– Czy kolos właśnie znika z powierzchni ziemi? – pytają mieszkańcy, obserwując koparkę, operującą na miejscu. Nie, znikają mniejsze obiekty, którymi jest otoczony.
Sześć budynków
Usadowiony na zboczu góry i długo dobrze ukryty w lesie niegdysiejszy szpital, obecnie jest widoczny z daleka. W ubiegłym roku właściciel terenu wyciął tu mnóstwo drzew, dokładnie w ostatnim dniu obowiązywania fatalnego prawa, które sprawiło, że wycinka była prosta, jak nigdy wcześniej. Natomiast ostatnio – na początku marca – złożył w bielskim Urzędzie Miejskim wniosek o rozbiórkę sześciu budynków. Nie było wśród nich głównego obiektu, który jest od lat monstrualną ruiną. Chodziło o mniejsze budynki wokół dawnego szpitala, oczywiście też kompletne ruiny. Właściciel dostał urzędniczą zgodę i z miejsca przystąpił do działania – na miejscu pojawiła się koparka, burząca kolejne obiekty.
Równolegle trwają permanentne zmagania właściciela z nadzorem budowlanym. Właściciel został niedawno ukarany wysoką grzywną, a na tym się nie skończyło. – Złożyliśmy wniosek do prokuratury w związku z uchylaniem się od wykonania obowiązku nakazanego decyzją organu nadzoru budowlanego w sprawie zabezpieczenia obiektu. To już trzeci wniosek do prokuratury na przestrzeni kilku lat – mówi „Kronice” Maria Przybyła, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Bielsku-Białej. Pierwszy zakończył się wysoką karą finansową i wyrokiem w zawieszeniu. Za drugim razem prokuratura umorzyła sprawę.
Milczący właściciel
Właścicielem obiektu jest – przypomnijmy, bo już go na tych łamach opisywaliśmy – biznesmen z Podhala Tomasz Żarnecki. Wywodzi się ze znanej rodziny nowotarskich kupców, twórców słynnych lodów produkowanych od 1947 roku i wymienianych jako jedna z atrakcji województwa małopolskiego. Sam Tomasz nie zajął się jednak lodami: został właścicielem domu handlowego w Nowym Targu, w którym znajduje się m.in. supermarket E.Leclerc. Na Podhalu jest doskonale znany i określany – delikatnie – jako kontrowersyjny. Tam też wielokrotnie zmagał się z nadzorem budowlanym. Ostatnio było o nim głośno z innego powodu: miał ratować upadające delikatesy Alma.
„Kronika” już wielokrotnie próbowała skontaktować się z biznesmenem. Udało się raz, przed kilkoma laty. Mówił wówczas o inwestorach, którym zamierza sprzedać obiekt. Kolejne prośby o komentarz pozostały bez odpowiedzi. – Mój klient nie chce się wypowiadać dla prasy – mówił nam przed rokiem jego ówczesny pełnomocnik, bielski adwokat Janusz Hańderek. Przedstawiał też wówczas racje swojego klienta dotyczące zabezpieczenia Stalownika: cały teren ma powierzchnię ośmiu hektarów i trudno wymagać, żeby ogrodzić go murem nie do sforsowania. A tabliczki z ostrzeżeniami, ogrodzenia z siatki, a nawet interwencje policji nie odstraszają licznych intruzów wdzierających się do obiektu.
Wracając zaś do najnowszych wiadomości: czy wniosek o rozbiórkę mniejszych budynków może być wstępem do zburzenia kolosa? W Wydziale Urbanistyki i Architektury potwierdzamy, że takiego wniosku nie ma. Czy będzie? Urzędnicy nie chcą spekulować i odsyłają do właściciela. Zwracają przy tym uwagę, że właściciel zawsze ma prawo rozebrać należący do niego obiekt (oczywiście po uzyskaniu zgody). Jednak zdaniem osoby znającej temat Stalownika rozbiórka kolosa wydaje się mało prawdopodobna: takie przedsięwzięcie, w przypadku tak ogromnego budynku, to bowiem ogromne koszty. Chociaż z drugiej strony: na brak pieniędzy właściciel chyba nie narzeka? Przy okazji ratowania Almy media podawały milionowe kwoty, które miał przeznaczyć na wykupienie akcji upadającej spółki.