Kultura i rozrywka Wadowice

Zapomniany poeta z Choczni

Fot. Archiwum Marii Biel-Pająkowej

Dzisiaj byłby emerytowanym inżynierem-górnikiem. Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że również autorem niejednego tomiku wierszy. W zimny, grudniowy wieczór 1979 roku marzenia i plany dwudziestodwulatka przerwała śmierć.

Krzysztof Płonka nie zdążył wejść do panteonu polskich inżynierów. Próżno też dzisiaj pytać znawców literatury o poetę z Choczni. Dzięki Marii Biel-Pająkowej skromny dorobek młodego poety został ocalony od zapomnienia. „Kiedy w czerwcu 2020 roku nieoczekiwanie otrzymałam maszynopis wierszy Krzysztofa Płonki, byłam kompletnie zaskoczona” – przyznała Maria Biel-Pająkowa w książce „Powrót” zawierającej wiersze Płonki. – „Nie wiedziałam, że pisał systematycznie i dużo, że swoją poezję traktował serio (…). Postanowiłam odtworzyć jego tragicznie przerwany życiorys”.
Nie było to łatwe zadanie. Koledzy ze szkolnej ławki rozjechali się po świecie, a do których Biel-Pająkowa dotarła, z trudem przypominali sobie nieśmiałego, szczupłego szatyna. „Dziesiątki rozmów bezpośrednich i telefonicznych, wiele przemierzonych kilometrów, korespondencja z osobami prywatnymi i kilkoma instytucjami – ta ostatnia, z uwagi na RODO często zakończona fiaskiem” – wspomina Biel-Pająkowa podkreślając, że „druk tych utworów pozwoli przypomnieć młodego chocznianina, andrychowskiego ucznia, krakowskiego studenta. Po prostu Człowieka, który swym krótkim życiem na pamięć sobie zasłużył (…). Bo łatwiej wyblakłemu napisowi na płycie nagrobnej przywrócić czytelność, niż przywołać pamięć kogoś, kto zaledwie przemknął obok nas – nie do końca poznany jako człowiek, zupełnie nieznany jako poeta”.

Jednym ze znajomych Krzysztofa Płonki był Józef Łasak z Hobotu (obecnie mieszka w Radoczy). – Kolegowaliśmy się, sporo czasu spędzaliśmy na rozmowach – wspomina Łasak. – Poznaliśmy się przez koleżankę z Choczni, studentkę rusycystyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, która współtworzyła nieformalną grupę studentów zainteresowanych literaturą i filozofią. Znajomość podstawowych filozoficznych nurtów należy do kanonu wiedzy zdobywanej na kierunkach humanistycznych. Krzysztof studiując na Akademii Górniczo-Hutniczej nie miał filozofii w grafiku zajęć, toteż szukając interesujących go wiadomości, związał się z humanistami z UJ. Filozofia w owym czasie była traktowana znacznie poważniej, niż obserwujemy to dzisiaj. Niestety, nie wiedziałem wówczas, że Krzysztof pisze wiersze, nigdy mi o tym nie mówił – opowiada Łasak.

Maria Biel-Pająkowa wspominając poetę nie ukrywa podziwu dla hartu ducha chłopaka. – Proszę sobie wyobrazić młodego człowieka, ucznia szkoły podstawowej, a następnie technikum mechanicznego w Andrychowie, w którego domu nie ma elektryczności. Pisanie wypracowań, czytanie książek w długie jesienne i zimowe wieczory było możliwe tylko przy świetle świec i lampy naftowej. Krzysztofa nie było stać na szkolną wycieczkę, na wyjście do kina czy teatru, co nie przeszkadzało mu być bardzo dobrym uczniem – podkreśla Biel-Pająkowa. Wybór przez Płonkę po maturze studiów na uczelni technicznej był prawdopodobnie podyktowany pragmatycznością, a nie zainteresowaniami.

Myślę,
W którą stronę pójść,
by za głupotę nie płacić
a za mądrość by mi zapłacono (…)

napisał na rok przed maturą, w kwietniu 1976 roku.

Łasak pamięta, że wrażenie na rozmówcach Płonki robił ogromny zasób jego wiedzy. – Mówił swobodnie, używając sformułowań nieznanych dla znacznej części swoich rówieśników. Cieszył się sporym zainteresowaniem koleżanek. Przystojny a do tego poeta, toteż niejedna wzdychała, lecz z tego co wiem, nie zdążył się poważniej zakochać ze wzajemnością – twierdzi Łasak. Jednak czytając wiersze trudno oprzeć się wrażeniu, że jeszcze przed maturą nastoletni Krzysztof zadurzył się. W lutym, 1977 roku napisał:

(…) piszę do Ciebie
Wiersz
Zielonym atramentem
Tak, jakbyśmy byli
Na łące
Wśród bujnej trawy,
wpatrzeni w siebie dla siebie.
Ale dwa miesiące później Płonka kontynuuje:
(…) Buty się zdarły
Wraz z Twoją miłością,
więc kupiłem
nowe…

Nie wiadomo dokładnie co łączyło Krzysztofa z Anną, studentką filologii polskiej UJ. – Wydaje mi się, że było to coś więcej, niż koleżeńskość – wspomina Łasak. – Ale trudno ocenić, czy – cytując Marka Grechutę była to „przyjaźń czy kochanie”. Pewnego dnia grupa przyjaciół – Krzysztof też był – odprowadziła Anię do klasztornej furty przy ulicy Warszawskiej. Zostając szarytką Ania oddała serce Panu Bogu, a Krzysztof pogodził się z jej decyzją – podkreśla Łasak.

Nie wiadomo co sprawiło, że w listopadzie, 1977 roku Płonka zanotował:

Umarłem – wspaniały kondukt
Płacz rodziny
Znajomych
Kwiaty
Wieńce z dedykacjami
Orkiestra gra marsz żałobny
Upływa czas – czy ktoś zapali
Ogień pamięci?

Któż wówczas mógł przewidzieć, że dwa lata później, 4 grudnia 1979 roku Krzysztof zakończy życie. – Wieść o jego śmieci spadła na nas jak grom z jasnego nieba – opowiada Łasak. – Niestety, nigdy nie wyjaśniono dlaczego, ani jak zginął. Biel-Pająkowa nie ma złudzeń co do możliwości rozwiązania zagadki sprzed lat. – Być może prawdy już nie poznamy, ale faktem jest, iż nazajutrz po Barbórce, w pobliżu Kopca Kościuszki znaleziono Krzyśka martwego.

Policja nie udostępnia ówczesnych archiwów, toteż trudno ocenić, czy pogłoski łączące śmierć Płonki ze śmiercią (pół roku wcześniej) Stanisława Pyjasa, krakowskiego studenta, działacza opozycyjnego mają sens. Nie sposób bowiem odpowiedzieć na pytanie, czy Płonka miał cokolwiek wspólnego z ówczesną opozycją. – Nic o tym nie wiem, ale Krzysztof nie należał do osób wylewnych, a działalnością nielegalną na pewno by się nikomu nie chwalił – twierdzi Łasak.

Tomik wierszy Krzysztofa Płonki „Powrót” wydrukowano w niewielkim nakładzie (120 sztuk), toteż jest dostępny tylko w bibliotekach – w Andrychowie, Wadowicach, Choczni.

google_news