Zapałkownia w Czechowicach-Dziedzicach ma nowego właściciela. Fabrykę, postawioną cztery lata temu w stan likwidacji, nabyła spółka z siedzibą w Bielsku-Białej. Cena transakcji jest objęta tajemnicą, podobnie jak nazwisko nowego właściciela.
To finał procesu zapoczątkowanego w 2021 r., gdy bielska spółka porozumiała się z PCC Consumer Products Czechowice co do warunków transakcji. Ostatni akt notarialny, przenoszący własność pozostałości po fabryce na nowego właściciela, został zawarty 29 października. Czteroletnia droga do finalizacji transakcji była wyboista, ponieważ zakład powstawał w okresie 20-lecia międzywojennego, a w czasach Edwarda Gierka został rozbudowany. Wiele z tych rzeczy wykonywano w czynie społecznym, a sprostowanie stanu prawnego z rzeczywistym wymagało wielu zapisów w dokumentach i księgach wieczystych.
– To ponad 5,6 hektara terenu oraz około 10 tysięcy metrów kwadratowych hal, z których na ten moment tylko niewielka część nadaje się do wykorzystania – mówi nam nowy współwłaściciel nieruchomości, który pragnie pozostać anonimowy. Formalnym nabywcą dawnej fabryki zapałek została spółka z siedzibą w Bielsku-Białej. Jej wspólnikami są dwie osoby.
Widok pozostałości po dawnej fabryce produkującej zapałki jest przygnębiający. Poprzedni właściciel sprzedał, zdemontował, a nawet wyrwał dosłownie wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość. Maszyny wyrywane ze ścian były z nadprożami, wycięte i wywiezione na złom zostały nawet grzejniki i instalacje.
– Ostatnie dwa lata spędzaliśmy na porządkowaniu tego terenu. Teraz priorytetem jest doprowadzenie mediów – dodaje nowy właściciel terenu, który zapowiada także zachowanie muralu z nazwą zakładu, który wciąż widnieje na ścianie frontowej obok bramy prowadzącej na teren wygaszonego zakładu. Tajemnicą pozostaje cena transakcji.
Do wygaszenia działalności i postawienia w stan likwidacji czechowickiego zakładu doszło na początku 2021 r., pracę straciło około 130 osób. Kilka miesięcy wcześniej właściciel poinformował, że z powodu malejącego popytu i pandemii zmuszony jest zamknąć fabrykę.
Zapałkownia z problemami zmagała się przez większą część dekady, gdy jej ostatnim właścicielem było niemieckie PCC. Fabryka generowała straty, przegrywając rywalizację z nowoczesnymi zakładami z Azji, gdzie linie produkcyjne obsługiwało kilkukrotnie mniej pracowników niż maszyny w czechowickim zakładzie, które pamiętały PRL.
Pod koniec 2020 r. z petycją do Ministerstwa Aktywów Państwowych wystąpili pracownicy czechowickiej fabryki, którzy domagali się odkupienia zakładu przez Skarb Państwa. Twierdzili, że trudna sytuacja spółki jest przejściowa i spowodowana pandemią, a jej likwidacja spowoduje efekt „domina”, bo ważnego odbiorcę stracą Lasy Państwowe, od których kupowano drewno do produkcji zapałek.
Rząd premiera Mateusza Morawieckiego nie był zainteresowany kupnem fabryki, co jednoznacznie stwierdził wiceminister Andrzej Śliwka. W wyniku przeprowadzonych analiz, badań rynku i oceny perspektyw uznano, że nabycie fabryki produkującej zapałki byłoby niezasadne z punktu widzenia interesu Skarbu Państwa.
Zapałkownia trafiła w prywatne ręce w 2011 roku – był to na tamte czasy jedyny zakład produkujący zapałki standardowe w Polsce oraz jeden z ostatnich w Europie. Cztery pierwsze postępowania zakończyły się fiaskiem, dopiero za piątym razem doszło do zawarcia umowy sprzedaży fabryki, którą podpisywał ówczesny minister skarbu Aleksander Grad.
Zainteresowane nabyciem fabryki produkującej zapałki były cztery podmioty – Euromatch z Bystrzycy Kłodzkiej, PCC SE z Duisburgu, Satis z Płocka oraz osoba fizyczna. Ostatecznie, za kwotę blisko 14 mln zł większość kapitału zakładowego fabryki nabyła spółka PCC Consumer Products.
Podmiot wchodził w skład niemieckiego holdingu, który prowadził działalność na kilku kontynentach. W trakcie procesu prywatyzacji o los fabryki i jej załogi pytała rząd ówczesna poseł Bożena Kotkowska. Ministerstwo Skarbu unikało jednoznacznych deklaracji w zakresie gwarancji zatrudnienia załogi, a ponadto nie widziało możliwości zbycia zakładu na rzecz zatrudnionych w niej pracowników, co w podobnym czasie miało miejsce w przypadku Polmosu w Bielsku-Białej.
BARTŁOMIEJ KAWALEC





