Wydarzenia Bielsko-Biała Cieszyn Żywiec

Jeśli sędzia odczuwa strach, musi zmienić zawód

Czy sędziowie z okręgu bielskiego są równie podzieleni w opinii na temat reform jak Polacy? Czy manifestacje przed sądami okazały się sukcesem? Co oznacza zawetowanie przez prezydenta dwu ustaw dotyczących reform, a podpisanie jednej i jaka przyszłość może czekać trzecią władzę? Wreszcie, czy uczestnikom protestów, w tym sędziom, grożą jakieś szykany oraz czy na Podbeskidziu już mamy do czynienia z politycznym wpływaniem na sądy? Na te pytania w rozmowie z Marcinem Kałuskim stara się odpowiedzieć sędzia Jarosław Sablik (na zdjęciu), przedstawiciel prasowy w okręgu bielskim Ogólnopolskiego Forum Współpracy Przedstawicieli Samorządu Sędziowskiego.

– Przez wiele dni pod Sądem Okręgowym w Bielsku-Białej płonęły świece. Codzienne protesty zapoczątkowali sami sędziowie, a później dołączyli do nich mieszkańcy. Ilu sędziów z okręgu bielskiego wsparło tę formę sprzeciwu wobec planów zmiany ustaw dotyczących sądów, a ilu miało przeciwne zdanie? Jak to środowisko podchodzi do wsparcia mieszkańców? I czy ta inicjatywa odniosła sukces?

– Największym sukcesem odbywających się w całej Polsce protestów był powszechny udział obywateli reprezentujących różne poglądy polityczne, a co najważniejsze – dużej grupy młodzieży. To bardzo pozytywne, ponieważ świadczy o tym, że w wolnej Polsce odradza się społeczeństwo obywatelskie, którego przyszłością są właśnie młodzi ludzie.

Nie mogę podać dokładnej liczby sędziów okręgu bielskiego, którzy uczestniczyli w organizowanym w całej Polsce, w tym pod bielskimi sądami, „Łańcuchu światła w obronie niezależności sądów”, gdyż nikt tego nie sprawdzał. Mogę natomiast stwierdzić, że od 16 do 24 lipca osobiście widziałem (wiem to również od sędziów z Żywca i Cieszyna) na spotkaniach pod Sądem Okręgowym w Bielsku-Białej łącznie kilkudziesięciu sędziów. To duża liczba biorąc pod uwagę fakt, że około połowa ze 132 sędziów orzekających we wszystkich sądach okręgu bielskiego jest na urlopie. Chciałbym jednak podkreślić, że pod bielskimi sądami było też bardzo wielu adwokatów, radców prawnych i pracowników sądów. Nie słyszałem, by którykolwiek sędzia okręgu bielskiego negatywnie odnosił się do tej akcji, jednak nie wykluczam, że są takie stanowiska i uważam, że trzeba je szanować.

Warto przy tym podkreślić, że z ankiety przeprowadzonej przez Krajową Radę Sądownictwa, w której wzięło udział 3386 sędziów, czyli jedna trzecia wszystkich sędziów orzekających w naszym kraju, wynika, że aż 97 proc. ankietowanych sędziów uważa, iż projekty Ministerstwa Sprawiedliwości zagrażają niezawisłości i niezależności sędziowskiej. Tylko 29 uczestników (0,86 proc.) udzieliło pozytywnej odpowiedzi na pytanie o poparcie przygotowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości projektu reformy Krajowej Rady Sądownictwa. 85,03 proc. sędziów uznało, że w związku z tym projektem należy przeprowadzić akcję protestacyjną, a 13,11 proc. było przeciw.

– Jaka była w czasie protestów postawa prezesa Sądu Okręgowego i jego zastępców? Angażowali się, zniechęcali do udziału czy byli neutralni?

– Nie znam przypadków, by prezesi sądów zniechęcali sędziów do udziału w tych protestach społecznych. Nie rozmawiałem z prezesem i wiceprezesem naszego Sądu Okręgowego na temat akcji protestacyjnej „Łańcuch światła w obronie niezależności sądów”. Nie słyszałem też jednak, by jakikolwiek prezes sądu apelacyjnego, okręgowego czy rejonowego wyrażał zdecydowaną dezaprobatę dla tej akcji lub wyciągał jakieś konsekwencje wobec sędziów, którzy brali w niej udział. Każdy prezes ma świadomość, że sędzią jest się przez całe życie zawodowe, a prezesem bywa się tylko przez kilka lat. Ponadto wszyscy obecni prezesi sądów apelacyjnych, okręgowych i rejonowych mają jeszcze poparcie samorządu sędziowskiego, który zaaprobował ich kandydatury na te stanowiska. Nie są to więc przypadkowi sędziowie.

– Czy pana zdaniem udział w manifestacjach może mieć dla sędziów jakieś konsekwencje? I czy spodziewa się pan dla siebie jakichś konsekwencji, skoro otwarcie krytykuje plany zmian w prawie?

– Sędzia nie może obawiać się konsekwencji za wskazywanie na potencjalne zagrożenia dla wartości konstytucyjnych i praw człowieka. Jeżeli odczuwa strach, to musi zmienić zawód. Jego orzeczenia nie będą bowiem sprawiedliwe. W sprawach spornych zawsze jest wszakże jakaś presja stron procesowych, które chcą uzyskać korzystne dla siebie rozstrzygnięcie.

Przypominam też, że to politycy wszystkich opcji zarzucają sędziom, że nie komunikują się ze społeczeństwem, że stanowią zamkniętą kastę, która sama nie chce się zreformować. Zapominają przy tym uświadomić społeczeństwu, że Konstytucja (art. 178 ust. 3) zabrania sędziom przynależności do partii politycznych, związku zawodowego oraz prowadzenia działalności publicznej niedającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Z kolei sędziowie nie chcą być mieszani do polityki. Konstytucja nie daje również sędziom prawa do inicjatywy ustawodawczej. Takiego prawa nie ma także Krajowa Rada Sądownictwa. Sędziowie nie mogą zatem sami zgłosić władzy ustawodawczej żadnych projektów ustaw. W tym zakresie zdani są tylko na łaskę polityków.

