– To była twarda dziewczyna, która nigdy nie dała sobie w kaszę dmuchać. Jesteśmy dumni, że to u nas stawiała pierwsze kroki w lotnictwie – mówi prezes Aeroklubu Bielsko-Bialskiego. Adelajda Szarzec-Tragarz zakończyła imponującą i wzorową karierę w Polskich Linii Lotniczych LOT. Jest pierwszą kobietą w Polsce, która została pilotem i kapitanem linii lotniczych oraz pierwszą, która pilotowała pasażerskie Dreamlinery.
20 tys. godzin
– Wczoraj swój ostatni lot za sterami Dreamlinera odbyła kpt. pil. Adelajda Szarzec-Tragarz, pierwsza kobieta w stopniu kapitana, która usiadła za sterami tego samolotu! Ma na swoim koncie imponujący nalot prawie 20 tysięcy godzin, w tym ponad 16 tysięcy godzin jako kapitan. Jest pierwszą kobietą w Polsce, która została pilotem i kapitanem linii lotniczych. W 2013 roku została pierwszym kobiecym kapitanem Boeingów B787 w Polsce i prawdopodobnie także w Europie. Dziękujemy za cały wspólnie spędzony czas w przestworzach! – tymi słowami 20 stycznia podziękowali pani kapitan jej współpracownicy z LOT-u.
Pierwsza i jedyna
Upór i wytrwałość – to, obok niezliczonych przymiotów, jakimi musi charakteryzować się pilot – według Adelajdy Szarzec-Tragarz recepta na podbicie niegdyś wyłącznie męskiej branży. – Ponieważ byłam pierwszą i jedyną kobietą, byłam bacznie obserwowana. Jednak jest coś w tym, że kobiety w męskich zawodach muszą się wykazać większym zaangażowaniem, by zostać nie tylko zauważone, ale i zaakceptowane – mówiła do zebranych podczas spotkania w Instytucie Lotnictwa.
– Wszędzie, gdzie się pojawiała i co robiła, była pierwszą i jedyną dziewczyną. W każdej kwestii przecierała szlaki. Musiała dawać z siebie więcej, niż mężczyźni i zachować cierpliwość. Nie miała żadnej taryfy ulgowej, a mimo to zawsze zajmowała się pilotowaniem tego, co LOT ma najlepsze – stwierdza Jerzy Oślak, prezes Aeroklubu Bielsko-Bialskiego. Jej ogromną wiedzę i doświadczenie potwierdza przebieg całej kariery. – Nigdy nie miałam przypadku, który skończyłby się źle czy choćby poważnym incydentem – mówi sama kapitan.
Zawsze podkreśla, że lotnictwo to dla niej nie tylko praca, ale i wielka życiowa pasja. Nigdy nie zapomni choćby pięknych wschodów i zachodów słońca obserwowanych z kabiny pilota. – Przyjemnie jest spojrzeć przez okno i zobaczyć coś, co zapiera dech w piersiach. Piękny jest na przykład wschód księżyca, zupełnie inny niż wschód słońca. Ta wielka czerwona kula na linii horyzontu jest tak piękna, że na długo pozostaje w pamięci – wspomina. Zastrzega jednak, że praca pilota wiąże się nie tylko z dużymi wymaganiami, ale też trzeba mieć dobre zdrowie, by radzić sobie z „jet lagiem”, czyli objawami po nagłych zmianach stref czasowych.
Z bielskiego lotniska w świat
– Moja przygoda z lotnictwem zaczęła się od szybownictwa, gdy byłam w wieku 16 lat. W moim domu nie było żadnych lotniczych tradycji rodzinnych. To był przypadek, że trafiłam do lotnictwa. Po prostu w tamtych czasach młodzież była zachęcana do tego poprzez rozmaite spotkania i prelekcje klubowe. Sama trafiłam na takie spotkanie w moim technikum mechaniczno-elektrycznym i zostałam zachęcona do tego, by pójść i spróbować tego, jak wygląda lotnictwo. Z grupy około 35-osobowej, która wówczas rozpoczęła przygodę z lataniem zostało około pięć osób, które ukończyły szkolenie szybowcowe i rozpoczęły latanie szybowcowe w Aeroklubie Bielsko-Bialskim – wspominała podczas konferencji w Instytucie Lotnictwa.
