Wydarzenia Bielsko-Biała

Każdy chciał zobaczyć na własne oczy cudo techniki. Kolejka na Szyndzielnię działa od 70 lat!

Kolejka na Szyndzielnię działa od 70 lat. W długi majowy weekend na górze urządzono jubileuszową majówkę. W kolejkach do wjazdu czekały tłumy, jakich nie widziano od dawna. Jeden z symboli miasta ma się dobrze.

Gdy kolejkę oddawano do użytku, Szyndzielnia nie leżała jeszcze w granicach administracyjnych Bielska-Białej, lecz podbielskiej wsi Olszówka (stała się dzielnicą miasta dopiero w 1969 roku). Wyciąg uruchomiono z wielką pompą. W uroczystości wzięli licznie udział przedstawiciele ówczesnych władz państwowych oraz działacze sportowi i turystyczni. O wydarzeniu pisała prasa w całym kraju. Na miejscu byli operatorzy Polskiej Kroniki Filmowej, którzy nakręcili materiał filmowy wyświetlany później przed głównymi seansami w kinach w całej Polsce.

Dzieło Austriaków

Tłumnie przybyli mieszkańcy regionu oraz turyści. Każdy chciał zobaczyć na własne oczy cudo techniki. Już pierwszego dnia kolejka wywiozła na górę ponad 2 tysiące osób. Nie ma się czemu dziwić – była to dopiero druga taka kolejka gondolowa w polskich górach, a pierwsza wybudowana po wojnie. Wcześniej – bo w 1936 roku – powstała ta na Kasprowy Wierch. Była to wówczas jedna z nielicznych poza Alpami tego typu atrakcji w całej Europie.

Zaprojektowania urządzenia oraz wykonania jego podzespołów podjęła się firma zza „żelaznej kurtyny”, austriacka spółka Brüder Girak (jeszcze do niedawna jeden ze światowych liderów tego typu konstrukcji). Austriacy przygotowali dokumentację techniczną, dostarczyli podpory wyciągu, wszystkie jego mechanizmy, podzespoły, liny oraz wagoniki (w sumie 32). Nadzorowali też montaż wyciągu, którym zajęło się Bielskie Przemysłowe Zjednoczenie Budowlane. Utrzymane w górskiej stylistyce budynki dolnej i górnej stacji kolejki zaprojektowała pochodząca ze Lwowa krakowska architekt Krystyna Tołłoczko-Różyska (swój obecny wygląd zawdzięcza jej także budynek schroniska turystycznego na Szyndzielni).

Tamta kolejka działała nieco inaczej niż obecnie wykorzystywane na Szyndzielni urządzenie. Była to tak zwana kolej dwulinowa z wagonikami wyprzęganymi w ruchu okrężnym. Jedna lina służyła jako nośna, druga jako ciągnąca. Napęd urządzenia znajdował się na górnej stacji, natomiast na dolnej zainstalowano urządzenie napinające obie liny. Pokonanie dystansu 1920 metrów jednym z czteroosobowych wagoników trwało 12 minut (wagonik poruszał się z prędkością 2,6 metra na sekundę). W ciągu godziny na górę mogło wjechać lub z niej zjechać 300 pasażerów.

Oprócz kolejki na stokach Szyndzielni bardzo szybko pojawiła się też infrastruktura narciarska z prawdziwego zdarzenia, w tym legendarna (nieistniejąca już dziś) trasa slalomowa „Sahara”, na której w tamtym czasie rozgrywano prestiżowe krajowe i międzynarodowe zawody narciarskie oraz dwie popularne wśród alpejczyków amatorów nartostrady.

Plan nie wypalił

Pierwszą modernizację kolejka przeszła w 1965 roku. Wymieniono wagoniki oraz liny. Oryginalne austriackie – ciasne i nieco klaustrofobiczne gondole – zastąpiono bardziej przestronnymi, wyposażonymi w większe okna. Wykonały je Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego w Ostrowie Wielkopolskim oraz Zakłady Sprzętu Mechanicznego i Drogowego PKP w Raciborzu. Kolejny raz wagoniki zostały wymienione w 1978. Były również czteroosobowe, ale jeszcze bardziej przestronne. Wyprodukował je Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu. Wykorzystywano je aż do 1994 roku, kiedy kolejka przeszła generalną modernizację.

