Ich koncerty to niezapomniane show. Smyczki i skrzypce latają niczym piłki, są elementy baletu w kusych spódniczkach i cyrkowej żonglerki oraz gra na fortepianie w ekwilibrystycznych pozycjach. A instrumentem może być nawet… wkrętarka. W swoim repertuarze potrafią zaskoczyć utworem, łączącym muzykę Beethovena i… grupy Metallica. Tak szalony pokaz opiera się jednak na mocnych fundamentach, bowiem członkowie zespołu The ThreeX to przede wszystkim wirtuozi fortepianu i skrzypiec, którym zależy na tym, by odczarować łatkę zbyt nadętego świata muzyki poważnej i sprawić, by jak najwięcej osób ją pokochało.
The ThreeX tworzą absolwenci Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Bielsku-Białej, a jednocześnie absolwenci renomowanego Uniwersytetu Muzycznego w Wiedniu, będący laureatami międzynarodowych konkursów. Skład jest wręcz niepowtarzalny, bo pianiście Jackowi Obstarczykowi towarzyszą dwaj skrzypkowie – Jacek Stolarczyk i Krzysztof Kokoszewski. Już to pokazuje wielkie ambicje zespołu, bo na taki zestaw instrumentów skomponowano raptem kilkanaście utworów. – Od początku było to impulsem do tworzenia własnych aranżacji i utworów, a z czasem, kompletnych autorskich programów. Szeroki zakres wykonywanych stylów muzycznych oraz niesztampowe rozwiązania aranżacyjne są naszą cechą charakterystyczną – wskazują artyści. Wszystko to – w połączeniu z pomysłowością i wszechstronnymi talentami muzyków – stanowi o jego wyjątkowości.
W tym roku formacja świętuje 20-lecie działalności, co zbiegło się z jubileuszami 75-lecia bielskiej szkoły muzycznej, 70-lecia połączeniem Bielska-Białej.
Nazwa zespołu – jak każdy łatwo zauważa – odnosi się do trzyosobowego składu i trików. – My wolimy mówić, że The ThreeX wzięło się od… freaks – śmieją się muzycy. To słowo oznacza m.in. wybryki czy… świry.
Klasyka i… metal
Jacek Stolarczyk i Krzysztof Kokoszewski poznali się, gdy mieli ledwie po cztery lata. – Nasi rodzice grali w jednej orkiestrze, więc prawie że się razem wychowywaliśmy – mówią skrzypkowie. Z Jackiem Obstarczykiem poznali się, gdy ten – po zakończeniu nauki w Oświęcimiu – poszedł do gimnazjum w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych w Bielsku-Białej. To wtedy połączyła ich przyjaźń, która trwa do dzisiaj.
Wszyscy słuchali „ciężkiej” muzyki, nosili glany i długie włosy. Wyglądali jak rasowi członkowie zespołu metalowego, a nie młodzi ludzi kształcący umiejętności na skrzypcach czy fortepianie, grający muzykę klasyczną. – W naszej szkole muzycznej nikt nas za to nie piętnował, a trzeba dodać, że mieliśmy też rockowy skład. Ja grałem na klawiszach, Jacek na basie, Krzysztof na perkusji, jego brat grał na gitarze, a kuzyn śpiewał – wspomina Jacek Obstarczyk.
Muzycy w żadnej mierze nie zaniedbywali pracy nad swoimi umiejętnościami solistycznymi. – Podchodziliśmy do nauki bardzo serio, czego dowodem były sukcesy na konkursach skrzypcowych i pianistycznych – wskazują. Jednocześnie pracowali nad repertuarem rozpisanym na dwoje skrzypiec i fortepian. – Więcej czasu spędzaliśmy w szkole, niż w domu. Bywało, że zaczynaliśmy naukę o 7.30, a ze szkoły wychodziliśmy o 23.00. Udało się nam rozpisywać kolejne utwory na nasz skład i wykształcić swój język muzyczny. Nauczyciele zawsze nam bardzo pomagali w tym, byśmy odnieśli sukces w obranym przez nas kierunku. Umożliwili nam skupienie się na najpotrzebniejszych dla nas przedmiotach i zawsze nas wspierali – stwierdzają członkowie tria.
Swoją wdzięczność ostatnio wyrazili podczas niezapomnianego koncertu w bielskiej szkole muzycznej. Swój przebojowy występ wzbogacili zdjęciami i filmami z czasów edukacji, gdy wyglądem bardziej przypominali fanów muzyki metalowej. Wielokrotnie dziękowali swoim profesorom, rodzicom, a szczególnie obecnej dyrektor szkoły i jej poprzednikowi – Barbarze Cybulskiej-Konsek i Andrzejowi Kucybale. – Zawsze w nas wierzyli. Sami byliśmy zaskakiwani, jak bardzo. Pomagali nam w najbardziej szalonych projektach. Sam dyrektor nagrywał nasze występy – wspominali ze sceny podczas dwugodzinnego, pełnego emocji koncertu.
