Rządzący zrobili wielki prezent „poszukiwaczom skarbów”. Nowe przepisy znacznie ułatwią eksplorację w terenie z użyciem elektronicznych wykrywaczy metalu. To, co raduje środowisko detektorystów – jak powszechnie nazywa się osoby przeczesujące grunt w poszukiwaniu cennych znalezisk – martwi i niepokoi zawodowych archeologów i historyków.
Środowisko detektorystów od wielu lat dążyło do zmiany obowiązujących w naszym kraju – w jego ocenie – nieżyciowych przepisów regulujących kwestie prywatnych poszukiwań archeologicznych.
Pasjonaci jak przestępcy
Moda na takie poszukiwania wybuchła w naszym kraju trzy dekady temu i wiązała się między innymi z możliwością zakupu – wcześniej niedostępnych na cywilnym rynku – wykrywaczy metali. Nie licząc początkowego okresu, kiedy kwestii poszukiwań nie regulowały żadne przepisy i działalność taka opierała się na wolnej amerykance, życie detektorysty nie było w Polsce łatwe. Aby chronić dziedzictwo historyczne i nie dopuścić do rozkradania czy niszczenia zabytków, 20 lat temu wprowadzono bardzo rygorystyczne przepisy, mocno ograniczające – czy wręcz uniemożliwiające – prowadzenie poszukiwań archeologicznych na własną rękę. Tymczasem takimi poszukiwaniami w amatorskim wydaniu para się w Polsce liczne grono pasjonatów (szacuje się, że może ich być nawet ponad 200 tysięcy). Dla jednych jest to wyłącznie pasja, sposób na życie i przygoda z przeszłością. Są jednak i tacy, dla których detektor stał się sposobem na – nie zawsze legalne – zarabianie pieniędzy.
Do tej pory, aby prowadzić takie poszukiwania, potrzebna była zgoda Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, a sama eksploracja terenu musiała być prowadzona pod nadzorem profesjonalnego archeologa. Sprostanie temu obowiązkowi było niezmiernie trudne, a w wielu przypadkach wręcz niemożliwe. Doszło do tego, iż każda z osób, jaka pojawiła się w terenie z wykrywaczem, traktowana była jak potencjalny przestępca. Dlatego od dawna środowisko poszukiwaczy domagało się liberalizacji prawa w tym zakresie. Postulowano, aby wzorem wielu innych krajów, dopuścić do poszukiwań zabytków również pasjonatów. Jako argument przytaczano, że jeśli zajmie się tym tak liczna grupa osób, cennych znalezisk będzie w Polsce znacznie więcej, a tym samym wiedza o naszej przeszłości będzie szersza. Tym bardziej, że już wcześniej wielu spektakularnych odkryć archeologicznych dokonywali amatorzy, a nie profesjonaliści. Niegdysiejsze pobożne życzenia poszukiwaczy teraz stały się rzeczywistością.
Bez parków, cmentarzy, miejsc kaźni
W połowie lipca Sejm uchwalił większością głosów (248 głosów za, 203 przeciw, 1 wstrzymujący się) zmiany w ustawie o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. W skrócie chodzi o to, że aby prowadzić poszukiwania w terenie, nie będzie już potrzebna zgoda Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Wystarczy zgoda właściciela gruntu, a fakt rozpoczęcia poszukiwań należy zgłosić drogą elektroniczną do rejestru prowadzonego przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
„Poszukiwania ukrytych lub porzuconych zabytków ruchomych przy użyciu urządzeń elektronicznych i technicznych, zwane dalej „poszukiwaniami”, można prowadzić, z zastrzeżeniem art. 36c ust. 1, pod warunkiem posiadania zgody właściciela nieruchomości lub posiadacza nieruchomości i po dokonaniu zgłoszenia poszukiwań do rejestru, o którym mowa w art. 36d ust. 1. [oraz] 2. Zgłoszenia poszukiwań dokonuje się przed rozpoczęciem poszukiwań za pomocą aplikacji mobilnej udostępnionej przez ministra właściwego do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego” – tak brzmi artykuł ustawy, na który detektoryści czekali od dawna. Zastrzeżenie, o którym mowa, dotyczy zakazu prowadzenia poszukiwań na terenie: parków kultury, cmentarzy, mogił i grobów wojennych oraz miejsc kaźni, pomników zagłady, a także w otoczeniu stref ochronnych tych miejsc.
