Pewna starsza kobieta zwróciła się do redakcji o pomoc w załatwieniu prostej, mogłoby się wydawać, sprawy. Chodziło o zdewastowaną wiatę przystankową w centrum Bielska-Białej. Pochyła ławeczka, wybita szyba, dziurawy dach. Niby proste do zreperowania. Tymczasem przystanek wygląda tak – jak tłumaczyła nasza rozmówczyni – od dwóch lat. I nikogo to – sugerowała – nie interesuje.
– Strach usiąść, deszcz leje się na głowę i zacina z boku – opisuje przystanek przy ruchliwej ulicy Piastowskiej („Pod Kasztanami” w kierunku dworca), z którego korzysta bardzo wiele osób. Przez cały ten czas próbowała zainteresować zarówno Miejski Zakład Komunikacyjny, jak i władze miasta fatalnym stanem wiaty i sprokurować jej naprawę. Na próżno. – Tak jakby problem wszystkich przerastał – podsumowuje.
SPÓR RATUSZA
Z FUNDACJĄ
Sprawdziliśmy. Nie chodzi tylko o tę jedną wiatę przystankową, lecz znacznie większą i poważniejszą kwestię – spór prawny pomiędzy władzami miasta a Fundacją Rozwoju Miasta Bielska-Białej. Fundacja z bielskim ratuszem nie ma nic wspólnego. I owszem, w latach 90. ubiegłego wieku i na początku następnej dekady mocno z nim współpracowała. Otrzymywała od gminy we władanie (na różnych zasadach) miejskie nieruchomości – najczęściej zapuszczone i wymagające doinwestowania – dla których poszukiwała zewnętrznych inwestorów w celu ich rewitalizacji i zagospodarowania. Między innymi zagospodarowała w tym okresie większość miejskich przystanków, wznosząc na nich estetyczne i funkcjonalne – jak na owe czasy – wiaty, a także kioski „Ruchu”. Zarządzała później tymi obiektami czerpiąc korzyści chociażby z wynajmu powierzchni reklamowej.
Później relacje pomiędzy ratuszem a Fundacją się popsuły. Były wzajemne oskarżenia i sprawy sądowe. Jeśli chodzi o przystanki, to ratusz postanowił przejąć nad nimi pełną kontrolę. Zwłaszcza, że zamierzał – co też się już w dużej części stało – wznieść na przystankach położonych w centrum miasta nowe wiaty – większe i bardziej nowoczesne (zaprojektowane specjalnie z myślą o Bielsku-Białej). „W postępowaniach sądowych prowadzonych z powództwa MZK w Bielsku-Białej od 2010 roku przejęto łącznie ponad 100 wiat będących we władaniu FRM oraz uzyskano odszkodowanie (…) z tytułu bezumowowego korzystania przez Fundację z przystanków komunikacji miejskiej” – czytamy w odpowiedzi przesłanej „Kronice” przez biuro zarządu MZK. Jednak 21 wiat – jak nas poinformowano – wciąż jest we władaniu Fundacji Rozwoju Miasta, będącej od 2015 roku w upadłości układowej. Są to wiaty wzniesione nie na gruntach gminnych, lecz będących w części lub w całości własnością prywatną (firm, spółdzielni mieszkaniowych, osób fizycznych).
BEZPRAWNE
ŻĄDANIE?
Z naszych informacji wynika, że w połowie mijającej dekady władze miasta próbowały zmusić FRM do demontażu części tych obiektów, lecz odpowiedź Fundacji, reprezentowanej w tej sprawie przez kancelarię adwokacką, była negatywna. Kategorycznie odmówiła, „uznając zgłoszone przez Gminę Bielsko-Biała żądanie za bezprawne i narażające ją na szkodę” – czytamy w odpowiedzi, jaką pełnomocnicy Fundacji przesłali w 2016 roku do MZK w reakcji na wezwanie do demontażu wskazanych wiat. „Jakakolwiek podjęta przez MZK próba zdemontowania ze wskazanych w załączniku do wezwania z (…) wiat przystankowych, ekspozerów reklamowych spotka się ze zdecydowaną reakcją prawną Fundacji” – czytamy w innym piśmie skierowanym do miejskiego przewoźnika. Wiaty nadal więc stoją i są przez Fundację eksploatowane. „W dalszym ciągu Fundacja wykorzystuje je pod działalność gospodarczą, czerpiąc z tego określone korzyści nawet wówczas, gdy obok miasto montuje nowe wiaty, na przykład przy ulicy 3 Maja obok dworca” – twierdzi biuro zarządu MZK. A skoro wiaty stoją, to korzystają z nich także osoby oczekujące na autobus. I dobrze, ale problemem jest to, że niektóre z wiat należących do Fundacji są w złym stanie i straszą już swoim wyglądem, jak chociażby ta przy Piastowskiej. Fundacja ich jednak od pewnego czasu nie remontuje. Tymczasem z informacji uzyskanych w MZK wynika, że gmina nie ma żadnych narzędzi prawnych pozwalających wyegzekwować naprawę uszkodzonych obiektów przystankowych. „Fundacja nie odpowiada na żadne pisma wzywające do naprawy. Nie wyraża także zgody na przekazanie tych wiat do MZK, które mogłoby dokonać ich remontu lub wymiany” – informuje MZK. Jednocześnie poinformowano nas, że obecnie MZK nie prowadzi w tej sprawie żadnych postępowań sądowych.
PASAŻEROWIE
NIEWAŻNI?
Próbowaliśmy dowiedzieć się w Fundacji dlaczego nie dba o wygodę pasażerów i nie remontuje uszkodzonych wiat przystankowych. Otrzymaliśmy zaskakującą odpowiedź: „Fundacja nie komentuje i nie udziela w tej sprawie żadnych informacji”. Wygląda to przede wszystkim na lekceważenie pasażerów. Czyżby byli dla fundacji kompletnie nieważni? A to dla nich zbudowano niegdyś te zadaszenia. Dziwi też bezsilność ratusza i służb porządkowych w wyegzekwowaniu prostej zdawałoby się sprawy, czyli wstawienia szyby i poprawienia kilku desek. Przecież zdewastowane wiaty to niewygoda dla pasażerów i wstyd dla miasta…
Czy ta fundacja jest naprawdę ponad prawem ?