W tej chwili toczy się ogromna debata społeczna na temat reformy sądownictwa. Nie słyszałem jednak, by politycy szeroko informowali społeczeństwo, że środowisko sędziowskie przygotowało własne propozycje i projekty tej reformy. Ostatnim projektem środowiska sędziowskiego był projekt reformy Krajowej Rady Sądownictwa, który za pośrednictwem grupy posłów został wniesiony do Sejmu, ale większość parlamentarna bez szerszej dyskusji odrzuciła go w kwietniu tego roku.

Uważam, że sędziowie, w granicach wspomnianego artykułu Konstytucji, mają prawo i obowiązek zabierania głosu w tej debacie, komunikując obywatelom swoje stanowisko na temat niezbędnych reform oraz ewentualnych skutków reform proponowanych przez polityków. Artykuł 178 ust. 1 Konstytucji stanowi bowiem, że sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom. Ponadto sędziowie ślubują służyć wiernie Rzeczypospolitej Polskiej i stać na straży prawa. Preambuła do Konstytucji wzywa zaś wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej Konstytucję będą stosowali, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.

Ja od blisko 22 lat orzekam w pierwszej instancji Wydziału Karnego bielskiego Sądu Okręgowego, to jest w sprawach najgroźniejszych dla społeczeństwa przestępców i zorganizowanych grup przestępczych. W swojej służbie sędziowskiej kilkakrotnie otrzymywałem od przestępców jawne lub domyślne groźby stanowiące zapowiedzi znaczenie poważniejszych konsekwencji dla mnie i mojej rodziny. Próby zastraszania są niestety elementem służby każdego sędziego.

– Podczas protestów padały od przedstawicieli adwokatów zapewnienia, że będą udzielać bezpłatnych porad prawnych tym, którzy z powodu manifestacji mogą być szykanowani. Czy rzeczywiście może istnieć takie zagrożenie?

– Deklaracje adwokatów dawały odczuwającym ewentualne poczucie zagrożenia uczestnikom świadomość, że nie zostaną sami i bez fachowej pomocy prawnej. Wierzę jednak, że nie było żadnego rzeczywistego zagrożenia represjami dla osób manifestujących swoje poglądy w sposób dozwolony prawem.

Nie można jednak zapominać, że Polska jest bardzo młodą demokracją i wielu Polaków pamięta jeszcze lata 80. lub zna je z przekazów historycznych oraz informacji medialnych. W tamtych czasach udział w protestach i manifestacjach kończył się dla wielu osób dotkliwymi represjami. Jest wiec zrozumiałe, że na pewno część uczestników „Łańcuchu światła…” mogła odczuwać jakieś obawy. To poczucie zagrożenia mogły wzmagać niepotrzebne wypowiedzi niektórych polityków, nazywające uczestników tej akcji komunistami, esbekami, zdrajcami, upiorami bolszewickimi, ubeckimi wdowami, oczadzonymi i pożytecznymi idiotami.

Należy podkreślić, że adwokaci deklarując swoją pomoc, wypełnili treść ślubowania adwokackiego, które brzmi: „Ślubuję uroczyście w swej pracy adwokata przyczyniać się ze wszystkich sił do ochrony praw i wolności obywatelskich oraz umacniania porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej”. Deklaracja adwokatów to przypomnienie społeczeństwu, że adwokatura to służba społeczeństwu w obronie praw i wolności obywatelskich.

Obecnością na „Łańcuchu światła…” adwokaci i radcy prawni dali też wyraz swoim obawom, że proponowane przez polityków reformy stanowią zagrożenie dla podstawowych praw człowieka i konstytucyjnych wartości, to jest prawa każdego obywatela do rozpatrzenia sprawy przez niezawisły i niezależny od polityków sąd.

– Jakie pan i inni sędziowie mają refleksje dotyczące tego, że musieli wyjść na ulicę?

– Dla mnie osobiście to w pewien sposób „powrót do przeszłości”. W latach 1980-1984 byłem uczniem liceum ogólnokształcącego i chodziłem na tzw. antypochody pierwszomajowe. Później już jako student Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, w latach 1984-1989, brałem udział w strajkach i protestach studenckich. Tamtych czasów nie można jednak porównywać z obecnymi protestami – to była inna Polska. Tak jak już wcześniej powiedziałem dla jednej z gazet, to co łączy te protesty, to ich uczestnicy i bronione wartości. W latach 80. dziesiątki tysięcy Polaków za walkę o wolną Polskę oraz takie wartości i podstawowe prawa człowieka, jakimi są między innymi niezależne i niezawisłe sądy, było internowanych i skazywanych na wieloletnie kary więzienia. Wielkość ich odwagi i ogrom tragedii ich rodzin widziałem w aktach spraw, w których orzekałem o stwierdzeniu nieważności wyroków wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego oraz zasądzając dla tych osób odszkodowania.

Sformułowanie, że „sędziowie wyszli na ulicę” nie jest też adekwatne do akcji protestacyjnej „Łańcuch światła w obronie niezależności sądów”. Powtórzę, że symbolami tych pokojowych protestów nie były kije bejsbolowe i palone opony. Ustaw ustrojowych nie można tak traktować i nie można w ich wypadku tak protestować. Należy do nich podchodzić jak do rodowej porcelany, to jest delikatnie, z szacunkiem, powagą i głęboką refleksją. Dlatego symbolem ostatnich protestów były biała róża i płomień świecy. Biała róża jest oznaką niewinności, czystości, uczucia idealnego. Symbolizuje także szacunek, honor i pokój. Płomień świecy to zaś wyraz powagi, szacunku, refleksji i zadumy.