Szansa na nagrody
Po dokonaniu odkrycia poszukiwacz będzie musiał niezwłocznie poinformować o znalezisku Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, a ten w ciągu sześciu dni (od wpłynięcia zawiadomienia) będzie miał obowiązek dokonać oględzin miejsca odkrycia i samego znaleziska. Za nieprzestrzeganie tych zasad i prowadzenie nielegalnych poszukiwań grozić ma kara grzywny, ograniczenia lub pozbawienia wolności do lat dwóch.
Odkrywcy mogą liczyć na sowite nagrody pieniężne za znalezienie cennych artefaktów. W przypadku przedmiotów szczególnie wartościowych, może ona wynieść 25-krotność przeciętnego wynagrodzenia z roku poprzedniego (obecnie byłaby to kwota 138,5 tys. zł), a w uzasadnionych przypadkach nawet 30-krotność tej sumy. Jednym słowem, warto ruszać w teren z wykrywaczem i legalnie szukać cennych trofeów.
To właśnie niepokoi archeologów i historyków. Ich zdaniem, nowe prawo sprawi, iż poszukiwaniami zajmie się teraz jeszcze więcej – w tym całkiem przypadkowych – osób. Pojawiają się także sugestie, że zmiana prawa ma na celu jedynie przypodobanie się licznemu gronu poszukiwaczy przed nadchodzącymi wyborami, a nie ma nic wspólnego z należytą ochroną dziedzictwa narodowego.
Bez kontekstu historycznego
Przyjęcie ustawy w takim kształcie, zdaniem naukowców świadczy o dużej niewiedzy rządzących na temat tego, jak bada się ślady przeszłości. Mówiąc w uproszczeniu, archeolodzy nie poszukują w ziemi „skarbów”, choć niektórzy może tak ich postrzegają. Interesuje ich historyczny kontekst znalezisk, a nie tylko same przedmioty. Ktoś, kto widział, jak wyglądają wykopaliska archeologiczne, wie, że ich teren jest odsłaniany milimetr po milimetrze za pomocą szpachelek i pędzelków, a wszystko co uda się odkryć, jest skrupulatnie opisywane i katalogowane. Na tej podstawie można dość dokładnie prześledzić historię danego miejsca i tworzyć obraz przeszłości.
Natomiast w przypadku poszukiwań amatorskich, liczy się zazwyczaj sam „skarb”. Gdy detektor odkryje pod ziemią coś ciekawego, w ruch idą łopaty czy łyżki koparek, aby jak najszybciej do znaleziska dotrzeć. W ten sposób bezpowrotnie traci się kontekst historyczny i kulturowy odkrycia, a sam przedmiot – choć może i ciekawy – nic nam nie mówi o przeszłości badanego miejsca czy regionu.
– Mamy sporo takich znalezisk, które przez to, że nie zostały odpowiednio udokumentowane, nic nie wnoszą do lepszego poznania historii – przyznaje jeden z bielskich historyków, nie chcąc wypowiadać się pod własnym nazwiskiem z uwagi na gęstą atmosferę wywołaną zmianą prawa. Dla archeologa ważny jest nie tylko sam artefakt, lecz na przykład to, w jakiej warstwie został znaleziony, jak był ułożony, co znajdowało się w jego pobliżu itp. Aby właściwie to wszystko ocenić, potrzebna jest spora specjalistyczna wiedza, a tej zazwyczaj osoby amatorsko poszukujące zabytków nie mają.
Co wie amator?
