Jest przepięknie położone, w otoczeniu zieleni, nad urokliwym stawem, nieco na uboczu. Trzeba się nieco natrudzić, by się tu dostać. Okoliczni mieszkańcy najczęściej wsiadają na rower i biorą ze sobą puste butelki czy rozmaite bańki. Mówią wprost, że wybierają się po najsmaczniejszą wodę, jaką znają. Wielu nie kryje nawet, że jedzie po wodę, mającą moc uzdrawiania. A są tacy, którzy i dziś potrafią przytoczyć starą legendę o tym niezwykłym źródle na Podkępiu, na styku Bestwinki i Kaniowa, w myśl której sama Jasna Pani sprawiła, że woda ma cudowną moc.
Legenda babci Dudowej
Szeroki, wiejski gościniec, chłopskie łany zasiane zbożem, opasane miedzami, wzgórza Podkępia, stawy i podmokłe łęgi – to krajobraz położony od Gallachówki aż do rzeki Białki. Dużo tu małych i większych źródełek, a jedno zasłynęło cudami.
Kiedyś, późną nocą, przejeżdżał tędy ksiądz z Panem Jezusem do chorego. Ciemno było, koń potknął się o kamień i Najświętszy Sakrament wpadł do źródełka. Woda dziwnie zabulgotała i jasnością okryła się. Ksiądz próbował wydostać hostię, ale w żaden sposób mu się to nie udało. Woda była głęboka i bardzo zimna. Konie nie chciały dalej jechać, klękały na kolana i łbami przylegały do ziemi, jakby ją całowały. Ksiądz zaczął się modlić za uzdrowienie chorych, bo na niego ze świętymi olejami i wiatykiem w chałupie nad jarem czekał ciężką chorobą złożony człowiek.
Gdy tak żarliwie się modlił, oczom jego ukazał się wielki blask, a w nim postać Panienki. Jasność taka od niej biła, że „Jasną Panią” ją zmianował i prosił: „Pomóż mi wydostać Święty Komunikant!”.
W odpowiedzi usłyszał: „Jeżeli głęboko i szczerze uwierzyłeś we mnie, to zanurz korporał w źródlanej wodzie, która od tej chwili stanie się świętą i cudowną moc będzie miała. Zawieź choremu tej wody, a ten wyzdrowieje”. Jasna Panienka prosiła księdza, aby rozpowiadał wkoło o tym, co tu się wydarzyło, a na pamiątkę ma umieścić na drzewie kapliczkę.
W kilka lat później w to miejsce z dalekich Moraw przywędrował ślepiec:
Tędy czeski dziadowina
Obładowany torbami żebraka
Lazł i mamrotał dziadowskie pacierze
Człapiąc po błocie w dziurawych chodokach.
Usiadł przy źródełku i obmył twarz wodą
Jasność się przed nim taka roztoczyła
Przejrzał na oczy, zobaczył Panienkę
Która gdzieś nagle na drzewie zniknęła.
Dziedzicem tychże włości był niejaki Gallach. W dowód wdzięczności na pamiątkę tego wydarzenia powiesił w tym miejscu kapliczkę z figurką Matki Bożej i napisem w języku czeskim „Uzdrowienie chorych módl się za nami”. Ludzie od tego czasu tu modlili się, pili cudowną wodę, która nigdy nie wysychała, obmywali się nią, zabierali do domu, aby podzielić się z innymi.
Tam, gdzie było kiedyś źródełko, teraz jest cembrowana studzienka z wodą na dnie. Ludzie wierzą, że doznają uzdrowienia w chorobach gardła, oczu i uszu. W formie opowieści dzielą się ludowymi przekazami o cudach i objawieniach. Powstają dziadowskie pieśni, legendy o źródełku i skarbach ukrytych na Gallachówce, nad którymi czuwa z kapliczki Matka Boża.
