Wydarzenia Bielsko-Biała Cieszyn Czechowice-Dziedzice Żywiec Sucha Beskidzka Wadowice Oświęcim

Ostatnia walka Julki o życie

Fot: Kuba Jarosz

Trzy długie lata śmierć czaiła się tuż za plecami młodziutkiej Julii z Buczkowic. Kiedy chora na białaczkę dziewczyna w końcu ją pokonała, ta niespodziewanie wróciła jeszcze gorsza i groźniejsza. Teraz nie wystarczy już tylko silna wola życia. Aby Julka poczuła smak dorosłości, trzeba uzbierać blisko półtora miliona złotych…

Są ludzie, którzy, aby dalej żyć, muszą za to słono zapłacić. Jedną z takich osób jest Julka. Młoda, wkraczająca dopiero w dorosłość dziewczyna. W jej przypadku prawo do dalszego istnienia wycenione zostało na kwotę, która poraża. Bez pomocy innych, Julka przegra swoją szansę.

Prawda w oczach

Kiedy w sobotnie popołudnie staję na progu domu, w którym mieszka Julia drzwi otwiera mi kobieta w średnim wieku. Wystarcza jeden rzut oka na jej twarz, by zrozumieć ile musiała ostatnio wycierpieć. Tylko ból i strach czynią ludzkie oblicza tak wyrazistymi. To mama Julki, Honorata Radzio. Zaprasza mnie do środka. Zanim robię te kilkanaście kroków, w głębi pokoju, pod oknem, dostrzegam bohaterkę mojego reportażu. Odziana w gustowny szlafrok, z czerwoną chustą na głowie, z daleka przywodzi na myśl jakąś wiotką, uroczą istotę przywianą tu przez wiatr. Wrażenie to nie mija, kiedy mogę się jej przyjrzeć już z bliska. W oczach Julki nie ma jednak żadnej melancholii, jest tylko wielki smutek i skrywany strach. Dziewczyna stara się nadrabiać miną, przywołując na twarz zmęczony uśmiech.

– Ona od dziecka była raczej optymistką – mówi jej mama. – Teraz też. Musimy wierzyć.

W domu miał być też tata Julki, pan Rafał. Ale chwilowo jest na festynie. Już później, kiedy dociera, dowiaduję się, że miejscowy klub piłkarski zorganizował charytatywny mecz, ale impreza nagle i spontanicznie przerodziła się w festyn. Przyszło mnóstwo ludzi, przyjechała ochotnicza straż pożarna, wszystko po to, by zbierać pieniądze na ratowanie życia Julki.

– Tego się nie da opisać – słyszę z ust pani Honoraty. – Wszyscy chcą pomóc naszej córce. Wszystkim tak bardzo dziękujemy.

Julka tylko kiwa głową. Mówi, że na początku, kiedy rodzina uznała, że jedynym sposobem na zdobycie pieniędzy potrzebnych do wyleczenia choroby jest internetowa zbiórka, nie bardzo wierzyła w jej powodzenie.

– Wie pan – mówi – takich zbiórek jest całe mnóstwo i ludzie chętniej pomagają chorym dzieciom, a ja dzieckiem już nie jestem. Ale teraz… teraz, kiedy widzę, co się dzieje… brak słów.

Czas ucieka

Na przeprowadzenie nowatorskiej terapii mającej ustrzec Julkę przed najgorszym, trzeba zebrać prawie półtora miliona złotych (1 mln 350 tys, to koszt samej terapii plus 6 procent prowizji dla fundacji, przy pomocy której organizowana jest zbiórka). Tyle kosztuje modyfikacja genowa limfocytów T. Może być przeprowadzona albo w Szwajcarii, albo w USA. Tylko te kraje dysponują odpowiednią technologią. Warunkiem rozpoczęcia terapii jest zebranie pełnej, potrzebnej kwoty. Pomóc mogą tylko ludzie dobrej woli i serca. Nasze państwo nie refunduje tego zabiegu, chociaż ma on wysoką skuteczność. Patrząc na to, w jakim tempie rozwija się pomoc dla Julki, chce się wierzyć, że ludzie nie zawiodą. Czas jednak nieubłaganie ucieka i z każdym dniem stan zdrowia młodej dziewczyny się pogarsza.