Tu pojawia się kolejny problem. W myśl nowych przepisów, to poszukiwacz amator ma ocenić, co jest zabytkiem, a co nie. Jaki przedmiot wygrzebany z ziemi stanowi wartość poznawczą i historyczną, a jaki jest jej pozbawiony. Gdy ktoś odnajdzie – powiedzmy – średniowieczny miecz – raczej będzie wiedział, z czym ma do czynienia i – jeśli chce być w zgodzie z prawem – zgłosi to konserwatorowi zabytków. Co jednak, gdy w trakcie poszukiwać natrafi chociażby na rozcierak, czyli prehistoryczne narzędzie kamienne? Z pewnością nawet nie zwróci na niego uwagi. Tymczasem takie znalezisko może nam więcej powiedzieć o historii regionu niż wspomniany miecz.
W ubiegłym roku pisaliśmy o spektakularnym odkryciu dokonanym w dolinie Soły przez bielskich archeologów (notabene pomagali im w poszukiwaniach detektoryści pasjonaci), którzy odnaleźli wiele cennych pozostałości po tak zwanej kulturze łużyckiej. Co ciekawe, niektóre przedmioty z początków epoki żelaza odkryto na powierzchni gruntu. Wiele wskazywało na to, iż wcześniej znaleźli je za pomocą wykrywaczy detektoryści amatorzy, penetrujący okolice ruin średniowiecznego zamku na Wołku (to popularny teren nielegalnych poszukiwań z wykrywaczem) i nie wiedząc, z czym mają do czynienia, po prostu wyrzucili te przedmioty. Tymczasem takie kawałki zardzewiałego żelastwa dla archeologów i historyków stanowią bezcenne źródło wiedzy o ludziach zamieszkujących ten obszar ponad dwa tysiące lat temu.
Dla zysku rozkopywali groby
To tylko niektóre z wątpliwości środowiska naukowego, jakie budzi nowelizacja ustawy o ochronie zabytków. Środowisko poszukiwaczy generalnie jest zmianą usatysfakcjonowane, choć i w nim pojawiają się pewne głosy refleksji. Różni poszukiwacze różnie bowiem traktują swoje hobby. Dla jednych jest to przygoda i pasja. Działają zgodnie z prawem, chętnie współpracują z profesjonalnymi archeologami, wykorzystując swój sprzęt i doświadczenie dla dobra nauki. Pomagają, a nie szkodzą w poznawaniu naszej przeszłości.
Są jednak i tacy, którzy zajmują się tym wyłącznie z chęci łatwego zysku, w myśl zasady – znaleźć coś cennego i szybko sprzedać to kolekcjonerom. Kilka lat temu na rynku kolekcjonerskim pojawiło się nagle bardzo dużo cenionych przez kolekcjonerów militariów przedwojennych polskich hełmów wojskowych wzór 31 Salamandra. Gdy wyszło na jaw, skąd się wzięły, w środowisku poszukiwaczy zawrzało. Okazało się bowiem, że hełmy pochodziły z grobów polskich żołnierzy poległych we wrześniu 1939 roku i pochowanych gdzieś na terenie obecnej Ukrainy. Ktoś rozkopywał te mogiły w poszukiwaniu bardzo cenionych na rynku kolekcjonerskim pamiątek z okresu kampanii wrześniowej. Historią tą podzieliła się z nami osoba znająca dobrze zarówno realia rynku kolekcjonerów militariów, jak i środowiska detektorystów, nie kryjąc, iż skoro są poszukiwacze pozbawieni jakichkolwiek skrupułów, którzy dla zysku nie zawahają się rozkopywać żołnierskich grobów, to nowe przepisy znacznie ułatwią im działanie.
Tendencyjny artykuł łatwy zysk,rozkopywanie grobów i amatorzy idący po pieniądze.Śmiechu warta narracja.Nie masz Pan pojęcia o sytuacji.Pieniądze u konserwatorów i kartele archeo.Biznesy wstrzymywania inwestycji.Niewygodne historycznie znalezska.Prawdziwi pasjonaci przebijający wiedzą i umiejętnoiściami zawodowców.Są tacy co z zasady omijają prawo bo konserwa się nie zgodzi.Więc idą w teren i robią swoje.Kto traci? Wszyscy! A mogąc możemy informować o kontekstach historycznych i znalezikach!