Zanim do tego doszło, niewiele brakowało a kolej linowa zniknęłaby z Szyndzielni. Stare wysłużone i wyeksploatowane przez lata ciągłego użytkowania urządzenie wymagało kapitalnego remontu, a właściwie wymiany na bardziej nowoczesne. Z tym był jednak poważny problem. Taka modernizacja wymagała wyłożenia na ten cel cennych walut, tak potrzebnych dla całej ówczesnej gospodarki kraju. Wszystko trzeba było bowiem sprowadzać z Austrii, na co władze pogrążonego w kryzysie ekonomicznym państwa nie mogły sobie pozwolić.
Pojawiła się więc koncepcja zastąpienia wyciągu linowego, opartego na zachodniej technologii, kolejką terenową rodzimej konstrukcji. Ciągnięte przez linę wagoniki poruszałyby się wtedy po szynach ułożonych na zboczu góry (taka kolej funkcjonuje na Gubałówce w Zakopanem i na górze Żar w Międzybrodziu Żywieckim). W latach 80. polski przemysł był w stanie samodzielnie wyprodukować tego typu kolejkę. PKL zleciły już nawet wykonanie jej projektu. W celu zniwelowania sporych różnic w nachyleniu stoku, tory nie miały być ułożone bezpośrednio na zboczu góry, lecz częściowo w specjalnie w tym celu wykonanych wykopach, a częściowo na napowietrznych estakadach (w najwyższym miejscu tory miały być usytuowane nawet 18 metrów ponad poziomem gruntu). Projekt wraz z kosztorysem został opracowany, ale inwestycja nie doczekała się realizacji. W tym czasie upadał stary ustrój, czasy nie sprzyjały realizacji takich przedsięwzięć.

W rękach gminy

Stary wysłużony wyciąg linowy przetrwał i w 1993 roku przejęła go nieodpłatnie od PKL gmina Bielsko-Biała. Władze miasta stanęły przed dylematem, co począć z kolejką linową tak bardzo kojarzoną z Bielskiem-Białą. Uznano, że wyciąg trzeba zmodernizować. W styczniu następnego roku Ratusz ogłosił przetarg w celu wyłonienia firmy, która podejmie się tego zadania. I tym razem padło na firmę Brüder Girak, która w lipcu 1994 roku rozpoczęła prace montażowe. Trwały niespełna rok, do transportu na górę ciężkich elementów wykorzystywano między innymi śmigłowiec oraz… podwozie czołgu. W praktyce poprzednie urządzenie wymieniono w 100 procentach na nowe, łącznie z podporami, wagonikami i napędami. Zmieniła się też konstrukcja kolejki. Z dwulinowej stała się jednolilową – ta sama lina pełni zarówno funkcję liny nośnej, jak i napędowej (stąd też pasuje do niej obecnie bardziej określenie wyciąg linowy). Takie rozwiązanie wymusiło przeniesienie napędu z górnej na dolną stację. Stacyjne budynki pozostały, choć nie pełnią już funkcji technicznych. Obok nich wybudowano nowe pawilony, w których ulokowano całą infrastrukturę techniczną, o wiele nowocześniejszą. Nowa kolejka miała więcej wagoników (35), które jeździły znacznie szybciej (z prędkością 5 metrów na sekundę). Kolejka w ciągu godziny mogła przewieźć 850 osób.

Kolejka uległa kilku poważnym awariom, jedna z nich skończyła się ewakuacją uwięzionych w gondolach pasażerów. Po raz kolejny urządzenie – administrowane już wtedy przez miejską spółkę ZIAD – przeszło modernizację na przełomie 2016 i 2017 roku. Wykonawcą była austriacka firma Doppelmayr (Brüder Girak już nie istniała, a polski oddział Doppelmayr ma siedzibę w Bielsku-Białej), wiodący na świecie producent kolejek górskich. Czekało ją karkołomne zadanie. Założenie było bowiem takie, iż nowy wyciąg ma funkcjonować w oparciu o już istniejącą w terenie infrastrukturę. Oznaczało to, że wykonawca musi „upchnąć” nowe mechanizmy i podzespoły wyciągu, działające w oparciu o całkiem inne technologie, w starych budynkach dolnej i górnej stacji i jednocześnie wykorzystać istniejące już podpory. Miało to zapobiec nadmiernej ingerencji w środowisko naturalne i jednocześnie obniżyć koszty modernizacji. Zmodernizowany wyciąg oddano do użytku w marcu 2017 roku i do dziś służy turystom. Parametry jego pracy nie różnią się bardzo od tego, co oferował poprzedni, ale wagoniki są jeszcze bardziej przestronne, bardziej komfortowe, przystosowane do przewozu osób z niepełnosprawnościami.
Bielską kolejkę można obecnie uznać za ewenement na skalę światową. Na Szyndzielni nie ma bowiem żadnych tras narciarskich. Kolejka służy więc wyłącznie turystom, a w ostatnim czasie także górskim kolarzom. Tymczasem tego typu wyciągi są zazwyczaj elementem infrastruktury narciarskiej i zarabiają na swoje utrzymanie głównie w okresie zimowym. Na Szyndzielni też tak miało być, lecz ostatecznie z planów budowy na stokach tej góry ośrodka narciarskiego nic nie wyszło. Mimo to kolejka ma się dobrze, o czym można się było ostatnio przekonać, obserwując tłumy chętnych do wjazdu na górę.

google_news
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marian
Marian
10 miesięcy temu

Dzięki za ciekawy materiał,ale w kwestii że tego typu urządzenia zarabiają głównie zimą pozwolę się z Panem Redaktorem nie zgodzić.Zimowy sezon to ogromne koszty przygotowania i utrzymania tras narciarskich,a pozostałe pory roku to dużo mniejsze koszty własne firmy,a przy obecnych cenach biletów,po prostu lawina kasy.Pozdrawiam!

Marian
Marian
10 miesięcy temu

Marian