Z tych czasów panią kapitan dobrze wspomina szef bielsko-bialskiego aeroklubu, bo są niemal rówieśnikami. – Zawsze była bardzo zaangażowana i aż rwała się do latania. Pamiętamy jaką jako sympatyczną i spokojną, ale twardą nastolatkę. I widać było, że ma wszystkie potrzebne pilotowi cechy – rzetelność i duże opanowanie – zwraca uwagę Jerzy Oślak.
– Latałam dla przyjemności w aeroklubie, a po dwóch latach zaproponowano mi szkolenie samolotowe. To było dla mnie wielkie wyróżnienie, bo nie każdy mógł skorzystać z takiego awansu w dziedzinie lotniczej. Ukończyłam szkolenie i zdobyłam licencję pilota samolotowego turystycznego. Czułam się wtedy jak pełnoprawny pilot. Byłam z siebie dumna. Moja rodzina też była bardzo dumna, bo „dziewczyna, a lata”. To było wtedy bardzo nobilitujące. Studiowałam w bielskiej filii Politechniki Łódzkiej na kierunku włókienniczym, czyli niemającym nic wspólnego z lotnictwem, ale miałam blisko do aeroklubu – opowiada.
Nastolatka długo nie zagrzała miejsca na lotnisku w Bielsku-Białej. Już po roku studiów w Bielsku-Białej przeniosła się na Politechnikę Rzeszowską, gdzie właśnie otwarto specjalizację pilotażową. – Na swoim roku byłam jedyną kobietą. Było to trudne, ale i zabawne – wskazała. I przytacza przykład tego, że – będąc jedyną kobietą – każda jej nieobecność na zajęciach była od razu dostrzegana przez wszystkich, na czele z wykładowcami.
Trudne początki w PLL
W 1981 roku Adelajda Szarzec-Tragarz została zatrudniona w Polskich Liniach Lotniczych LOT na stanowisku pilota. Jednak żeby faktycznie pilotować samoloty pasażerskie, musiała przejść szkolenie. Jako że były to czasy stanu wojennego, cały jej kurs… rozwiązano i żyła w niepewności. W tym czasie pracowała jako starszy referent w dziale techniki sprzętu lotniczego, jednocześnie spełniając marzenie o macierzyństwie.
Po dwóch latach wznowiono kurs, po ukończeniu którego latała w roli drugiego pilota, a po trzech latach – już jako kapitan Antonowa-24. – Latała na samolotach radzieckich An-24, Tu-154 oraz na Boeingach 737 i 767, a od połowy 2013 roku na Boeingach 787 – wylicza Anna Worosz z Politechniki Rzeszowskiej, kuźni polskich pilotów.
– Z naszego aeroklubu wywodzi się rzesza pilotów LOT-u, także tych, którzy na pokładzie mieli Jana Pawła II, ale ona jest jedyną kobietą w tym środowisku i prawdziwym wzorem. To dla nas wielka radość, że mogliśmy ją gościć podczas jednego z naszych pikników lotniczych. Liczymy, że przyjmie kolejne zaproszenie i znowu będzie się z nią można spotkać w Bielsku-Białej. Choć – znając jej miłość do lotnictwa – nie przypuszczam, by miała być mniej aktywna zawodowo. Pewnie zobaczymy ją niedługo w roli na przykład instruktora – mówi Jerzy Oślak.
Zarażona lotniczą pasją w Bielsku-Białej pani kapitan jest jedną z bohaterek książki „Dziewczyny na skrzydłach” o kobietach, które – jak stwierdza szybowcowy mistrz Sebastian Kawa – choć rozdarte w swoich wyborach, to bohatersko, jak wystrzelony pocisk, z wielką determinacją, dążyły do osiągnięcia wręcz niemożliwych celów.
Czasami jeszcze liczy się szczęście i ludzie, którzy nie zawzięli się, żeby kogoś zniszczyć
Feministka?
A ty mizogin czy mądry inaczej? Co to za pytanie przy takim artykule?!… Smutne.
Nieważne kim jest,ważne ,że walka feministek doprowadziła do tego,że kobiety nie są dyskryminowane w żadnych zawodach.
Parytet dla pilotek dreamlinerów!
A o walce feministek,to oczywiście nikt nie wspomni.
Gratulacje dla Pani Adelajdy!