Masowe wycinki drzew w beskidzkich lasach i budowanie „autostrad” w górach budzą coraz większy społeczny opór. Proceder ten trwa jednak nie od dziś, lecz od ponad 30 lat.
Nasz regionalny tygodnik KRONIKA BESKIDZKA od samego początku bacznie śledził ten proces i ujawniał najbardziej drastyczne przykłady takich działań. Przez kilka lat w latach 90. publikował fotoreporterski cykl zatytułowany „Był las”, w którym reporterzy pokazywali miejsca, gdzie niegdyś szumiały górskie świerki i jodły, a po wizycie drwali niewiele z tego zostawało. Wielu osobom, które kochają Beskidy i spędzają tam wolne chwile, serce krajało się na taki widok. Sami czytelnicy podpowiadali dziennikarzom, gdzie powinni udać się z aparatem, aby zarejestrować barbarzyństwo leśników – bo takie mocne słowa najczęściej wówczas padały.
Leśnicy odpowiadali, że tak trzeba, bo inaczej nie da się uratować świerkowych drzewostanów porastających znaczne połacie Beskidów. Winą za ich katastrofalny stan obarczano między innymi… Habsburgów, dawnych właścicieli sporej części lasów w Beskidach. Wskazywano też niefortunne decyzje poprzedników. Przedstawiając to obrazowo można powiedzieć, że pierwotne beskidzkie lasy, głównie bukowe, zostały wycięte w pień z powodu popytu na drewno wykorzystywane przez całe dziesięciolecia jako paliwo dla rozwijającego się w Beskidach przemysłu. W miejsce wyciętych drzew sadzono nowe, głównie świerki, które szybko rosły. Nie zwracano jednak uwagi, że bardzo często pojawiały się na stanowiskach, do których drzewa te nie były przystosowane. Nie miało to znaczenia, bo i tak po kilkudziesięciu latach były wycinane, a w ich miejsce pojawiały się nowe.
Potem drewno zaczęło tracić na znaczeniu jako surowiec energetyczny dla przemysłu na rzecz węgla. Lasów nie wycinano już tak intensywnie, a po wojnie i po nacjonalizacji uznano wręcz, że rosnące w Beskidach lasy świerkowe są przyrodniczo i krajobrazowo cenne. Otoczono je pewną ochroną, mimo tego, że wiele z nich posadzonych zostało sztucznie.
Problemy pojawiły się w latach 80., gdy nieprzystosowane do warunków stare drzewostany świerkowe zaczęły chorować. Swoje zrobiły zmiany klimatyczne, kwaśne deszcze, a dzieła zniszczenia dopełniły grzyby i inwazja kornika. Leśnicy zaczęli więc na masową skalę wycinać świerkowe lasy. W ich miejsce odtwarzano, tam gdzie pierwotnie rosła, buczynę karpacką. Taka przebudowa miała przywrócić zachwiany przez nienaturalne nasadzenia pierwotny ład w przyrodzie. Skala wyrębów była ogromna i wiele beskidzkich szczytów i grani zmieniło wtedy kompletnie swoje oblicze.
Problem w tym, że masowe wycinki wciąż trwają i wyrębuje się już nie tyko świerki, lecz także masowo lasy bukowe. Leśnicy prowadzą w Beskidach normalną gospodarkę leśną, a patrząc na skalę wyrębów prowadzonych w wielu miejscach na obszarach o dużych walorach przyrodniczo-krajobrazowych, na myśl przychodzi wręcz określenie jej mianem gospodarki rabunkowej.
Związana jest z tym kolejna kwestia, o której też jest głośno. Chodzi o budowę leśnych „autostrad”. Dawniej lasy w Beskidach poprzecinane były najwyżej wąskimi ścieżkami lub niewielkimi duktami. Teraz powstają szerokie nawet na kilkadziesiąt metrów, wyrąbane buldożerami, brutalnie wcinające się głęboko w górskie zbocza „autostrady”. Zaburzają one gospodarkę wodną lasu, przyczyniają się do powstawania osuwisk i szpecą krajobraz. Takich dróg w Beskidach są już setki, a może tysiące kilometrów i wciąż powstają nowe. Ich budowa kosztuje krocie i można śmiało zakładać, że pochłania sporą część zysków, jakie górskie nadleśnictwa uzyskują ze sprzedaży drewna.
Przykładem niech będzie droga, jaka powstała w Szczyrku na południowych zboczach Kotarza. Aby ją poprowadzić serpentynami w górę, trzeba było wyciąć w zboczu wąwóz, którego prawie pionowe skarpy w niektórych miejscach mają wysokość kilkunastu metrów. Zapytany przez nas specjalista od geoinżynierii ocenił, że zaburzyło to statykę zbocza. Na dodatek wykop przeciął w kilku miejscach podziemne cieki wodne, co doprowadzi – w ocenie naszego rozmówcy – do rozmywania i rozmrażania ścian wąwozu. Bez odpowiedniego zabezpieczenia (a na to się nie zanosi) skarpy bardzo szybko mogą się osunąć, co może doprowadzić do lokalnej katastrofy geologicznej.