„Łańcuch światła…” to protest społeczeństwa obywatelskiego, które obawia się naruszenia swoich podstawowych praw i konstytucyjnych wartości. To też apel społeczeństwa do demokratycznie wybranej władzy wykonawczej o głębszą i szerszą refleksję nad wszystkimi możliwymi negatywnymi skutkami zmian w ustawach o Krajowej Radzie Sądownictwa, ustroju sądów powszechnych oraz ustawie o Sądzie Najwyższym.

– Czy możemy spodziewać się kolejnych form sprzeciwu środowiska sędziowskiego?

– Wszystko zależy od tego, jakie projekty ustaw przedstawi prezydent i jakie kolejne projekty ustaw dotyczących sądownictwa przedstawi większość parlamentarna.

– W jakiej rzeczywistości byśmy się znaleźli, gdyby nie prezydenckie weta?

– Odpowiadając na to pytanie, zacytuję za prezydentem słowa Zofii Romaszewskiej – legendarnej działaczki „Solidarności” i Biura Interwencyjnego KOR: „Panie prezydencie, ja żyłam w państwie, w którym prokurator generalny miał nieprawdopodobnie silną pozycję i w zasadzie mógł wszystko, i nie chciałabym z powrotem do takiego państwa wracać”.

Żeby rzetelnie i obiektywnie ocenić wszystkie ewentualne negatywne skutki proponowanych reform wymiaru sprawiedliwości, należy „odpolitycznić” sposób patrzenia na te ustawy. Nie można oceniać tak ważnych zmian ustrojowych przez swoje sympatie i antypatie polityczne i kierować się tym, która partia posiada obecnie większość parlamentarną.

Przyjmując do wiadomości najlepsze intencje obecnej większości parlamentarnej należy pamiętać, że ustaw nie tworzy się na jedną kadencję parlamentu, tylko uchwala się je na lata. Stworzone w nich negatywne mechanizmy mogą więc służyć innym partiom politycznym sprawującym w przyszłości władzę i kolejnym ministrom sprawiedliwości pełniącym jednocześnie funkcję prokuratora generalnego. Nie ma zaś żadnej gwarancji, że oni będą mieli równie dobre intencje i nie wykorzystają ich przeciwko obywatelom oraz do zwalczania swoich przeciwników politycznych i zapewnienia sobie bezkarności.

Polacy mają w tym zakresie własne złe doświadczenia historyczne i nie powinniśmy powtarzać tych samych błędów. Starsze pokolenie pamięta, a młodzież uczyła się na lekcjach historii, jakie zarzuty padały pod adresem sądownictwa, gdy wybór i awans sędziów zależał od decyzji Rady Państwa wybieranej przez polityków – przez sejm, a minister sprawiedliwości miał ogromną władzę nad prezesami sądów. Nie można oczywiście porównywać tamtego sejmu z obecnym lub porównywać obecnej, demokratycznie wybranej, władzy wykonawczej z tamtą władzą wykonawczą. Ale nie można też nie wyciągać żadnych wniosków z naszej historii.

W obowiązującej od 1950 roku wersji ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych stwierdzono, że „sędziowie są w sprawowaniu swego urzędu sędziowskiego niezawiśli i podlegają tylko ustawom, a nadzór ministra sprawiedliwości nie może wkraczać w dziedzinę, w której w myśl ustawy konstytucyjnej sędziowie są niezawiśli”. To, że ustawowa niezawisłość i niezależność sędziów miała wtedy niejednokrotnie charakter tylko teoretyczny, wynikało z innych zapisów tej ustawy, które dawały ówczesnej komunistycznej władzy narzędzia skupione w ręku ministra sprawiedliwości, który osobiście lub za pośrednictwem prezesów sądów mógł w sposób niekontrolowany wpływać na sytuację zawodową i możliwości awansu pojedynczego sędziego. Nikt chyba dziś nie zaprzeczy, że mimo tych chwalebnych zapisów o rzekomej niezawisłości i niezależności ówczesnych sędziów, przy wykorzystaniu narzędzi nadzoru administracyjnego zapadały wyroki na zamówienia polityczne, że przeciętny obywatel w procesie przeciwko politykowi rządzącej partii, urzędnikowi reprezentującemu ówczesną władzę, członkom ich rodzin lub ich dobrym znajomym był często z góry skazany na przegraną. Podobnie jak w sprawach przeciwko ówczesnej milicji czy służbom skarbowym oraz w wielu innych. Nikt też nie zaprzeczy, że politycy rządzącej wówczas partii byli bezkarni. W jednym ręku mieli bowiem prokuraturę i sądy.

Wnioski z tej części historii Polski wyciągnięto w 1989 roku. Wbrew bowiem twierdzeniom niektórych polityków, przez ostatnie 28 lat sądownictwo przeszło gruntowne reformy.

– Przypomnijmy, jakim reformom poddano sądownictwo w ciągu ostatnich 28 lat.