Musi być amator. Tylko on poprzez zgłoszenie znaleziska może wskazać miejsce potencjalnego stanowiska archeologicznego. W innych przypadkach ciężki sprzęt niszczy lub zakrywa wszystko. Mało kiedy operator coś zauważy
Archeolodzy,konserwatorzy powinni popatrzeć na inne państwa.Wiele cennych rzeczy jest odkrytych dzięki amatorom(Anglia,Norwegia).Tam nikt nie płacze tylko dziękuje i się cieszy że znaleziska nie gniją już w ziemi…Dzięki “amatorom” każdego roku przybywa cennych odkryć.
Przecież archeolodzy to sami zabierają co lepsze fanty, przeciętne znaleziska oficjalnie idą do informacji publicznej. Przykłady z życia wzięte po współpracy z ,,archeologiem”.
Dlatego tak się pieklą nową ustawą!! 😇
Dokładnie,kradną w biały dzień,legalnie.
Może problem jest w tym że archeolodzy oceniają detektorystow swoją miarą. Wiadomo doskonale że szukanie na polach ornych sprowadza się maksymalnie do 50 cm a ziemia jest tam pełna śmieci a nie skarbów. Wszystkie stare artefakty są przykryte grubsza warstwa i znalezienie tego “skarbu” jest jak wygrana w totka.
Bzdety że były rozkopywanie groby przez poszukiwaczy. Archeolodzy zainicjowali to by zmienić prawo a gdy zaostrzyli prawo to przeprosili za pomyłkę. Jednym z nich był Radosław H można tego Verona zobaczyć w tv misja skarb
Więcej roboty będą mieli bo na każde zgłoszenie o odnalezieniu **zabytku** mają ustawowo określony czas na podjęcie decyzji. Może to kole?
Ja szukam już jakieś 12 lat. W tym tekście jak widać można znaleźć powielane przez archeologów pomówienia i naciągane sytuacje. Jak sami widzimy archeolodzy wydają zgody na niszczenie zabytków pod budowy domów, bloków czy dróg lub olbrzymich hangarów dla korporacji. Zabytki giną ma potęgę w magazynach państwowych. Domy aukcyjne oferuje monety w menniczym stanie, można domyśleć się skąd one są. Detektorysci ratują zabytki za darmo, z pasji. W 99% procentach wyciągamy je nie głębiej niż 30 cm tyle co sięgnie wykrywacz. Wiec jakim cudem niszczą kontekst gdy rolnik ora pole nawet więcej niż 50cm. Z dniem kiedy prezydent podpisał nową… Czytaj więcej »
Jestem detektorystą od 23 lat… rozumiem obawy archeologów. Moje poglądy przez te lata na problem poszukiwań także ewoluowały..Zbyt liberalne prawo w tym zakresie nie przysłuży się nikomu. Szukam zgodnie z prawem… najpierw uzyskuje pozwolenie właścicieli gruntu a dopiero potem składam wiosek o pozwolenie do WUOZ… zainteresowani legalnymi poszukiwaniami wiedzą jak to się odbywa. Znaleziska zgłasza się ale nigdy nie poszukuję głębiej niż warstwa orna na polu. Teraz hordy amatorów ruszą w pola ( czy wszyscy poszanuja prawa własności gruntu??) albo będzie nagle wysyp zgłaszanych znalezisk…bez kontekstu właśnie…to raczej nie jest chyba sposób na rozwiązanie problemu.
Bez włączenia aplikacji działanie będzie w dalszym ciągu nielegalne tak jak do tej pory bez zgody organu odpowiedzialnego. Czego nie rozumiesz
Bo to taki sam beton, jak te cwaniaczki na państwowym.