Żarty z Bacha
Jako że The ThreeX tworzy grupa przyjaciół, a atmosfera jest zawsze swobodna, podczas prób nie brakowało żartów. – Przez kilka godzin graliśmy na przykład Bacha. Nagle, tak dla rozluźnienia, ktoś wyskoczył z jakimś muzycznym żarcikiem, choćby inną tonacją. Czasem do tego dochodziły jakieś wygłupy i w pewnym momencie te proporcje się zachwiały. Zaczęliśmy próbować różnych trików, w czym przodował Krzysztof – opisują jego przyjaciele. – Mój tata, Dariusz, grał na skrzypcach w orkiestrze szwajcarskiego cyrku narodowego. Bywało, że spędzałem dwa miesiące z dziećmi artystów, także cyrkowych. Bawiliśmy się na przykład żonglerką i nabyłem trochę umiejętności, które dzisiaj wykorzystuję – wspomina Krzysztof Kokoszewski.
Z czasem muzycy doszli do wniosku, że mogą połączyć oba światy i do swojego repertuaru włączyli rozmaite żarty i triki, które dziś budzą zachwyt widowni. Ich koncerty to rasowe show, a publiczność jest zachwycona. – Dużo ćwiczymy. Żeby wprowadzić jakiś nowy trik czy choreografię, musimy to opanować do perfekcji, aby potem na scenie czuć się swobodnie. Początkowo baliśmy się reakcji ludzi i ta trema wraca, gdy wprowadzamy jakiś nowy numer – przyznaje Jacek Stolarczyk. – Nie bez powodu nasz menadżer mawia, że ludzie, którzy żyją w ciągłym strachu, to komicy – dodają koledzy.
W Wiedniu bielszczanie poznali muzyków, którzy bez żadnego skrępowania włączali elementy komediowe do swoich koncertów. Wśród nich był puzonista Zoltan Kiss, który poznał The ThreeX i nazywa go jedną z najlepszych grup muzyczno-komediowych na świecie. – W Wiedniu przekonaliśmy się, że zespoły takie jak nasz grają nawet w największych salach świata. Uświadomiliśmy sobie, że nie ma się czego wstydzić, bo do tej pory nie byliśmy pewni, czy na pewno tego chcemy, uczeni przecież od dziecka, że muzyka poważna musi być sztywna i zawsze na serio, a muzyk nie może się wydurniać, a nawet krzywo stać. Wtedy nam hamulce puściły i skupiliśmy się na całego na realizacji naszej wizji – opisują artyści.
Mozart na perkusji
Trzeba zastrzec, że cyrkowe popisy The ThreeX, choć wywołują salwy śmiechu, to nigdy nie przekraczają granicy dobrego smaku. Pojawiają się czasem znienacka, ale świetnie komponują się z muzyką. – Nasz menadżer i znakomity artysta Czesław Jakubiec okiełznał nas i pomógł przypisać nam role pasujące do naszych osobowości. Z czasem ja zacząłem na przykład zapowiadać utwory i wtrącać anegdoty – mówi Jacek Obstarczyk.
Fundamentem działalności tria jest jednak najwyższy poziom muzyczny. To w końcu utytułowani wirtuozi, grający także w orkiestrach. – Pozwalamy sobie na coś więcej, bo wiemy, że nasza muzyka się obroni. Gdybyśmy grali słabo, a przy tym pajacowali, to wypadlibyśmy żenująco. Kiedyś mieliśmy opory, bo co na to powie całe środowisko, ale udało się nam przełamać. Dopiero gdy jakiś utwór dopracujemy w najdrobniejszych szczegółach, dokładamy do niego elementy sztuki cyrkowej i kabaretu. Cieszymy się, że możemy łamać stereotypy związane z muzyką klasyczną. Wcale tak nie musi być, że muzyk czy miłośnik tego gatunku to sztywniak, który sili się na elegancję i powagę – stwierdzają bielszczanie.
– Mamy wręcz poczucie misji, by odczarować ten gatunek, aby ludzie się nie bali „podejść” do muzyki klasycznej. Chcemy, by ktoś, kto zobaczy nasz koncert, a do muzyki klasycznej jest nastawiony negatywnie, doszedł do wniosku, że ta muzyka jest piękna i warto wybrać się też na inny koncert. Możemy się założyć, że gdyby Mozart żył w naszych czasach, to zachwyciłby się choćby perkusją i ją wykorzystał w swojej pracy kompozytorskiej – dodają.
Żyjąc w Austrii, muzycy testowali reakcje publiczności. Grali choćby w szpitalach czy domach spokojnej starości, dając pacjentom i pensjonariuszom mnóstwo radości. Do dziś wspominają koncert w austriackim… więzieniu o zaostrzonym rygorze. – Nie czuliśmy się bezpiecznie, a więźniowie, nastawieni na to, że czeka ich koncert muzyki poważnej, początkowo rozmawiali między sobą i nawet na nas nie patrzyli. Jednak dostali takie show, że nawet strażnicy więzienni byli zaskoczeni, iż ci szybko przestali rozmawiać, słuchali jak zaczarowani, a przede wszystkim wybornie się bawili. Udało się nam ich zaskoczyć – cieszą się muzycy.