Żeby odciąć polityków od wpływu na sądy, w grudniu 1989 roku została utworzona Krajowa Rada Sądownictwa, która miała strzec rzeczywistej niezawisłości sędziowskiej i niezależności sądów oraz decydować o powołaniu na stanowiska i o awansach sędziowskich. W 24-osobowym składzie Rady było tylko sześciu polityków, a sędziów sądów powszechnych i sędziego ówczesnego sądu wojskowego wybierali do Krajowej Rady Sądownictwa przedstawiciele samorządu sędziowskiego. Jednocześnie pozbawiono ministra sprawiedliwości prawa do dowolnego wyboru spolegliwego dla siebie prezesa sądu. Mógł on bowiem wybierać prezesa tylko spośród dwóch kandydatów przedstawionych mu przez samorząd sędziowski. Pozbawiono go również możliwości niekontrolowanego odwoływania prezesów sądów. Co więcej, na podstawie ustawy z 20 grudnia 1989 roku zostały skrócone kadencje poprzednim sędziom Sądu Najwyższego, którzy według historyków byli faktycznie powoływani przez Komitet Centralny PZPR, a tylko formalnie przez przewodniczącego Rady Państwa. Krajowa Rada Sądownictwa, zgodnie z ustaleniami Okrągłego Stołu, powołała nowych sędziów Sądu Najwyższego. Jedna trzecia z nich to byli na ogół profesorowie. W ten sposób, jak stwierdza profesor Adam Strzembosz, Sąd Najwyższy został jako pierwszy tak zdekomunizowany, jak żaden inny organ w Polsce. Nadto w sierpniu i wrześniu 1990 roku powołano sądy apelacyjne, do których na stanowiska sędziowskie Krajowa Rada Sądownictwa wybrała sędziów, którzy w poprzednim systemie nie sprzeniewierzyli się zasadom niezawisłości i niezależności sędziowskiej. Takich sędziów było bardzo dużo. Za profesorem Adamem Strzemboszem powiem, że na przykład Sąd Wojewódzki w Warszawie w pierwszej instancji w okresie stanu wojennego uniewinniał w procesach politycznych co drugiego człowieka, gdy normalnie uniewinnienia to 2-4 procent. Podobnie było w sądach krakowskich.

Przede wszystkim jednak przez ostatnie 28 lat nastąpiła w sądownictwie prawdopodobnie już w stu procentach wymiana kadr. Ja jestem jednym z najstarszych stażem i wiekiem sędziów Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej, a pierwszą nominację sędziowską otrzymałem w lipcu 1993 roku. Średnia wieku polskiego sędziego to około 39 lat. Zatem zdecydowana większość obecnie orzekających sędziów w 1989 roku uczęszczała do szkoły podstawowej lub liceum. Nie wiem więc, czy trzeba ich za to dekomunizować.

Na temat wad i niekonstytucyjności projektów ustaw proponowanych obecnie przez większość parlamentarną w zakresie reformy sądownictwa wypowiedzieli się publicznie prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, prezesi Sądu Najwyższego, przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa, Rzecznik Praw Obywatelskich, Naczelna Rada Adwokacka i okręgowe rady adwokackie, Krajowa Izba Radców Prawnych, profesor Adam Strzembosz – pierwszy prezes niekomunistycznego Sądu Najwyższego oraz bardzo wiele innych autorytetów społecznych i prawniczych.

Najistotniejsze w tych wszystkich wystąpieniach jest podkreślenie, że niezawisłość i niezależność sądów nie jest żadnym przywilejem sędziów, tylko podstawowym prawem człowieka, konstytucyjnie gwarantowanym wszystkim obywatelom. Polacy, jako obywatele Unii Europejskiej mają to prawo zagwarantowane również w artykule 47 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Stwierdza on m.in., że każdy, kogo prawa i wolności zagwarantowane przez prawo Unii zostały naruszone, ma prawo do rozpatrzenia jego sprawy przez niezawisły i bezstronny sąd.

Nie powinniśmy zatem zapominać swojej historii i akceptować sytuacji, w której jakakolwiek władza wykonawcza będzie posiadała ustawowe narzędzia, za pomocą których może wpływać na sądy i sędziów, by uzyskać wyroki na zamówienia polityczne i zapewniać sobie bezkarność. Nie mogą też powtarzać się sytuacje z minionej epoki, w których przeciętny obywatel w procesie przeciwko służbom państwowym i organom państwowym typu policja, urząd skarbowy, ZUS i NFZ czy w procesie przeciwko politykowi rządzącej partii, urzędnikowi reprezentującemu władzę, członkom ich rodzin lub ich dobrym znajomym będzie skazany na przegraną.

– Czy już mamy do czynienia z próbami wpływania na sądy poprzez narzędzia kadrowe? Czy odczuły to sądy okręgu bielskiego? Ostatnio ogólnopolskie media rozpisywały się o tym, o czym „beskidzka24” informowała wiosną, czyli o nominacji na stanowisko wiceprezesa SO sędzi Anny Szwed-Szczygieł, czyli córki ministra rodziny Stanisława Szweda.

– Wybór sędzi Anny Szwed-Szczygieł na stanowisko wiceprezesa tutejszego Sądu Okręgowego został dokonany w przeprowadzonej w kwietniu 2017 roku jawnej i otwartej dla wszystkich sędziów Sądu Okręgowego procedurze, dającej każdemu z nich możliwość ubieganie się o to stanowisko. O możliwości zgłaszania swoich kandydatur sędziowie byli informowani przez prezesa Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej na zebraniach poszczególnych wydziałów. Wolę pełnienia tej funkcji zgłosiło 3 spośród 39 sędziów orzekających w Sądzie Okręgowym. Reprezentowali oni wydziały cywilne oraz pracy i ubezpieczeń społecznych. Ostatecznego wyboru prezes dokonał po przeprowadzeniu rozmów z każdym z tych sędziów i wysłuchaniu opinii kolegium sądu.

– Co oznacza zawetowanie przez prezydenta dwu ustaw i podpisanie tej o sądach powszechnych? Jakie zmiany nas czekają?

– Prezydent zawetował ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz o Sądzie Najwyższym. Nie ma więc potrzeby, by je obecnie szerzej omawiać. Środowisko sędziowskie ubolewa, że nie zawetował ustawy wprowadzającej zmiany do ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych.

Żeby wskazać na ewentualne zagrożenia dla niezawisłości i niezależności sądów wynikające z wprowadzonych tą ustawą zmian, ponownie stwierdzam, że trzeba tę ustawę „odpolitycznić” pamiętając, że ustaw nie tworzy się na jedną kadencję parlamentu, tylko uchwala się je na lata. Wspomniałem już wcześniej, że po obaleniu komunistycznej władzy w 1989 roku pozbawiono polityków – ministra sprawiedliwości – prawa do dowolnego i niekontrolowanego wyboru prezesów sądów. Podkreślić należy, że polityk, który obejmie funkcję ministra sprawiedliwości, staje się obecnie również prokuratorem generalnym, a zatem pośrednio stroną postępowań sądowych, a zarazem najbardziej zainteresowaną osobą, by podległa mu prokuratura osiągała dobre wyniki w pracy, czyli wygrywała procesy sądowe uzyskując wyroki skazujące.

