momencie zasada to „trzy razy C” . Czyli: ciemno, ciepło i cicho. Zastosowanie się do nich zwiększy szansę na uratowanie zwierzęcia, bo zminimalizuje jego stres. Kolejnym ważnym krokiem jest jak najszybsze dostarczenie rannego do odpowiedniego ośrodka lub lecznicy.

Jeżeli poszkodowane zostało większe zwierzę, takie jak sarna, dzik, lis czy borsuk, możliwości pomocy są ograniczone, bo w stresie zwierzęta te mogą wyrządzić człowiekowi krzywdę. Jedyne, co można zrobić, to nakryć zwierzęciu głowę, aby się uspokoiło, i powiadomić odpowiednie służby.

Odpowiedzialnością za pomoc w takiej sytuacji obarczony jest samorząd, na którego terenie doszło do zdarzenia. Miasto czy gmina ma obowiązek zająć się rannym zwierzęciem albo wskazać lekarza weterynarii, który pełni całodobowy dyżur i udzieli mu pomocy. Następnie zwierzę powinno trafić do wyspecjalizowanego ośrodka rehabilitacji. – Niestety, ubolewamy nad tym, że system ten nie działa w Polsce prawidłowo. Brak jest sprawnego przepływu informacji pomiędzy instytucjami. Za mało jest też ośrodków rehabilitacji zwierząt w stosunku do rosnących potrzeb. Dlatego szczególnie w godzinach popołudniowych i nocnych los zwierząt leży w naszych rękach. Pamiętajmy o tym. Często tylko dzięki olbrzymiej determinacji postronnych osób zwierzę uzyskuje pomoc. Mamy jednak nadzieję, że sytuacja ta, wraz ze wzrostem wiedzy, będzie się zmieniać – stwierdzają Agnieszka i Sławomir Łyczkowie.

google_news