Oooo a czy archeologia nie korzysta z metody destruktywnej. Działania nie opierają się tylko na pędzelkach Proszę pisać prawde. Pkt. 2 Proszę archeologow o dbanie o zabytki terenowe bo większość to ruina Młyny wodne stre zamki folwarki. Pkt 3 czy uzytkujac pojazd zabytkowy jest ich wiele pan archeolog spowoduje z nim kolizję to czy dostanie zarzuty dotyczące między innymi nieumyślne go bądź umyślnego zniszczenia dziedzictwa kulturowego (przestępstwo) przykład marginalny odnoszący się do płytkości ludzi pozbawionych empati. Polska to nie wasz prywatny folwark. Aplikacja daje większą kontrolę. Instytucja będzie mogła śledzić każdy krok. Oszustów nie brakuje Wszędzie. Innym zwraca uwagę ten… Czytaj więcej »
Uważam że bardzo dobrze się stało. Wiele przedmiotów ujrzy światło dzienne. Tak może do końca dziejów ziemi nikt by się nie dowiedział o przedmiotach. W Anglii to funkcjonuje i jest dobrze a mają bogatszą przeszłość historyczną. W USA też jest ok. Nareszcie zmienili PRL owskie prawo, które dawało przywilej tylko wąskiej grupie. Teraz niektórzy co mają pochowane artefakty ujawnią je.Będzie więcej przedmiotów zostawionych w muzeach polskich. Wcześniej że względu na karę ludzie nie ujawniali i pewnie dużą część przemycali za granicę. Bardzo dobrze że jest nagroda, bo dzięki temu dużo przedmiotów zostanie w Polsce i będzie cieszyć oczy wszystkich. Jak… Czytaj więcej »
Prace konserwatora zabytków i archeologów widząc szczególnie w Słupsku gdzie przy robotach wykopali kości itd i wszystko leży gdzie się da … Jest artykuł o tym na gp24.pl polecam
Gdzie można sprzedać coś cennego? Gdzie szukać kolekcjonerów?
Pytaj się archeologów, tam to dopiero paserka się wyprawia….
Nie ważny artefakt.Ważne co jak było ułożone i co było obok?
Chyba 90% kopaczy lata po polach, łąkach i ugorach.
Boraks czy kopiejka się trafi no czasem wpadnie sreberko.
Jaki kontekst????
Zjedzony denarek albo fals na 10 cm gdzie rolas co roku ora na 30….
Wszystko mielone pługami od lat a dla niektórych ważne co było obok.
A kupa Polmosów!
Dajcie spokojnie spokojnie połazić i odpocząć od codzienności.
Dla niektórych to hobby i pasja.
A ja tak sobie myślę ,że Anglicy to jakiś dziwny naród albo wogole się nie znają na archeologii . Zabytków tam pelno i to różnej maści , mało tego że ludzie legalnie bez żadnych obaw robią to co lubią to jeszcze przede wszystkim jasno jest określone co to jest ZABYTEK . W Polsce jaśnie państwo archeolodzy na wzór komunistyczny wszystkiego zakazują i nakazują , nikt inny tylko oni mają te swoje wygodne stołeczki zaklepane i nie w nos im ruszać się z takowych gdziekolwiek , ci ludzie zwyczajnie boją się prawdziwej pracy która im zagraża . Angielski przedmiot znaleziony przez… Czytaj więcej »
Twierdzą że detektorysci to złodzieje zabytków .Detektorysci znajdując boratynke i kawał żelaza wysyłają to do urzędów żeby sprawdzili pochodzenie i czy jest to zabytek i otrzymują tylko to żelazo osoba która sprawdza boratynki przekaże koledze który ich jeszcze nie ma w koledze .Niech sprawdza ich domy i wszystkich ich bliskich to zobaczą ile drogich eksponatów tam ginie .
Nawet Hermenegildzie ciężko zrozumieć
No tak ,więcej szans mają zabytki o przetrwanie pod pługami coraz to większych maszyn,oraz budowy dróg i innych obiektów jak dektejktorysta który dokładnie wie gdzie jest przedmiot i wykopie małym szpadelkiem .