Do 12 sierpnia 2017 roku (daty wejścia w życie wprowadzonych zmian) minister sprawiedliwości, będący jednocześnie prokuratorem generalnym oraz stroną postępowań sądowych, nie mógł w sposób dowolny i niczym niekontrolowany powołać prezesa sądu. Na przykład w wypadku prezesa sądu okręgowego musiał przede wszystkim uzyskać dla proponowanej kandydatury pozytywną opinię zgromadzenia ogólnego sędziów okręgu. Mogło ono zablokować kandydaturę osoby, która może być spolegliwa dla ministra-prokuratora generalnego lub naruszać zasady etyki sędziowskiej. W razie wydania przez zgromadzenie ogólne negatywnej opinii o kandydacie, minister sprawiedliwości mógł powołać swojego kandydata po uzyskaniu pozytywnej opinii Krajowej Rady Sądownictwa. Negatywna opinia Krajowej Rady Sądownictwa była dla ministra sprawiedliwości wiążąca.

Od 12 sierpnia tego roku polityk, który obejmie funkcję ministra sprawiedliwości, a zarazem prokuratora generalnego, swobodnie powoła sobie spełniającego jego oczekiwania prezesa sądu okręgowego na 6-letnią kadencję, a po jego powołaniu już tylko w ramach kurtuazji i dla celów informacyjnych przedstawi go zgromadzeniu ogólnemu sędziów. Zgromadzenie ogólne (samorząd sędziowski) nie będzie miało żadnego wpływu na wybór ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego i nie będzie mogło zablokować wybrania przez niego spolegliwego prezesa. Żaden inny organ nie będzie mógł tego uczynić. Jeżeli taki minister sprawiedliwości, jako prokurator generalny, zechce wpływać przez „swojego” prezesa na poprawę wyników pracy prokuratury i wygrywanie przez nią procesów karnych, to dla przeciętnych obywateli stających przed sądami w okresie 6-letniej kadencji „jego prezesa” odpowiedzialność polityczna ministra sprawiedliwości jest mało pocieszająca. Należy przy tym pamiętać o potępianym przez środowisko sędziowskie przypadku prezesa, który w ramach prowokacji dziennikarskiej, nawet w obowiązującym do 12 sierpnia stanie prawnym, chroniącym go przed wpływami polityków, był skłonny spełniać życzenia dziennikarza podszywającego się pod władzę wykonawczą.

Od 12 sierpnia minister sprawiedliwości, a zarazem prokurator generalny będzie łatwiej mógł też odwołać prezesa powołanego przez swojego poprzednika, by zastąpić go „swoim prezesem”. Takie prawo daje mu niedookreślona i dająca się szeroko interpretować podstawa do odwołania prezesa w postaci „stwierdzenia szczególnie niskiej efektywności działań w zakresie pełnionego nadzoru administracyjnego lub organizacji pracy w sądzie lub sądach niższych”. Nie można wykluczyć, że w przyszłości polityk będący ministrem sprawiedliwości, a zarazem prokuratorem generalnym absurdalnie uzna, że wyroki uniewinniające przeciwników politycznych, przegrywanie innych spraw sądowych przez prokuraturę lub ZUS jest efektem „szczególnie niskiej efektywności działań w zakresie pełnionego przez prezesa nadzoru administracyjnego”.

Nowa ustawa nie wyklucza wpływu prezesa sądu – a za jego pośrednictwem ministra sprawiedliwości – na skład sędziowski w konkretnej sprawie.

– Jak to możliwe?

– Wprawdzie co do zasady przewiduje losowy przydział spraw sędziom. Od zasady tej można jednak odstąpić w przypadku, gdy sprawa podlega przydziałowi sędziemu pełniącemu dyżur. Stwarza to możliwości manipulacji składem sędziowskim w konkretnej sprawie przez ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego za pośrednictwem prezesa sądu, który ustala rozkład pracy w sądzie i wyznacza, jaki sędzia pełni dyżur w danym dniu. Prezes może wszakże tak ustalać dyżury sędziów, by określona sprawa o zastosowanie aresztu trafiła na „właściwego” sędziego, na którego może wpływać obiecując mu awans lub stanowisko przewodniczącego wydziału.

Od 12 sierpnia tylko bowiem prezes odpowiednio wybrany przez ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego będzie decydował, który sędzia otrzyma awans w postaci funkcji przewodniczącego wydziału. Samorząd sędziowski przez swoich przedstawicieli w kolegium sądu nie będzie się mógł już temu sprzeciwić. Z kolei awans sędziego do wyższego sądu zależy od opinii wizytatora, przy powołaniu którego konieczne będzie zasięgnięcia opinii ministra sprawiedliwości w miejsce dotychczasowej opinii kolegium sądu. W przykładowej sprawie o zastosowanie aresztu minister sprawiedliwości najpierw poda spolegliwemu sobie prezesowi, kiedy ma pełnić dyżur aresztowy „właściwy” sędzia, który chciałby awansować na jakieś stanowisko, o którym tylko oni obaj decydują, a potem już jako prokurator generalny wyda polecenie podległemu prokuratorowi, kiedy ma stawiać zarzuty przeciwnikowi politycznemu i kierować wniosek o jego areszt.

