Bielsko-Biała Kultura i rozrywka

Tajna lista marzeń Marty Wajdzik, nadziei polskiego saksofonu

Marta Wajdzik podczas koncertu własnej formacji na Bielskiej Zadymce Jazzowej. Fot. Dorota Koperska Photography

Zagrała solo dla Pata Metheny’ego, fotografowały się z nią znaczące postacie polskiego jazzu, nazywając nową nadzieją saksofonu, na wielkich polskich festiwalach pokazała swój własny jazzowy projekt, do którego zaangażowała wykładowcę Akademii Muzycznej, ma gotowy materiał na własną płytę, do wydania której namawia ją wielu cenionych muzyków, a jej solowe popisy budzą powszechny zachwyt. Choć nie ma jeszcze osiemnastu lat, to tak szalenie rozwijająca się muzyczna kariera jest owocem jej najwyższego profesjonalizmu, gigantycznej pracy i jeszcze większej pasji. O Marcie Wajdzik dopiero zrobi się głośno. I melodyjnie…

Dymiła aż miło!

Saksofonistka Marta Wajdzik za sobą ma szalony tydzień podczas Bielskiej Zadymki Jazzowej – Lotos Jazz Festiwalu, jednego z najważniejszych polskich festiwali. Powiedzieć, że wszędzie jej było pełno, to mało. Ci, którzy z uwagą śledzili festiwal zobaczyli, że to saksofonistka była jego muzyczną duszą i wyrazem młodzieńczej miłości do jazzu. Na ten marcowy tydzień musiała zapomnieć o nauce w bielskiej Szkole Muzycznej, bo w akcji była przez całą dobę, z krótkimi przerwami na sen. Choć występy na festiwalu rozpoczęła właśnie w sali koncertowej „Muzyka”, do którego uczęszcza. Zagrała w składzie szkolnego big-bandu pod dyrekcją Tomasza Janusza. – Lubię z nim współpracować oraz to, że możemy porozmawiać o jazzie. Podczas Zadymki przygotowywaliśmy z nim trudne utwory, ale wyszło nam to całkiem nieźle – wspomina. To właśnie Marta raz po raz wstawała z krzesła, by grać solówki, co przychodziło jej z wielką naturalnością. Uwagę słuchaczy zwracają jej uśmiech i malujące się na twarzy emocje – ma się wrażenie, że czuje się jak ryba w wodzie. Choć – jak zdradza – z natury jest introwertykiem, to na scenie pokazuje coś zupełnie przeciwnego.

Fot. Z archiwum M. Wajdzik

W trakcie festiwalu gry Marty Wajdzik można było słuchać codziennie, bowiem – wraz z innymi uczniami Szkoły Muzycznej – występowała na scenie w Sferze. – Tam przygotowaliśmy inne utwory, łatwiejsze w odbiorze, melodyjne, by pokazać, że jazz ma wiele twarzy – także tę luźną, radosną – opowiada. Rzecz jasna, nie mogła sobie też darować jamów po głównych wydarzeniach w bielskim Metrum Jazz Club, gdzie improwizowała do woli.

Jednak największym wyzwaniem dla siedemnastolatki był jej własny zadymkowy koncert. Na takie wyróżnienie zasługują tylko doświadczeni i uznani muzycy. 4 marca w bielskim klubie Metrum mieszkańcy i uczestnicy festiwalu z całego kraju wysłuchali koncertu formacji Marta Wajdzik Project. A wybierali się na niego po Gali Polskiego Jazzu w Teatrze Polskim, na którym projekt specjalny zaprezentowali Dorota i Henryk Miśkiewiczowie. – Trochę się stresowałam, ale przeważała radość – także z tego, że przyszło dużo ludzi i pierwszy raz mogli mnie i moje własne kompozycje usłyszeć znajomi z Bielska-Białej. Wśród słuchaczy był również Tomasz Gmyrek, mój nauczyciel saksofonu ze szkoły, któremu bardzo wiele zawdzięczam – podkreśla.

Dwa dni później Martę ze snu wyrwał dzwonek telefonu. – Usłyszałam, że dyrektor festiwalu Jerzy Batycki chce, bym w ratuszu zagrała przed Patem Metheny, najsłynniejszym gitarzystą jazzowym. Byłam bardzo zaskoczona, ale również był to dla mnie wielki zaszczyt. Czułam presję, by nie zawieść. Zagrałam hymn Zadymki, a potem własną improwizację. „Very well” – usłyszałam potem od Pata Metheny’ego. Było to wyjątkowe przeżycie. Dziękuję organizatorom za takie wyróżnienie – mówi. Zaraz potem udzieliła wywiadu ogólnopolskiemu radiu i mogła szykować się do kolejnego koncertu.

