Wydarzenia Bielsko-Biała

Rodzina (nie)zastąpiona! Chcieli adoptować dwójkę, wychowali siódemkę. “To było mocniejsze od nas!”

Fot. z archiwum rodzinnego

Maria i Seweryn Biedronkowie poszli po dwójkę dzieci, wychowali siódemkę. – To było mocniejsze od nas! – mówią.

Maria Biedronka i Seweryn Biedronka to małżeństwo, które od 2009 roku jest rodziną zastępczą dla dzieci z domu dziecka.
– Poszliśmy do domu dziecka z myślą, że weźmiemy dwójkę, ale przyszedł dyrektor i przyprowadził nam takiego czterolatka i mówi: “słuchajcie, weźcie go, bo on tu przepadnie, on tu zginie. Uratujcie go!” – wspomina Pani Maria i dodaje. – Finalnie samo nam się mnoży, rodzina się powiększa.

Ich misja zaczęła się od pracy z ludźmi z różnych uzależnień. Zrozumieli jednak, że ich powołanie dotyczy młodzieży. Postanowili otworzyć Klub dla dzieci. Zaczęli poznawać ich, brać na wakacje, karmić i pokazywać, że można żyć inaczej. – Rozpoczęło się to od momentu kiedy prowadziliśmy pracę wśród ludzi z trudnych środowisk… Pracowałem społecznie i zobaczyłem w pewnym momencie, że pracuję z ludźmi starszymi, a najbardziej poszkodowane w życiu są właśnie ich dzieci – opowiada pan Seweryn. – Okazało się, że te dzieci są głodne, więc dożywialiśmy je jak mogliśmy. Okazało się, że nieraz one jadły raz dziennie, tylko ten posiłek, który my im daliśmy… Zaczęliśmy myśleć o tym, żeby stworzyć rodzinę i całkowicie pomoc takim tym dzieciom.

Celem małżeństwa był stały ratunek dla dzieci. Chęć czynienia dobra stała się motywacją, by każdego dnia, mimo różnych przeciwności, iść do przodu. – Pracując mieliśmy świadomość, że ratujemy ludzi. Pomyśleliśmy, że jeśli uratujemy choćby dwójkę, trójkę dzieci z miejsca, w którym są, to to będzie już to, co potrzebujemy zrobić, a tak się stało, że wyszła z tego siódemka. Widzieliśmy cel i to nam przywracało równowagę, to nam przywracało taki power, żeby iść do przodu, żeby nie stać, nie poddać, że to jest coś więcej niż tylko wychowanie – opowiada pani Maria.

Rodzinę definiują jako poczucie bezpieczeństwa, miłość, przebaczenie, przystań, która jest miejsce gdzie zawsze można wrócić, czuć się kochanym, zrozumianym. Miłość to dla nich wybór, a nie uczucia. – W momencie kiedy przyszły te dzieci, to nauczyłam się jednej rzeczy, że mimo, że mają jednych rodziców, mimo, że są razem wychowywani, każde jest inne. Dotarcie do każdego z osobna wymaga poświęcenie mu czasu – mówi pani Maria

Czym jest dla nich miłość? – W miłości nie szukamy siebie i swojego. Jesteśmy dla innych. Dajemy miłość, wybaczenie, bezpieczeństwo… To wszystko razem daje później wynik… – odpowiada pan Seweryn. – Miłość to jest decyzją, nieważne są uczucia – czy mnie ktoś zranił, czy moje oczekiwania były inne… ja decyduje się dać temu dziecku wszystko co mogę. Jestem otwarty na to, żeby się czegoś nauczyć od tego dziecka, przyjrzeć się mu. My dorośli mamy swoje schematy, że dziecko powinno tak, tak, tak… a tak nie może być. Ktoś, kto się decyduje na to musi wiedzieć jedno: jeśli się przywiąże do wyobrażeń, że będzie miło pięknie i cudownie – to niech tego nie robi – dodaje pani Maria.

Nie mają wątpliwości i z pełnym przekonaniem mówią, że zdecydowanie wybraliby takie samo życie. – Niczego nie żałujemy. Dzisiaj nagrodą jest to, że te dzieci są z nami. My się dalej kochamy – wspólnie odpowiadają.

Estera Giemza

google_news