Wiele mówi się o konieczności usuwania barier architektonicznych z przestrzeni publicznej, aby uczynić życie osób niepełnosprawnych – i nie tylko, bo też na przykład rodziców pchających wózki dziecięce – bardziej komfortowym. W Bielsku-Białej jest jeszcze sporo do zrobienia.
Kładki nad ulicami, przejścia podziemne, podejścia pod wzniesienia – wszędzie tam można napotkać strome schody i wszędzie próbowano budować na nich podjazdy dla wózków. Czyniono to jednak kiedyś (jeszcze w PRL-u) w sposób kompletnie nieprzemyślany. Cały podjazd to zazwyczaj dwa wąskie metalowe kształtowniki (czasami wykonywano taki podjazd z betonu) służące za „szyny”, po których od biedy można wtoczyć wózek. Problem w tym, że układano je bezpośrednio na stromych stopniach, co czyni podjazd wyjątkowo niebezpiecznym w użyciu. O pokonaniu go wózkiem inwalidzkim – nawet z pomocą innej osoby – nie ma co marzyć. Przeprawa z wózkiem dziecięcym też wydaje się ekstremalnym wyzwaniem. Dlatego większość rodziców woli wnosić wózek po schodach, niż korzystać z tych pożal się Boże ułatwień.
Jedynym racjonalnym rozwiązaniem byłoby wykonanie nowych podjazdów, o niewielkim stopniu nachylenia lub wprowadzenie wind. Takie rozwiązania są wprowadzane, a przykładem mogą być gruntownie przebudowane przed kilkunastu laty przejścia podziemne pod ulicą 3 Maja (przy dworcu PKP oraz placu Chrobrego).
To jednak tylko kropla w morzu potrzeb. Co z resztą ekstremalnych podjazdów? Problem – usłyszeliśmy – jest znany miejskim urzędnikom, lecz jego rozwiązanie nie jest proste. Wymagałoby to gigantycznych nakładów finansowych. Sprawy nie ułatwia górzyste ukształtowanie Bielska-Białej, są też ograniczenia natury technicznej. Czasami po prostu nie ma miejsca i warunków, aby wykonać gdzieś długi, „łamany” podjazd o niewielkim stopniu nachylenia.
Tak jest w przypadku skarpy pomiędzy ulicą Dembowskiego a położoną niżej ulicą Lipnicką. Od lat funkcjonują tam schody, które obecnie są przebudowywane (w ramach jednego z projektów obywatelskich). Zastosowano na nich szynowy podjazd, a jedyne co się udało zrobić, to zmniejszyć kąt jego nachylenia. Inne rozwiązanie ze względu na układ terenu nie wchodziło w grę.
Nie wszędzie – jak się okazuje – można zastosować windę (pomijając już fakt, że to koszmarnie drogie rozwiązanie). Windy nie sprawdzają się na otwartym powietrzu. Zmiany temperatur, deszcz, śnieg, lód czy zanieczyszczenia robią swoje i windy szybko ulegają awariom.
Urzędnicy zapewniają jednak, że w przypadku nowych inwestycji projektuje się właściwe podjazdy, w taki sposób, aby usuwanie barier architektonicznych nie było tylko iluzją.
Może winde i schody ruchome byście śmierdzące lenie jeszcze chcieli
Może tobie kiedyś odejmie klasy to będziesz cienko spiewal
Śmierdzące lenie?, “inżynier”, stan Twojego umysłu nadaje się tam gdzie mi radzisz.
Masz coś z głową nie tak leniu śmierdzący