To tylko jeden z bardzo wielu przykładów gigantycznego budownictwa drogowego. Leśnicy oczywiście mają swoje wytłumaczenie: twierdzą, że takie drogi są potrzebne przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszy to zagrożenie pożarowe. Leśne „autostrady” to drogi pożarowe, dzięki którym samochody pożarnicze będą mogły dojechać na miejsce akcji. Drugim z powodów, dla których powstają te „autostrady”, jest gospodarka leśna. Bez nich nie dałoby się jej już w górach prowadzić. Czasy, gdy drewno z wyrębów zwożono na dół wykorzystując konie już dawno minęły. Teraz używa się ciężkiego sprzętu, a ten potrzebuje solidnych dróg. Coraz częściej, nawet bardzo wysoko w górach, widuje się ogromne samochody ciężarowe wyładowane drewnem.
Co by nie mówić i jak tłumaczyć, wygląda na to, że leśnicy traktują beskidzkie lasy wyłącznie jako teren, gdzie pozyskuje się drewno. Tak jak rolnicy sieją i zbierają z pola zboże, tak leśnicy sadzą i po kilkudziesięciu latach ścinają drzewa. Nie zwracają przy tym uwagi, że dzieje się to w górach, które same w sobie stanowią ogromną wartość, tak jak i porastające je lasy. I powinno się je chronić.
Dużo mówi się o społecznej funkcji lasu. Ludzie masowo przyjeżdżają w Beskidy, aby wypocząć i odetchnąć od codzienności. Ich oczom ukazują się tymczasem ogromne połacie wyrąbanego lasu, sterty ściętych drzew czekających na wywózkę, zdewastowane przez prace leśne szlaki turystyczne i te nieszczęsne „autostrady” przecinające góry wzdłuż i wszerz. W prywatnej rozmowie pewien leśniczy tłumaczył nam kiedyś, że z tą społeczną funkcją lasu jest pewien problem: nie da się wyliczyć, jak cenny dla społeczeństwa jest las jako taki, znacznie łatwiej oszacować, ile jest warte pozyskane z lasu drewno.
Może właśnie dlatego beskidzkie lasy są postrzegane przez leśników po prostu jako źródło dochodu. Prowadzenie gospodarki leśnej jest celem nadrzędnym, a jakakolwiek wrażliwość na piękno i dobrostan przyrody niestety nie mają tu większego znaczenia.
Dla mnie największym problemem w naszych turystycznych miejscowościach jest to że byle jaki nowobogacki dostaje zezwolenie na budowę swojego wymyślonego barachła który szpeci nasze góry i to trzeba by było wstrzymać. Przyjeżdżają na sobotę i niedzielę a bunkier stoi. Miejsca ubywa jest coraz mniej polan leśnych i łąk przez tych nowobogackich. Kary dla tych wójtów co na to zezwalają.
Problemem dla Beskidów nie jest gospodarka leśna, pod warunkiem że jest racjonalna. A jak z tym jest trudno powiedzieć. Leśnicy, oprócz wycinki robią nasadzenia, ale patrząc na stosy wyciętych drzew mam poważne zastrzeżenia. O WIELE większym problemem są deweloperzy wjeżdżający z wielkimi inwestycjami coraz bardziej w góry i bogaci, buraccy nuworysze, którzy budują swoje ogrodzone posesje w wyższych partiach. Problemem jest niestosowanie korytarzy ekologicznych, za mało terenów objętych ochroną, zbyt mała powierzchnia rezerwatów.
Najwyższy czas powycinać stare i suche drzewa przy drogach i na cmentarzach. Ile jeszce ludzi musi zginąć przez ekoterrorystów?
Dzisiaj jechałem drogą Cieszy Pawłowice jaki tam jest burdel przy drodze między Fukał a Babilonem to szkoda pisać szkoda robić zdjęć bo to nic nie pomoże .A le przy odbiorze były medale czy dopiero będą
Ile i kto płaci za tą nagonkę na Lasy Państwowe? Może też bym się przyłączył?
wszyscy płacimy a raczej przypłacamy
WON DO SZWABII płużek NIEMIECKI ŚM1ECIU!
Gospodarka rabunkowa od lat. Kto pracował w lasach np w Niemczech to wie jak to tak wygląda czy np w Czechach. A nie w jednym roku nasadzenia zostawiona kępka do wysiewania a potem po tych nasadzeniach jedzie farmer bo ta kępka jednak schnie :))) za nich też się powinni zabrać bo to banda jakich mało
Kolejny bzdurny i tendencyjny artykuł na fali nagonki na leśników. Leśnicy robią to co robią zgodnie z prawem i planami urządzenia lasu.
Najlepiej niech wynoszą drewno na plecach , a w ogóle to utwórzmy wszędzie rezerwaty i parki narodowe.
Problem w tym że oni nie mają żadnego planu :))) A całe to zażądzanie jest o d…. rozbic. A nie wspomnę że utrzymywanie na jedno małe leśnictwo tyle darmozjadów to szczyt gospodarnisci
żądamy zarządzania w rządzie bez rozbijania o kant
Jeśli według prywatnego tłumaczenia leśniczego nie da się wyliczyć jak cenny dla społeczeństwa jest las a łatwo jest wyliczyć ile jest warte z lasu drewno – las nie może być zostawiony tylko w rękach leśników, trzeba aby w wyliczenia wszedł jak najszybciej rząd.
Powyżej Wielkanocne bredzenie trolla😆
Podszywacz, jeśli się znasz na czymkolwiek – wskaż w którym miejscu bredzenie.
Jak rząd potrafi liczyć to już widać. Właśnie wziął z sufitu liczbę 20 % obszarów które należy objąć ochroną. Czemu nie 15 albo 25?
A jak rząd zna się na gospodarce leśnej, to można sprawdzić po CV ministra I wiceministra odpowiedzialnych za lasy.
Czemu? – bo między 15 a 25 – 20 to średnia