Nie lada gratkę dla czytelników przygotowała Biblioteka Publiczna w Kalwarii Zebrzydowskiej – spotkanie z autorem poczytnych książek historycznych Sławomirem Koprem. Kolejne jego publikacje szturmem zdobywają listy bestsellerów, co jest niemałym osiągnięciem w przypadku tego typu literatury.
Pisarz posługuje się prostym, zrozumiałym dla każdego językiem i przedstawia znane postacie przez pryzmat ich życia prywatnego. Przytacza mało znane fakty i pikantne anegdoty, ujawnia tajemnice alkowy. To wszystko sprawia, że jego książki czyta się jednym tchem, jak dobrą beletrystykę. Ale wydawcy nie od razu dostrzegli potencjał jego twórczości. – Przez kilka lat pisałem do szuflady, a raczej na twardy dysk komputera. Gdy coś skończyłem, starałem się zainteresować wydawnictwa. Jeśli odpowiadały, to według jednego szablonu. Mniej więcej w ten sposób: „Z żalem informujemy, że ze względu na napięty harmonogram wydawniczy nie przewidujemy wydania książki w tym roku”, co należy tak naprawdę odczytać: „Człowieku, daj nam spokój, nie zawracaj głowy tą książeczką” – wyznał w Kalwarii Sławomir Koper.
Opowiadał między innymi, w jaki sposób zbiera informacje do swoich książek i ujawnił niektóre ciekawostki, które w nich zawarł. Nie ukrywał, że nie wszyscy pozytywnie odbierają jego twórczość, a niektórzy ostro dają wyraz swoim emocjom podczas spotkań autorskich – jeden z czytelników próbował nawet zdzielić go laską. Pisarz szczególnie rozbawił publiczność historyjką o niespodziewanie zakończonym werbalnym ataku pewnego starszego pana. – W swojej naiwności pomyślałem, że przekonałem go swoimi odpowiedziami. Później okazało się, iż zamilkł z zupełnie innego powodu. Wyczerpały mu się baterie w aparacie słuchowym… – wspomniał.
Spotkanie było podsumowaniem II edycji akcji czytelniczej „Zaczytana Kalwaria” oraz działalności Dyskusyjnego Klubu Książki, który funkcjonuje przy kalwaryjskiej bibliotece. Niestety, przyszło na nie bardzo mało osób.
Autorką fotoreportażu jest Edyta Łepkowska.