Saksofonistka grająca dla samego Pata Metheny’ego. Fot. Urząd Miejski w Bielsku-Białej

Tytan pracy

Jak to się stało, że posłuszna i nieśmiała dziewczynka – jak sama o sobie z uśmiechem mówi – aż tak namieszała na czołowym festiwalu, który jest starszy od niej samej?

Rodzinny dom Marty znajduje się w Buczkowicach. Pochodzi z muzykalnej rodziny. Jej rodzice – Ewa i Paweł również wychowali się w murach bielskiego „Muzyka” i obecnie zawodowo zajmują się muzyką. Jej starszy o sześć lat brat Marek jest trębaczem, również koncertującym, a czternastoletnia siostra – Zuzanna, jest dobrze zapowiadającą się wokalistką. Nawet brat Jacek, który nie związał przyszłości z muzyką, pasjonuje się grą na gitarze. – Mam rodzinę w Poznaniu, z którą rzadko się widywaliśmy. Gdy spotkałam się z kuzynem Adamem, okazało się, że jazz jest naszą wspólną pasją. Na jednym ze spotkań rodzinnych usiadł za perkusją i zaczęliśmy grać. Zaowocowało to obecną współpracą w ramach mojego projektu – dodaje Marta Wajdzik.

W wieku sześciu lat zaczęła grać na fortepianie. Wybór szkoły muzycznej był bardziej niż oczywisty. – Moja przygoda z saksofonem trwa odkąd skończyłam dziewięć lat. W brzmieniu tego instrumentu było coś takiego, że uznałam, iż muszę na nim grać – opowiada. Dzisiaj podczas koncertów płynnie przechodzi od gry to na saksofonie sopranowym, to na altowym.

Fot. Dorota Koperska Photography

Trzy lata później zafascynowała się jazzem. – To za sprawą mojego brata i jego kolegów, którzy mieli zespół. Tak mi się to spodobało, że sama zaczęłam się uczyć grać jazz, improwizować oraz słuchać tej muzyki ile tylko mogłam. Moim idolem od początku był saksofonista Branford Marsalis. Cieszę się, że mogłam go poznać, gdy w tym roku występował na bielskim festiwalu – stwierdza. Inspirowała się ponadto między innymi grą Kenny’ego Garretta, Roy’a Hargrove’a, Cannonballa Adderley’a i Pata Metheny’ego.

Obecnie uczęszcza do piątej klasy Szkoły Muzycznej II stopnia. Ma dużą swobodę w kwestii rozwijania umiejętności jazzowych. Gra nie tylko na saksofonie, ale też na fortepianie i flecie poprzecznym, na którym to instrumencie także zagrała kilka koncertów. – Ostatnio zaczęła mnie fascynować muzyka ludowa, góralska i orientalna. Może połączę to z jazzem w następnym projekcie – zdradza.

Łączenie nauki i przygotowywania się do przyszłorocznej matury z rozwijającą się karierą jazzową to karkołomne zadanie. – Ideałem byłoby poświęcanie na ćwiczenia sześciu godzin dziennie, ale zazwyczaj jestem w stanie ćwiczyć od czterech do pięciu godzin. Nie mogę więc ćwiczyć tyle, ile bym chciała, bo mam także dużo obowiązków szkolnych. Wstaję bardzo wcześnie, żeby poćwiczyć jeszcze przed lekcjami – mówi.

Ta młoda saksofonistka jest perfekcjonistką. I wszystkie obowiązki, jakie na niej ciążą, chce wypełniać jak najlepiej. – Przejmuję się ocenami, ale koncerty i próby pochłaniają mnie tak bardzo, że często w szkole nie pojawiam się ani razu przez tydzień lub dwa, ale potem staram się wszystko nadrobić. Doba w moim przypadku jest za krótka i mam zbyt mało czasu na sen. A przecież też trzeba mieć jakąś odskocznię, by nie zwariować – stwierdza. Dla niej taką odskocznią są na przykład fitness i górskie wycieczki.

