Spóźnieni kibice na mecz w Białce, nie mają czego żałować. Dobre widowisko piłkarze zaprezentowali dopiero w drugiej części meczu.
O pierwszej połowie najkrócej można powiedzieć, że się odbyła. Podbramkowe sytuacje można było zliczyć na palcach jednej ręki, przy czym futbolówka znacznie częściej była w posiadaniu gospodarzy. Po zmianie stron podopieczni trenera Marcina Pasionki solidniej wzięli się do pracy, a tymczasem prowadzenie po szybkiej kontrze (70 minuta meczu) uzyskali goście. Strzał Grzegorza Bernacika w sytuacji jeden na jeden obronił Jakub Wałach, lecz wobec dobitki tego samego zawodnika golkiper Tempa był już bezradny. Utrata gola solidnie zmotywowała białczan, lecz bramkarz Wiślanki spisywał się bez zarzutu. Spasował dopiero po strzale Krzysztofa Piekarczyka z jedenastki (82 minuta) podyktowanej za zagranie obrońcy Wiślanki ręką w obrębie pola karnego. Ostatni kwadrans w wykonaniu gospodarzy przypominał oblężenie Częstochowy (według Sienkiewicza, bowiem fakty historyczne są inne). Gospodarze parli do przodu niczym taran, piłka co rusz docierała na pole karne przyjezdnych, lecz golkiper gości był bezbłędny. W doliczonym czasie gry piłka zatrzepotała siatką gości, jednak arbiter liniowy ku rozpaczy miejscowych piłkarzy i kibiców bez wahania zasygnalizował pozycję spaloną napastnika Tempa.
V liga: Tempo Biała – Wiślanka Grabie 1:1 (0:0).