Podobne wrażenia mieli po innych koncertach. Okazało się, że sale koncertowe zapełniają ludzie, którzy wcześniej nie mieli ochoty przekraczać ich progów. Bielszczanie mówią, że jeśli choć z jednej osoby nieznającej klasyki uczynią melomana, to będą usatysfakcjonowani i właśnie po to ćwiczą bez wytchnienia.
Żonglowanie repertuarem
Choć na koncertach żonglują nie tylko piłeczkami, bo i gatunkami, to nowa płyta, nad którą pracują, będzie zupełnie „na poważnie”. Jednak i tak odda ich swobodę i wszechstronność. Na warsztat wzięli muzykę Astora Piazzolli i Antoniego Vivaldiego, który w ich interpretacji bynajmniej nie zabrzmi barokowo. Z nowym dziełem będzie okazja się zapoznać już niebawem, a tymczasem warto posłuchać muzyki bandu na YouTube, gdzie ma swój własny kanał.
Pandemia zatrzymała ich plany koncertowe i produkcyjne, a to przecież właśnie oni są organizatorami świetnie przyjętego w Bielsku-Białej Festiwalu Muzyki Crossover, propagującego twórczość młodych artystów, których nie sposób przyporządkować do jednego nurtu czy stylu.
Sami realizują też projekt z muzyką świata, angażując przyjaciół, którzy wzbogacą ich skład m.in. o instrumenty perkusyjne, gitarę elektryczną i bas.
Jednocześnie, gdy już na dobre powrócili do Bielska-Białej, współtworzą Bielską Orkiestrę Kameralną i są w grupie artystów, dążących do stworzenia tu orkiestry symfonicznej z prawdziwego zdarzenia. – Takiego potencjału, jaki mamy w Bielsku-Białej, mogą nam pozazdrościć nawet największe polskie miasta. Już przykład tyskiej Aukso pokazał, że to może się udać. Mamy tu wspaniałych muzyków, także tych młodych opuszczających mury świetnej szkoły muzycznej, wyborną publiczność i znakomite kontakty – stwierdzają.
Codzienna praca to przede wszystkim godziny ćwiczeń i doskonalenia solowych i zespołowych umiejętności. – Gramy i pracujemy dużo, ale – będą grupą dobrych przyjaciół – robimy to w świetnej atmosferze. Musimy tu podziękować naszym żonom za wyrozumiałość, bowiem nie jest łatwo być towarzyszką życia muzyka, który tak dużo czasu spędza na próbach i na długich wyjazdach w różne miejsca świata – podkreślają artyści.
Jacek Stolarczyk – skrzypce
Koordynuje artystyczny nieład w zespole. Sprawdza umowy, loty i terminy, a na scenie spogląda na zegarek, aby upewnić się, że długość występu jest zgodna z tą zadeklarowaną w kontrakcie. Jest kierownikiem artystycznym Bielskiej Orkiestry Kameralnej. Wychowany wśród puzonistów, na czele z ojcem Zdzisławem Stolarczykiem, profesorem na Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina w Krakowie, w wieku sześciu lat stał się buntownikiem, chwytając za skrzypce. – To zawsze dobry powód do żartów w domu, w którym są trzy puzony i jedne skrzypce. Kiedyś próbowałem tego puzonu, ale nie potrafię! Co robić – w domu muszę siedzieć przy drugim stole – żartuje skrzypek.
Krzysztof Kokoszewski – skrzypce
Umiejętność gry na skrzypcach otrzymał w genach – jest trzecią z kolei generacją skrzypków w rodzinie. Grają jego bracia, grają rodzice. Z pomocą mediów społecznościowych dzieli się z fanami zakulisowymi momentami z życia zespołu, a także prowadzi vlog na YouTubie z relacjami z tras koncertowych tria. Na scenie nietrudno zauważyć, że wychował się wśród artystów cyrkowych. Jest koncertmistrzem Bielskiej Orkiestry Kameralnej i gościnnym koncertmistrzem Akademii Beethovenowskiej w Krakowie.
Jacek Obstarczyk – fortepian
Harmoniczny filar zespołu. Swoją artystyczną wszechstronność wykorzystuje biorąc udział we wszelkiego rodzaju koncertach: od muzyki klasycznej po gospel, a także spełniając się jako realizator nagrań i producent muzyczny. Od czasu założenia zespołu posiada w nim wyłączność na tworzenie aranżacji. – Droga muzyczna była dla mnie zupełnie naturalna. Jakże mogło być inaczej, gdy na przykład dziadek jest organistą, a tata trębaczem. Na pianinie zacząłem grać w wieku pięciu lat. Podpatrzyłem, jak tata udzielał lekcji i sam chciałem spróbować – zdradza. Jest nie tylko kompozytorem, ale także aranżerem i dyrygentem.
The ThreeX – Facebook
The ThreeX – YouTube 1, YouTube 2
The ThreeX – strona internetowa
Ignacy50 – Facebook
Wszystko ładnie w BCKu tylko nie dla wszystkich ja mam taka małą emeryturę że nie stać na bilety za 100-200 zł to jest 1/4 naszych dochodów a za co żyć.
Dokładnie, takie ceny to przesada.