160 lat tradycji
– W 2020 roku minęło 160 lat historii legendarnego źródełka na Podkępiu i kapliczki umieszczonej na drzewie z ryngrafem Matki Boskiej, cały rok czczonej, nad ciekiem Młynówką, nad stawami, pięknie położonymi pagórkami z rozpościerającymi się malowniczymi widokami uprawianych zbóż. Od lat mieszkańcy, a nawet goście z odległych stron przyjeżdżają po wodę do źródełka pod kapliczkę, składają kwiaty i rozmodleni palą znicze, wierząc w moc źródlanej wody – opowiada niezastąpiony Michał Kobiela, który zebrał dla potomnych historię cudownego źródełka, tak ważnego dla mieszkańców pogranicza Kaniowa i Bestwinki.
Piękną lokalną tradycją jest odprawiana co roku, 26 maja w Dzień Matki, msza święta. Uczestniczą w niej księża z sąsiednich parafii i mieszkańcy sołectw. – Matki przynoszą naręcza kwiatów, śpiewają pieśni, modlą się za te matki, które odeszły do Pana oraz za chore i cierpiące. A wszystko to inicjatywa Danuty Kubik i zarządu Towarzystwa Miłośników Ziemi Bestwińskiej. Pani Danuta wspomina, że tu uproszono, by w środku Bestwinki w 1992 roku powstała parafia pw. św. Sebastiana – przypomina miłośnik historii z Kaniowa.
Jak ustalił Michał Kobiela, w czasie wojennej zawieruchy kapliczka została rozbita przez niemieckiego żandarma, który zginął później na torach przystanku kolejowego Czechowice-Dziedzice Południowe, z kolei obrazek Matki Boskiej umieszczony w kapliczce zaginął. Dzięki staraniom Franciszki i Jana Kósków, po prośbie skierowanej do księdza proboszcza Józefa Rogozinskiego w Kaniowie, w kapliczce pojawił się ryngraf Matki Boskiej. Sama kapliczka została wykonana przez Jana Kóskę. Teren ten wówczas był zamknięty, ogrodzony płotem siatkowym, ponieważ wodą ze źródełka była zasilana również gminna sieć wodociągowa. W tych trudnych latach Maria Kóska przedzierała się jednak do źródełka i kapliczki, troszcząc się o estetykę tego miejsca – sadząc kwiaty czy bukszpany.
Na przełomie lat 1980-1990 kapliczka zyskała nowy wygląd dzięki Janowi Dudzie, który wykonał piękne boczne zdobienia. Opiekunem źródełka i kapliczki był Antoni Faruga. Danuta Kubik wylicza, że zawsze można było liczyć na pomoc Tadeusza Wróbla, Franciszka Wróbla, Leszka Kosmatego czy rodzinę Zemanów. Pod koniec ubiegłego wieku pobór wody ze źródełka unowocześniono dzięki zamontowaniu pompki ręcznej przez Stefana Zbyla, nieżyjącego już wujka Michała Kobieli, który przez wiele lat czuwał nad przeglądami technicznymi. Obecnie serwisem pompki zajmuje się Brunon Gałuszka. Wszystko to dobitnie pokazuje, jak ważne miejsce w sercach mieszkańców zajmuje źródło ze smaczną wodą.
Tato, ja widzę!
Opowiadając o wyjątkowym źródełku, Michał Kobiela sięga i do rodzinnych wspomnień z lat trzydziestych. – Mój tata, będąc kilkuletnim chłopcem, podczas zabawy wpadł do wykopu z wapnem w czasie jego „gaszenia” do budowy domu. Rodzice natychmiast obmyli syna wodą, ale najbardziej ucierpiały oczy – Ireneusz nie widział! Mama udała się do kliniki w Krakowie, później leczenie w Czechowicach prowadził doktor Antoni Niedźwiecki. Do czechowickiego lekarza dowoził Irka kolasą Jan Janeczko. Był to w rodzinie czas gorliwej modlitwy przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej o zdrowie. Równocześnie ciotka Tekla Janusz pobiegła do cudownego źródełka na Podkępiu i przyniosła zdrowotnej wody. Rodzice Anna i Karol przemywali oczy źródlaną wodą. Po czasie mały Ireneusz zdjął opatrunek z oczu i zawołał: „Tato, ja już widzę!”. Tym razem pan Józef Janeczko przywiózł dr. Niedźwieckiego do domu w celu konsultacji. Doktor wyciągnął kieszonkowy zegarek, polecił odczytać godzinę. Po upewnieniu się tylko powiedział: „To jest cud, że on widzi” – opowiada Michał Kobiela.
