Wydarzenia Bielsko-Biała

Kosztowna wycieczka na Szyndzielnię

Początkiem marca, po trwającej blisko pół roku przerwie, ruszyła zmodernizowana kolejka linowa na Szyndzielnię. To największa ze wszystkich atrakcji turystycznych miasta. Ale oprócz pozytywnych wrażeń tych, którzy już skorzystali z nowej kolejki, pojawiły się także krytyczne głosy. Swój oddźwięk miały nawet na sali sesyjnej ratusza.

Biletowa drożyzna

Pierwszy problem dotyczy cen biletów i systemu ulg. Otóż zdaniem wielu bilety są bardzo drogie (25 złotych w obie strony – 18 ulgowy), a ulgi przysługują tylko nielicznym. Jeden z radnych zasugerował wprost, aby na przykład obniżyć z 65 do 60 lat wiek, po przekroczeniu którego można by korzystać z tańszych przejazdów. Poza tym wiele osób wskazuje na to, że nie ma w ofercie czegoś takiego jak tańszy bilet rodzinny. W związku z tym dla wielu rodzin kolejka jest nieosiągalnym luksusem. Przykładowo czteroosobowa rodzina za wjazd na górę i zjazd w dół musi zapłacić 86 złotych, co jest sporym wydatkiem Z ulgowych biletów mogą co prawda korzystać osoby uczestniczące w miejskim programie Rodzina plus, lecz nie dotyczy to wszystkich rodzin, a jedynie osób – bez względu czy jadą same czy z rodziną – posiadających kartę Rodzina plus. Co na to szefostwo miejskiej spółki ZIAD zarządzającej kolejką?

„Przygotowanie nowego cennika poprzedziła z naszej strony analiza cenników konkurencji oraz nasze własne obserwacje. Dotyczy to zarówno granicy wieku, od którego sprzedawany jest bilet dla seniora, jak i biletów rodzinnych. Podobny do naszego system ulg stosowany jest na pozostałych kolejach gondolowych w Polsce, jak też na innych kolejach, zarówno krzesełkowych, jak i linowo-terenowych” – napisał w odpowiedzi na nasze pytanie Marek Hetnał, wiceprezes spółki. Czyli po prostu zmałpowano rozwiązania stosowane gdzieś indziej, tak jakby w Bielsku-Białej nie potrafiono przygotować samodzielnie własnej oferty biletowej. Poza tym konkurencja, o której pisze wiceprezes, nie prezentuje się jakoś okazale. W Polsce oprócz tej w Bielsku-Białej funkcjonują jeszcze tylko dwie inne kolejki gondolowe (w Krynicy i Świeradowie Zdroju) nie licząc dwuodcinkowej na Kasprowy Wierch w Zakopanem.

Wysokie ceny biletów wydają się jednak małym problemem w porównaniu z czymś innym. Otóż powszechnym standardem w cywilizowanych krajach – a i w Polsce powoli staje się to już normą – jest to, że przy tego typu górskich wyciągach funkcjonują duże darmowe parkingi dla zmotoryzowanych turystów. Pod Szyndzielnią takiego parkingu nie ma, czego efektem są takie sytuacje, jak ta opisane przez nas niedawno, kiedy to kierowcy udający się do kolejki linowej, zablokowali swymi autami wszystkie okoliczne ulice nie zważając na obowiązujące tam zakazy ruchu.

Niedostępny parking

Kuriozalność całej sytuacji polega na tym, że ZIAD dysponuje ogromnym placem postojowym u zbiegu ulic Karbowej i Armii Krajowej (w to miejsce można najdalej dotrzeć samochodem), lecz jest on od dawna … zamknięty na cztery spusty! Spółka oddała bowiem ten teren w dzierżawę prywatnemu przedsiębiorcy prowadzącemu pobliski kemping. Teraz on trzepie kasę na tych, którzy przyjeżdżają pod Szyndzielnię samochodem. Wygląda to bowiem tak, że wjazd na pusty plac postojowy zagradza szlaban, a auta mogą zatrzymać się – za słoną opłatą – nieco dalej, na kempingu (jest tam wewnętrzny parking). Jedynie w dni, gdy pęka on w szwach, otwierany i udostępniany jest plac dzierżawiony od ZIAD-u. Wszystko po to, aby przypadkiem ktoś tam nie postawił auta za darmo. Bo co prawda idąc w góry jest gdzie samochód pozostawić, lecz trzeba za to dodatkowo zabulić, co jeszcze bardziej podraża koszt wyjazdu kolejką linową.

Jednak i w tym wypadku dla szefostwa ZIAD-u problem jest wydumany. „Do dyspozycji turystów pozostają darmowe parkingi wzdłuż ulicy Karbowej, przy hali widowiskowo-sportowej oraz przy ośrodku turystyczno-narciarskim na Dębowcu, a także płatne parkingi przy rondzie i przy kempingu (to te o których piszemy wcześniej – przyp. red.). Dodatkowo turyści mogą swoje pojazdy zostawić też na terenie spółki ZIAD. Wynika z tego, że w okolicach Szyndzielni jest dość miejsc do parkowania, problemem dla niektórych turystów pozostaje jedynie odległość do dolnej stacji kolei na Szyndzielnię, bo każdy chciałby podjechać jak najbliżej” – odniósł się do opisywanego problemu Marek Hetnał.

Wyjaśniamy, że dwa darmowe parkingi przy ulicy Karbowej, o których pisze wiceprezes ZIAD-u, to w rzeczywistości dwie nieduże zatoczki postojowe, na których zaparkować możne najwyżej kilka aut. Natomiast pozostałe miejsca są znacznie oddalone od wyciągu. Oznacza to, że równie dobrze można samochód pozostawić w domu lub w centrum miasta, a pod Szyndzielnię (prawie pod samą dolną stację kolejki) podjechać autobusem MZK. Tymczasem nie ma nic złego w tym, że każdy, kto wybrał auto, chciałby nim podjechać jak najbliżej wyciągu i zaparkować za darmo, skoro już płaci – i to sporo – za bilet na wagonik? Chyba że dla szefów spółki stosowane powszechnie na świecie standardy wydają się jakąś barbarzyńską fanaberią, skoro na zmianę się najwyraźniej nie zanosi. „Teren parkingu przy rondzie nadal jest wynajmowany właścicielowi kempingu – dla spółki ZIAD zatrudnianie na etat pracownika do jego obsługi byłoby nieopłacalne, a właściciel kempingu może elastycznie reagować na obłożenie” – konkluduje Marek Hetnał.

Wygląda więc na to, że interes turystów jest pod Szyndzielnią najmniej ważny.

google_news