Ustawa dyskryminuje też kobiety wykonujące zawód sędziego. Każda Polka, która nie jest sędzią po ukończeniu 60. roku życia może bez problemu pracować dalej, co najmniej do 65. roku życia. Nikt jej nie może zwolnić lub zmusić do przejścia na emeryturę. To prawo zostało zabrane kobietom-sędziom, które w przeciwieństwie do mężczyzn chcąc pracować w tym zawodzie do 65. roku życia muszą przedstawić zaświadczenie stwierdzające, że są zdolne, ze względu na stan zdrowia, do pełnienia obowiązków sędziego i liczyć na łaskę ministra sprawiedliwości, który może, ale nie musi się na to zgodzić (art. 69 §1 i §1b nowelizacji wchodzący w życie od 1 października).

– Co jeszcze niepokoi?

– Szczególne wątpliwości z punktu widzenia standardów demokratycznego państwa prawa wywołuje przepis, który przyznaje ministrowi sprawiedliwości kompetencję do odwołania w ciągu pół roku obecnych prezesów i wiceprezesów sądów powszechnych bez podania przyczyny, a za pośrednictwem prezesów daje ministrowi sprawiedliwości prawo do odwołania sędziów funkcyjnych w sądach, a więc wizytatorów, przewodniczących wydziałów oraz ich zastępców.

Kolejna i następna większość parlamentarna powołując się na – jej zdaniem – złe wyniki pracy sądów, może uchwalić taką samą ustawę i na początku swojej kadencji dokonać wymiany, bez podania przyczyny, wszystkich prezesów i wiceprezesów sądów powszechnych, a za ich pośrednictwem odwołania wizytatorów, przewodniczących wydziałów oraz ich zastępców. Za dwa lata czy za dziesięć może się okazać, że sądy stały się takim samym „łupem politycznym” jak spółki Skarbu Państwa. Politycy będą zaś tłumaczyli wyborcom, że skoro poprzednicy to zrobili, to my też możemy to zrobić, gdyż im się wydaje, że praca sądów jest nadal zła.

Istnieje ku temu pokusa, gdyż politycy mogą m.in. uznać, że ten kto ma sądy, ten ma okręgowe komisje wyborcze, które są powoływane w związku z przeprowadzeniem wyborów do sejmu i senatu, wyborów prezydenta RP i wyborów do Parlamentu Europejskiego.

Okręgowe komisje wyborcze powołuje co prawda Państwowa Komisja Wyborcza, ale minister sprawiedliwości samodzielne zgłasza kandydatów na członków komisji, a Państwowa Komisja Wyborcza nie może powołać do komisji osoby niezgłoszonej przez ministra. Może się zatem okazać, że w okręgowych komisjach wyborczych będą zasiadać tylko sędziowie o sympatiach politycznych do partii sprawującej władzę.

– Według rządzących, to jednak nie politycy, ale sędziowie mają najwięcej za uszami. Publicznie mówią nie tylko o potrzebie dekomunizacji, braku reform, braku komunikacji ze społeczeństwem czy sprzeniewierzaniu się zasadom niezależności i niezawisłości, do czego wyżej się pan odniósł. Ale wyliczają też i szczególnie nagłaśniają przypadki nadużyć. Jak taka retoryka jest odbierana przez środowisko sędziowskie?

– Odnosząc się do opisywanych w mediach kilku przypadków kradzieży dokonanych przez sędziów, powtórzę za prezesem Izby Karnej Sądu Najwyższego, sędzią Stanisławem Zabłockim, że z punktu widzenia prawa karnego to drobne występki, ale z punktu widzenia służby sędziowskiej to zbrodnie, które muszą i zostaną z odpowiednią surowością ukarane. Sędziowie podobnie jak duchowni są szczególnie zobowiązani do przestrzegania określonych w dekalogu zasad moralnych. Niestety, w każdej grupie zawodów szczególnej odpowiedzialności i zaufania publicznego zdarzają się „czarne owce”.

– Jakie zmiany w prawie są potrzebne według sędziów, aby w sądach doszło do „dobrej zmiany”.

– Środowisko sędziowskie popiera i zawsze popierało wszelkie inicjatywy zmierzające do rzeczywistego reformowania sądownictwa. Co więcej, nawet przedstawiało politykom własne projekty ustaw reformy sądownictwa, o czym już wspomniałem.

Zdaniem środowiska sędziowskiego, w pierwszej kolejności należy szybko przeprowadzić kilka bardzo prostych, ale podstawowych reform, które wzmocnią pozycję obywatela przed sądem, stworzą realne możliwości kontroli społecznej procedowania przez sędziów, a w konsekwencji wzmocnią u obywateli przekonanie, że sądy i sędziowie służą obywatelom.

Środowisko sędziowskie proponuje więc m.in. następujące pilne reformy:

- wprowadzenie do procesu cywilnego i przywrócenie w procesie karnym dla każdego obywatela pełnomocnika fachowego z urzędu, który wzmocni jego pozycję przed sądem, przeprowadzi go przez skomplikowane procedury sądowe i ułatwi mu dochodzenie jego roszczeń. Koszty takiego pełnomocnika/obrońcy będzie ponosił obywatel tylko wtedy, gdy przegra sprawę sądową i tylko wtedy, gdy jego dochody i sytuacja majątkowa będzie pozwalała na uiszczenie tych kosztów. Zwracam uwagę, że Polska – wraz z trzema innymi krajami byłego bloku wschodniego (Słowacja, Węgry i Chorwacja) oraz Maltą – jest jednym z członków Unii Europejskiej o zdecydowanie najniższym odsetku wydatków na pomoc prawną. Wynoszą one w naszym kraju zaledwie 0,63 euro w przeliczeniu na jednego mieszkańca, a np. w Czechach 2,3 euro;