Białaczka reaktywacja

Jeszcze pół roku temu w głowie Julki, 19 letniej dziewczyny z Buczkowic, było samo szczęście. Po trzech latach udręki, wielomiesięcznych pobytach w szpitalach, strachu o to, co przyniesie jutro, czy w ogóle będzie jakieś jutro, pokonała w końcu białaczkę. Pierwszy raz zachorowała na nią w wieku 16 lat. Pół roku temu ukończyła też pierwszy semestr na prestiżowej uczelni jaką jest Uniwersytet Jagielloński, na wydziale medycznym. Od dziecka chciała być lekarzem, a choroba, jak mówi teraz, tylko ją w tym utwierdziła. Była więc szczęśliwa, że dała radę. Że zdołała skończyć liceum i zdać z bardzo dobrym wynikiem maturę. Tym większym szokiem była więc wiadomość o tym, że choroba wróciła tak niespodziewanie, i to ze zdwojoną siłą. Akurat wtedy, kiedy Julka przyjechała z Krakowa do domu na zimowe ferie. Chciała odpocząć, chciała marzyć o przyszłości, snuła plany na dłuższe wakacje. Dzisiaj sama już nie wie, co jej się tam w głowie wówczas tliło i rodziło. Ale na pewno były to same dobre rzeczy.

Barwy bólu

Pół roku później, czyli dzisiaj, rzeczywistość dla tej młodej dziewczyny, wkraczającej tak naprawdę dopiero w dorosłość, ma już inną barwę. To jedynie odcienie szarości. Nawet codzienne spoglądanie na świat przez okno, za którym wszystko wygląda tak normalnie, pełne zieleni, błękitu nieba i kolorowych kwiatów nie jest w stanie wzbudzić w niej zachwytu. Może tylko marzyć, że i tym razem na finiszu będzie dobrze. Że jak inni młodzi ludzie pójdzie kiedyś na zakupy, wyskoczy do kina, gdzieś zatańczy, może spotka miłość swego życia.

– Na razie muszę przebywać w domu – tłumaczy. – Nie mam siły… po prostu.

Kiedy zadaję pytanie, co jest gorsze – fizyczne dolegliwości, czy może, to co dzieje się w jej głowie, zanim jeszcze pada odpowiedź, wiem, co usłyszę. I się nie mylę.

– Najgorsze są te czarne myśli – wzdycha. – Wciąż powracają, a ja uparcie je odpycham.

Moja wizyta w domu Julki musi się już zakończyć. Dziewczyna musi odpocząć. Dopiero co wróciła ze szpitala. Przed nią kolejne wizyty, konsultacje, zabiegi. I walka z myślami – jak to się zakończy? Postawa jej rodziny, znajomych, przyjaciół, mieszkańców zwłaszcza Buczkowic, całej gminy, ale też wszystkich, którzy już dołożyli swoją cegiełkę do ratowania Julki każe wierzyć, że ta młoda osoba w końcu odnajdzie spokój, zostanie kiedyś lekarzem i być może sama wielu uratuje. Czego wszyscy jej, jak sądzę, życzymy.


Internetowa zbiórka pieniędzy na pomoc dla Julki prowadzona jest na portalu www.siepomaga.pl/walka-julii. Wpłat metodą tradycyjną można dokonać robiąc przelew na rachunek bankowy nr: 49 2490 1028 3587 1000 0013 7026 , dane odbiorcy: Fundacja Siepomaga, Pl. Władysława Andersa 3, 61-894 Poznań, w tytule wpłaty: „Darowizna Julia Radzio”.

„Mam 19 lat, stoję oko w oko ze śmiercią i bardzo się boję. Leczenie, na które zbieram, często nazywane jest ostatnią walką o życie. Kiedy białaczka powraca, Car-T daje nadzieję, na całkowite wyleczenie. Wierzę, że mi się uda, że na zawsze zapomnę o tej strasznej chorobie, która od 3 lat próbuje mnie zabić…” – to fragment wpisu Julki na portalu siepomaga.pl.

google_news
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Platforma Obywatelska
Platforma Obywatelska
2 lat temu

Po roku 1990 poziom kształcenia lekarzy drastycznie spadł. A my jeszcze ową służbę zdrowia całkowicie zniszczyliśmy.

Narodowiec
Narodowiec
2 lat temu

Trochę ponad bańke jest warte ludzkie życie dla bandy konowałów i farmaceutyki może w innym życiu rolę się odwrócą szkoda tylko że nie będzie się pamiętało obecnego

Dr Ewa, która uratowała życie dziesiątkom dzieci
Dr Ewa, która uratowała życie dziesiątkom dzieci
2 lat temu
Reply to  Narodowiec

Z powodu takich jak “Narodowiec”, a jest ich od co najmniej 20 lat mnóstwo w polskim społeczeństwie, takie “konowaly” jak ja- lekarze i naukowcy spieprzają z Polski jak najdalej. Więc trzeba się operować na za granicą.