Kto tę wodę będzie pił…
W latach międzywojennych dwudziestego wieku źródlaną wodą z Gallachówki zasilano wodociąg kaniowskiego dworu Jana Hessa, która na odległość około trzech kilometrów płynęła w drewnianych (wykonanych z dębu) rurach. Przy dworze była także studnia z żurawiem. Nad cembrzyną każdej takiej studni sterczał wysoki żuraw. Jak przypomina Michał Kobiela, wodę czerpało się wiadrem przywiązanym do ramienia żurawia, a potem przelewało do wiader zawieszonych na nosidłach zwanych klukami i dźwigało do domu. Odkrywaniem źródeł i żył wodnych zajmowali się różdżkarze, jak Antoni Stasicki z Bestwiny, i to oni decydowali, gdzie miała być wykopana studnia. – W naszej wiosce kopaniem studni trudnili się panowie Michał Sas (10.10.1927-24.07.1993), Józef Hałas, August Kańczuga (28.03.1913-04.11.1964) i Jan Chrapek. Z biegiem lat, oprócz studni z żurawiem powstawały studnie z kołowrotem i pompą. Studnia z pompą stała na podwórku szkolnym. Dla bydła, ptactwa oraz dla mycia sprzętów czerpano wodę z potoków lub z przydomowych stawków zwanych padołami – wyjaśnia miłośnik historii z Kaniowa.
Zauważa, że źródełka i stare głębokie studnie pobudzały ludową fantazję. Powstawały pieśni i legendy, mające w sobie wiele znaczenia i poetyckiego wdzięku, jak np. pieśń „Na wójtowej roli studzieneczka stoi, nie widać nie słychać kochaneczki moi” czy „Głęboka studzienka, głęboko kopana, a przy nie Kasieńka jak wymalowana”. Snuto niezwykłe opowieści o tajemniczych źródłach, głębokich padołach, które miały być mieszkaniem i siedliskiem przeróżnych zjaw, utopców, mrocznic i demonów. Jednak to nie otoczka grozy, która towarzyszyła studniom i innym dawnym akwenom była najważniejsza, ale – jak podkreśla Michał Kobiela – sama woda, czysta i zdrowa, źródło życia. Cała wiara w nadprzyrodzoną moc i magiczną siłę wody została zawarta w słowach ludowej baśni:
Studnio, studnio cembrowana,
woda w tobie zaczarowana.
kto tę wodę będzie pił,
ten na wieki będzie żył!
Michał Kobiela z nostalgią mówi o tym, że podobnych źródełek jest coraz mniej i spada przywiązanie ludzi do tej formy czerpania wody. Takie źródełka, jak to nad Podkępiu, to jednak ciągle żywy symbol tradycji i przywiązania do natury. Nietrudno i dziś tu spotkać mieszkańców, którzy wiozą przytroczone do roweru baniaki czy butelki z wodą. Jednak teraz większość, kierując się wygodą, poprzestaje na wodzie z kranu, której może i niczego nie brakuje, ale żadna legenda raczej o niej nie powstanie…
Opracował:
‘Doroczne msze przy źródełku to jeden z pięknych przykładów pielęgnowania lokalnych tradycji…”. A później będzie zbiórka na tace i odmawianie różańca w geście podzięki za tą wodę.
W wodolecznictwie nie ma nic złego o ile ta metoda jest stosowana obok, a nie zamiast wizyty w poradni. Zawsze lekarskie sukcesy opromienia słońce, a ich porażki skrywa ziemia.
Czechowice – Dziedzice Południowe to stacja…
Dziwny ten Polski naród w Jaworzu i Straconce też były cudowne źródełka z bakteriami ale wiara czyni cuda nawet woda z Białej.
Nie wiem czy dziwny wodolecznictwo uprawiano już przed chrztem 966. Raczej bym powiedział Wielki Polski Naród którego wiarę przodków chrześcijaństwo zdeptało i przywłaszczyło razem z tymi źródełkami. Ale powoli świadomość wraca szczególnie w śród młodych. slava
Cudowna ??? to jest jedt woda z lichenia !!!