Wczoraj skawicki ultramaratończyk wyruszył na swoją największą dotychczasową wyprawę. Bladym świtem wystartował na podbój łuku Karpat. Chcą go pokonać w ciągu maksymalnie trzech tygodni. A trasa liczy bagatela około 2300 km!
-Po pierwszych 20 kilometrach mieliśmy już okazję spotkać go na szlaku przecinającym jedno z miasteczek. Ponoć już od pierwszych kilometrów towarzyszyły mu psy pasterskie… Na swojej drodze Roman napotka ich jeszcze wiele. Zachęcony rozgrzewką pierwszych kilometrów, ruszył dalej w głąb gór – napisali członkowie jego ekipy technicznej. – Według wstępnych założeń Roman miał spotkać się Nami w górnych partiach gór około 120km w godzinach wieczornych, przy czym priorytetem było dotarcie do niego ekipy supportu. Niestety góry zweryfikowały nasz plan bardzo szybko – dodali.
Po tym jak Ficek pobiegł w dalszą drogę jego serwis z powodu zamkniętej drogi 66A musiał pokonać spory objazd. Zanim udało mu się dotrzeć do campingu u stóp gór. Finalnie support dotarł campingu około 18. – Nastała noc, odcięci od mediów czekaliśmy na rozwój wydarzeń bez wzajemnej łączności. Rankiem około 10:00 na horyzoncie niedaleko campingu pojawił się Roman – relacjonują wspomagający Ficka. Okazało się, że skawiczanin biegł on cały dzień i całą noc. Nie spotkał się na trasie z Karoliną i Kubą, którzy wyruszyli mu na spotkanie. Dotarł na docelowe miejsce nad ranem, zamiast wieczora dnia poprzedniego. Musiał zmierzyć się z wieloma przeszkodami terenowymi. Podał im, ale nie pozostało to bez wpływu na tempo biegu.
Teraz Roman Ficek odpoczywa. Pomimo wycieńczenia deklaruje, że na pewno się nie podda i będzie walczył dalej.