Ten pseudo artykulik jest paszkwilem sponsorowanym przez archeobeton który siedzi z ….. w fotelu zamiast ruszyć w teren. Nie pozwalając na to innym. ….,, .łyżki koparek ?! ,, człowiek lecz się z niewiedzy głupoty i nienawiści.
Archeolodzy podnoszą kwestię braku specjalistycznej wiedzy amatotów. Więc może ruszyli by szanowne siedzenia i zorganizowali szkolenia i kursy na których by nauczyli jak poszukiwać by nie niszczyć. Ale boli ich konkurencja. Szkoda tylko że większość informacji o miejscach znalezienia różnych interesujących przedmiotów mieli od amatorów. Bo sami się nie ruszą. Grzebią od 30lat w tych samych miejscach i liczą na cud.
Nareście ustawa wprowadza normalność co do hobbistycznych poszukiwań, a o archeologach oczywiście nie dotyczy to wszystkich można obejrzeć filmiki na YouTube pod tytułem patoarcheologia.
“Złodziej sądzi własną miarą” ktoś obawia się konkurencji. Niestety znam archeologów, którzy są gorsi od hien cmentarnych. Robienie z pasjonatów złodziei i oszustów, tylko pokazuje z jakim chamstwem i frustracją ze strony archeologów mamy do czynienia. Ciekawe jaki kontekst mają przedmioty z pól ornych dziesiątki razy mieszanych pługiem…?
Ulubionym narzędziem archeologa jest koparka z operatorem. Szpachelki są pod publiczkę i dla amatorów.
W każdym gronie są ludzie i ludziska.Ja się cieszę, że detektoryści osiągnęli to co chcieli.
Też jestem detektorystą amatorem,znam takich którzy znaleźli coś cennego chistorycznie ale nie przedstawiającego wartości materialnej ale niestety mimo chęci nie mogli tego zgłosic ze względu na grożące konsekwencje i to moim zdaniem duża strata dla naszego dziedzictwa kulturowego.teraz wreszcie będzie szansa legalnie zgłosić takie znalezisko i stanowiskiem będą mogły zająć się odpowiednie służby i to jest na plus.w naszym gronie są ludzie różnego pokroju politycznego i naprawdę każdy chce dać coś od siebie dla dobra kulturowego a nie robi tego dla kasy czy dla jakiejś strony politycznej.ja mam raczej poglądy lewicowe ale w tym przypadku brawo za zrozumienie pasjonatów!zn około… Czytaj więcej »
Jednak interesuje detektorystów głównie warstwa orna. W przypadku głębszego kopania to raczej zwykle większe militaria a nie ukryte skarby z jakimś kontekstem …
Autor artykułu spłycił temat jak archeolodzy. Każdy kto nie archeolog jest zły. Kolejna sprawa, te zmiany nareszcie pozwolą zmienić jeszcze inny przepis i go zdefiniować. Co to jest zabytek. Bo dziś to archeolodzy sami nie wiedzą co nim jest, dla jednego kulka ołowiana a dla drugiego to zwykły śmieć. I kolejna najważniejsza sprawa, dla czego tak się burzą bo będą mieli dużo pracy a nie siedzieć i kawę pić. Mieli monopol i byli panami.
Oby to był początek końca ich panoszenia się. W Angli super to zrobili i każdy jest zadowolony. Państwo zyskuje i jeszcze zarabia.
Ciekawy temat. Brawa dla autora.
Temat ciekawego ale jego obraz całkowicie wykrzywiony i zafałszowany przez autora.
I jedni i drudzy mają trochę racji. Jednak mimo to wiele artefaktów może nigdy nie być odkryte bo sami archeolodzy nie są wstanie przeczesać takiej ilości terenu w przeciągu wielu wielu lat i te artefakty i tak by uległy bezpowrotnie utracie .
Im pasował stary przepis bo można było zwinąć do domu zabytek ,bo dziś kiedy będzie odnotowane że coś takiego dano do sprawdzenia będzie ślad w dokumentach że względu na nagrodę i już kolekcja nie będzie rosła w prywatnej kolekcji konserwatora zabytków i archeologa .