- obniżenie opłat sądowych. Prawo do sprawiedliwości nie może kosztować 20-30 tysięcy złotych. To są astronomiczne kwoty dla większości Polaków, którzy najprawdopodobniej w 96 proc. płacą podatki według najniższej skali podatkowej. Wielu przeciętnych obywateli skarży się zaś, że posiadając dochód na poziomie około 3 tysięcy złotych oraz własność mieszkania i samochodu są zbyt bogaci, by dostać zwolnienie od kosztów sądowych, a zbyt biedni, by ponosić koszty sądowe w celu dochodzenia należnej im sprawiedliwości. Nie mogą przecież sprzedać mieszkania, bo nie będą mieli gdzie mieszkać, a samochód służy im często do pracy zarobkowej. Nawet dwukrotność kwoty 3 tysiące dla wieloosobowej rodziny nie pozwala zaś na duże oszczędności;

- proste nagrywanie przez sąd wszystkich rozpraw, ale nie w zastępstwie protokołu, tylko dla kontroli jego treści oraz sposobu procedowania przez sąd. Takie nagranie będzie konkretnym dowodem dla każdego, kto będzie miał zarzuty w tym zakresie. Praktyka w zakresie nagrywania rozpraw cywilnych wskazuje, że rejestracja czynności sądowych za pomocą skomputeryzowanych nagrań audiowizualnych jest kosztowna, a tylko nieznacznie przyspiesza postępowanie przed sądem pierwszej instancji. Utrudnia natomiast stronom sporządzenie środków odwoławczych, gdyż wymaga wielogodzinnego odsłuchiwania nagrań, by wskazać moment/miejsce zarzucanego uchybienia sądu lub by powołać właściwy fragment zeznań świadka. Nagrywanie rozpraw cywilnych przyniosło jednak jeden zasadniczy pozytywny skutek, to jest brak skarg o rzekomym fałszowaniu sporządzanych w czasie tych rozpraw protokołów i zasadniczy spadek ilości skarg na sędziów prowadzących takie rozprawy.

W zakresie ustaw ustrojowych punktem wyjścia może być pięć postulatów, które Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia przedstawiło prezydentowi, nazwane „5 x TAK dla wolnych sądów!”, a mianowicie:

1. TAK dla niezależnych sądów i dla niezawisłości sędziowskiej. Zamiast urzędów sądowych pod nadzorem prokuratora generalnego – niezależne sądy służące obywatelom. Zamiast partyjnych instrukcji dla sędziów – sędziowie, którzy podlegają tylko Konstytucji i ustawom.

2. TAK dla sądów pokoju. Zamiast sprawiedliwości wymierzanej przez polityków – obywatele sędziami, wszędzie tam, gdzie to możliwe.

3. TAK dla obywatelskiego nadzoru nad sądami. Zamiast Krajowej Rady Sądownictwa obsadzanej przez partie – KRS wybierana przez sędziów przy udziale obywateli.

4. TAK dla nieusuwalności sędziów. Zamiast politycznego sterowania składami sędziowskimi – gwarancje nieusuwalności dla sędziów, którzy orzekają zgodnie z prawem i sumieniem.

5. TAK dla społecznej kontroli sędziów. Zamiast partyjnych sądów kapturowych – jawność i dostępność w Internecie postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów, którzy sprzeniewierzają się Konstytucji i prawu.

– Rządzący przekonują nas, że sądy nie funkcjonują najlepiej, co objawia się m.in. przedłużającymi się w nieskończoność procesami. Taka opinia jest też dość powszechna w społeczeństwie. Czy na międzynarodowym tle Polska rzeczywiście ma się czego wstydzić? I jak pod tym względem wypadają sądy okręgu bielskiego?

– Nieprawdziwy jest powtarzany przez polityków i media zarzut o rzekomo ogromnej, zawinionej przez sędziów przewlekłości postępowań sądowych. Takiemu twierdzeniu przeczą dane statystyczne podane przez Komisję Europejską.

Z dostępnego również w Internecie komunikatu KE z 10 kwietnia tego roku zatytułowanego „Unijna tablica wyników wymiaru sprawiedliwości z 2017 r.”, obejmującego 25 państw, które przedstawiły swoje dane, wynika, że:

- w zakresie ogólnej liczby rozpoznawanych w pierwszej instancji szeroko rozumianych nieprocesowych spraw cywilnych i handlowych w przeliczeniu na stu mieszkańców Polska zajmuje 4 miejsce wśród tych 25 państw. W zakresie szybkości rozpoznawania tych spraw Polska zajmuje 5 miejsce. Gorsze od polskich sądów wyniki w rozpoznawaniu tych spraw osiągają państwa, które jako wzorzec wskazują politycy, jak Francja, Włochy, Hiszpania, Holandia, Finlandia, Irlandia, Szwecja, Węgry i Portugalia;

- w zakresie wpływu rozpoznawanych w pierwszej instancji szeroko rozumianych procesowych spraw cywilnych i handlowych w przeliczeniu na stu mieszkańców Polska zajmuje 7 miejsce na 25 europejskich państw. W zakresie szybkości rozpoznawania tych spraw Polska zajmuje 13 miejsce. Wśród 12 pozostałych gorsze od polskich sądów wyniki w rozpoznawaniu tych spraw osiągają państwa, które jako wzorzec wskazują politycy, jak Francja, Włochy, Hiszpania, Finlandia, Portugalia i Słowacja.

W zakresie łącznych wydatków sektora instytucji rządowych i samorządowych na sądy Polska zajmuje 16 miejsce na 25 państw europejskich. Należy przy tym dodać, że znaczna część nakładów na sądownictwo, to środki unijne, z których finansowane są unowocześnienie infrastruktury, informatyzacja i szkolenia. Gdybyśmy nie posiadali dziesięcioletnich opóźnień w tym zakresie, to nie dostalibyśmy od UE żadnych środków finansowych na ten cel. Wszystkim, którzy twierdzą, że Polska wydaje ogromne pieniądze na sądownictwo, chciałbym też uzmysłowić, że Polska wydaje ogromne pieniądze na autostrady, drogi ekspresowe, drogi powiatowe oraz drogi lokalne. Nie oznacza to jednak, że jeździ nam się po tych drogach bezpiecznie i komfortowo. Skutków dziesięcioletnich zaniechań w tym zakresie nie da się zlikwidować w ciągu 13 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiej.