Marta Wajdzik z dyrektorem Bielskiej Zadymki Jazzowej Jerzym Batyckim. Fot. Profil facebookowy Pawła Brodowskiego

Zawodowiec

Mówienie o zawodzie muzyka jazzowego w przypadku siedemnastolatki to nie przesada. Liczba przedsięwzięć, w które się angażuje może przyprawiać o zawrót głowy. Rok temu powstał jej własny projekt. Oprócz saksofonistki, w jej zespole na fortepianie gra Bogusław Kaczmar, wykładowca Akademii Muzycznej w Katowicach, na kontrabasie Kamila Drabek, a na perkusji jej kuzyn Adam Wajdzik. Po raz pierwszy Marta Wajdzik Project słyszeli 5 października uczestnicy prestiżowego Sopot Jazz Festivalu. – Zaproszono mnie tam jako liderkę. Tak narodził się mój projekt – wspomina. – Prowadzenie zespołu jest bardzo trudne, tym bardziej, gdy pełni się również rolę menadżera. Wszystko jest na mojej głowie, a trzeba zgrywać na przykład próby, co – jeśli każdy mieszka gdzie indziej – nie jest łatwe – przyznaje. Zespół wykonuje autorskie kompozycje Marty, które powstały na przestrzeni trzech lat, i ma już na koncie około piętnastu utworów. – Doceniam trudniejszy jazz. Ale moim głównym założeniem jest, by to, co piszę, było melodyjne i ładne. Nie robię tego pod ludzi, ale pod swój gust. Tworzę muzykę, której sama chętnie bym słuchała. Zazwyczaj piszę wieczorem, przed snem. Gdy jakiś utwór pojawi mi się głowie, siadam do fortepianu i zaczynam pisać. Gdy mam dobry nastrój, przekłada się to na muzykę. Tak samo jest, gdy mam gorszy czas. Na szczęście z natury jestem żywa, wesoła i pozytywnie nastawiona. Doskonale współpracuje mi się z bratem Markiem, ponieważ tak samo odczuwamy muzykę – wyjawia.

Saksofonistka występowała już z takimi polskimi gwiazdami, jak Henryk Miśkiewicz i Urszula Dudziak. Podczas ubiegłorocznej Zadymki zagrała w big-bandzie Andrzeja Zubka. Grywała też z braćmi Golec. Świetnie się bawi na jamach, tym bardziej, gdy ma okazję improwizować z takimi muzykami jak Zbigniew Namysłowski, Leszek Możdżer czy Troy Roberts. Kilka jej występów i utworów, w tym z nagranego w styczniu „One Shining Moment” można znaleźć na YouTube.

Fot. Dorota Koperska Photography

Gdy bywa na koncertach i festiwalach, nawiązuje kontakty z kolejnymi uznanymi muzykami, z czego dużo wynosi. Obecnie gra ze skrzypkiem Stanisławem Słowińskim. – Usłyszał mnie podczas koncertu i zaproponował współpracę, czego wynikiem było nagranie dwóch płyt – z muzyką do baletu oraz koncertem skrzypcowym, obiema autorstwa Staszka – wyjaśnia.

Gdy w przyszłym roku zakończy edukację w Bielsku-Białej, chciałaby rozpocząć studia za granicą.

Wiele ciepłych słów

Talent, osiągnięcia i etyka pracy Marty Wajdzik nie umknęły uwadze wielu znaczących postaci. Barbara Cybulska-Konsek, dyrektor bielskiego Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych, nazywa ją nadzieją polskiego saksofonu i podkreśla, jak bardzo jest już dzisiaj muzycznie rozwinięta i zaangażowana w to, co robi. – Jestem z niej dumna – zapewnia. Wiele ciepłych słów o saksofonistce powiedział podczas Zadymki Paweł Brodowski, muzyk i obecny redaktor naczelny branżowego pisma „Jazz Forum”.

Saksofonistka grająca dla samego Pata Metheny’ego. Fot. Dorota Koperska Photography

Jak przystało na tak świetnie zorganizowaną osobę, Marta Wajdzik ma listę marzeń, które już zaczęły się spełniać. Odhaczyła już koncert na Zadymce i drugim dużym festiwalu. Ale kolejnych marzeń z listy ani myśli zdradzać. – Powiem, gdy się spełnią – uśmiecha się. Ma nadzieję, że nawet jeśli jej muzyczna kariera się powiedzie, to nie przewróci jej się w głowie. – Bardzo ważne jest to, czy muzyk ma w sobie pokorę. Nie chciałabym zapomnieć, że tak naprawdę nie ma znaczenia to, jak się gra, tylko to, jakim jest się człowiekiem – puentuje.

Dorota Koperska Photography

google_news
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Dorota
Dorota
4 lat temu

Absolutnie niezwykła

Vinnie
Vinnie
4 lat temu

Wspaniała młoda artystka. Wszystko to zasługa jej pracy i talentu. Można tylko podziwiać!