Jeżeli chodzi o pracę bielskich sądów to na wstępie powiem, że ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości dotyczących pracy wszystkich polskich sądów wynika, iż według limitu etatów na ostatni dzień okresu sprawozdawczego Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej:

- ma największy wpływ w kraju spraw cywilnych, apelacji cywilnych, zażaleń cywilnych, spraw karnych o przestępstwa i apelacji karnych dotyczących przestępstw na poziomie sądów okręgowych w przeliczeniu na jednego sędziego;

- każdy sędzia Sądu Okręgowego orzekający w sprawach cywilnych, apelacji cywilnych, zażaleń cywilnych, spraw karnych o przestępstwa, apelacji karnych dotyczących przestępstw i zażaleń w sprawach karnych załatwia najwięcej tych spraw w kraju na poziomie sądów okręgowych.

Do wszystkich sądów okręgu bielskiego na 132 sędziów i 32 referendarzy wpłynęło w 2016 roku 221 901 spraw. Średnio we wszystkich sądach okręgu bielskiego do jednego sędziego i referendarza (łącznie 164 osoby) wpłynęły więc w 2016 roku ponad 1353 sprawy, ale na przykład do jednego sędziego i referendarza w Sądzie Rejonowym w Bielsku-Białej wpłynęło ponad 1756 spraw. W 2016 roku było 252 dni roboczych, a po odliczeniu 26 dni urlopu sędziom i referendarzom pozostało na orzekanie 226 dni. W tych 226 dniach sędziowie i referendarze (łącznie 164 osoby) załatwili w sumie 214 271 spraw, czyli średnio każdy z nich po około 1306. Codziennie każdy z nich załatwił więc po blisko 6 spraw! W Sądzie Rejonowym w Bielsku-Białej każdy sędzia i referendarz załatwił średnio po około 1643 sprawy, czyli codziennie każdy z nich po ponad 7.

Średni czas trwania postępowań sądowych (łącznie z czasem trwania mediacji) według głównych kategorii spraw w pierwszej instancji za 2016 rok wyniósł ogółem w sądach okręgu bielskiego 6,1 miesiąca, w tym: w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej – 7 miesięcy, Sądzie Rejonowym w Bielsku-Białej – 6,7 miesiąca, Sądzie Rejonowym w Cieszynie – 4,5 miesiąca, Sądzie Rejonowym w Żywcu – 5,3 miesiąca. Aby samemu ocenić, czy to długi czy krótki okres trzeba wiedzieć, że:

- większość spraw, które wpływają do sądów nie jest wnoszona przez fachowych pełnomocników, tylko przez obywateli, którzy nie znają skomplikowanych wymogów proceduralnych ustalonych w ustawach uchwalonych przez polityków, a nie przez sędziów. Sędzia stosujący prawo proceduralne uchwalone przez polityków ma obowiązek wezwania obywatela do usunięcia braków jego pozwu czy wniosku. Usunięcie tych braków trwa około miesiąca, gdyż tyle trwa wymiana korespondencji pocztowej;

- czas niezbędny do skutecznego prawnie doręczenia wezwania wynosi co najmniej 21 dni, gdyż 14 dni jest wymagane dla awizowania korespondencji, a 7 dni to dostarczenie wezwania poczcie i zwrot wezwania do sądu;

- na najprostsze opinie biegłych oczekuje się 2 miesiące, a na bardziej skomplikowane opinie lekarskie oczekuje się minimum 12 miesięcy. Po sporządzeniu przez biegłych opinii strony zawsze formułują pytania i zastrzeżenia do treści tych opinii. Na opinię uzupełniającą odpowiadającą na te zarzuty i pytania czeka się od 1 do 6 miesięcy. Uzyskanie jednej opinii biegłego może trwać nawet do 2 lat. Ponadto często trzeba powołać innego biegłego i znowu oczekiwać kilka lub nawet kilkanaście miesięcy na jego opinie.

Czas oczekiwania na opinie biegłych to od zawsze hamulec szybkości postępowania sądowego. Problem ten jest znany wszystkim dotychczas rządzącym partiom politycznym i żadna z nich nie podjęła się jego skutecznego rozwiązania.

Dodam do tego, że w kwietniu 2016 roku zlikwidowano obowiązujący od lipca 2015 roku kontradyktoryjny proces karny, który mimo wad dających się wyeliminować drobnymi zmianami i racjonalną wykładnią prawa, miał podstawowe zalety. Po pierwsze, zasadniczo skracał postępowanie prokuratorskie, gdyż ograniczało się ono do zbierania informacji o dowodach, które należy przeprowadzać przed sądem i zabezpieczenia procesowego najważniejszych z nich. Po drugie, dawał oskarżonemu obywatelowi większe poczucie sprawiedliwości, gdyż to prokurator, a nie sąd musiał przeprowadzić dowody jego winy na rozprawie, tym samym prokurator osobiście musiał przekonać sąd do wydania wyroku skazującego. Od kwietnia 2016 roku mamy ponownie proces karny inkwizycyjny, w którym to sędzia ponownie przeprowadza na rozprawie dowody, które wcześniej miesiącami przeprowadzał już prokurator w postępowaniu przygotowawczym, a do tego sędzia musi również sam szukać i przeprowadzać ewentualne dowody winy oskarżanego obywatela, który często występuje bez fachowego obrońcy.

Czas trwania postępowań sądowych można skrócić upraszczając procedury, ale by je uprościć politycy musieliby wykazać wolę słuchania sędziów, którzy na co dzień je stosują. Nie czas i miejsce, bym wskazywał na wady czy nawet absurdy proceduralne, których politycy nie eliminują z uchwalonego przez siebie prawa, gdyż sami korzystają zwykle z fachowych pełnomocników, którzy z tymi wadami i absurdami proceduralnymi sobie radzą.

 

google_news