Czy zaleje nas plastik? Tak naprawdę tylko niewielka część tego typu odpadów jest odzyskiwana i ponownie wykorzystywana.
O dziwo dzieje się tak nie dlatego, że ludzie są leniwi i nie chcą segregować śmieci. Po prostu recykling plastiku, mający być antidotum na miliony ton wytwarzanych co roku tworzyw sztucznych, okazał się mitem. Przyznają to już nawet ekolodzy – takie wnioski można znaleźć chociażby w raporcie znanej amerykańskiej organizacji Greenpeace. Wielu odpadów plastikowych po prostu nie da się zagospodarować powtórnie. A te, które można przetworzyć, też generują wiele problemów. Proces odzysku jest bardzo kosztowny, a więc coraz mniej opłacalny, a co gorsza też szkodzi planecie.
Zwolennicy segregacji odpadów, dbający o to, aby nawet najmniejszy szpargał czy skrawek niepotrzebnego plastiku trafił do odpowiedniego worka, pewnie się oburzą. Przecież segregacji uczy się teraz dzieci od najmłodszych lat. Niby to chwalebne, tylko że koniec końców nie wiadomo, co później zrobić z tak posegregowanymi odpadami.
Gigantyczna ilość odpadów
Problem jest bardzo złożony. Pierwotną przyczyną tego stanu rzeczy są oczywiście gigantyczne ilości plastikowych odpadów wytwarzanych co roku w domowych gospodarstwach. Producenci wszelkich dóbr prześcigają się wręcz, aby jak najdokładniej i najefektowniej opakować swoje produkty w plastik. Prym wiedzie w tym branża spożywcza. Przemysł petrochemiczny zaciera ręce, bo ma nieograniczony zbyt na swoje tanie w produkcji, w porównaniu chociażby ze szkłem czy metalem, jednorazowe opakowania. Producenci takich opakowań problemu najwyraźniej nie widzą, bo twierdzą – umieszczając na opakowaniach stosowne oznaczenia – że mamy przecież recykling. Problem w tym, że tych odpadów jest już tak dużo, że ich przetworzenie jest niewykonalne.
Poza tym, po co komu ten surowiec wtórny, skoro zakłady petrochemiczne cały czas produkują w ogromnych ilościach komponenty potrzebne do produkcji nowych opakowań? Na dodatek komponenty pozyskiwane z odzysku mogą być nawet droższe od tych wytwarzanych pierwotnie. To mechanizm samonapędzającej się maszyny ekologiczno-plastikowej katastrofy.
Przenieśmy to na nasz lokalny grunt. Co roku do bielskiego Zakładu Gospodarki Odpadami (ZGO) w Lipniku, gdzie trafiają śmieci z Bielska-Białej i sporej części powiatu bielskiego, przywożonych jest około 100 tys. ton odpadów komunalnych. Z tego około 60 proc. stanowi plastik. Tworzywa sztuczne to obecnie główny problem, z jakim musi się mierzyć gospodarka odpadami w naszym mieście.
A ilość to nie wszystko. Ważna jest też jakość przywożonego surowca. Niektórych rodzajów plastiku nie da się ponownie wykorzystać, a te, które można poddać recyklingowi muszą być bardzo precyzyjnie podzielone – na kilkadziesiąt frakcji (plastik plastikowi nierówny) i wręcz sterylnie czyste. Wszelkie zanieczyszczenia sprawiają, że odpadu nie da się przetworzyć, bo otrzymalibyśmy bezwartościowy surowiec wtórny, czyli… odpad. Prawdziwą zmorą są tu plastikowe opakowania po żywności. Zazwyczaj są tak zabrudzone resztkami organicznymi (i nie tylko), że nie nadają się do przeróbki. Ich czyszczenie i odkażenie jest bardzo kosztowne, czasochłonne i szkodliwe dla środowiska.
Tylko część do recyklingu
Kolejnym wielkim problemem są tak zwane opakowania wielomateriałowe (kompozytowe), bardzo popularne chociażby w przypadku opakowań napojów. Jak na razie nikt nie wymyślił sensownego sposobu ich recyklingu i w praktyce w 100 procentach nie podlegają ponownemu wykorzystaniu. Ile tego jest? W bielskim ZGO poddano niedawno dokładnej analizie wybrane partie odpadów plastikowych przywożonych do sortowni. Pracownicy ZGO otwierali kolejne worki i ich zawartość wykładali na stoły, gdzie oceniano, co nadaje się do ponownego wykorzystania, a co nie. Co z tego wynikło? Wiesław Pasierbek, prezes bielskiego ZGO mówi, że do recyklingu nadawała się jedna piąta, może jedna czwarta tego, co znajdowało się w workach.
Co zrobić z resztą? Są dwa wyjścia. Można to zakopać w ziemi lub spalić i odzyskać uwięzioną w plastikowych odpadach energię. I tak źle, i tak niedobrze, lecz – choć dla wielu może wydać się to herezją – to drugie rozwiązanie jest korzystniejsze dla środowiska.
Jednak i to nie jest proste, bo – jak już wielokrotnie pisaliśmy – w Polsce nie ma wielu miejsc, w których można spalać tego typu odpady. Te z Bielska-Białej jadą najczęściej do cementowni, a pośredniczy w tym firma, która za każdą odebraną z Lipnika tonę plastikowego dziadostwa życzy sobie 600 zł. Reszta trafia na zwały.
Coraz gorsza jakość
Wspomniana przez prezesa Pasierbka jedna piąta, a może jedna czwarta odpadów nadaje się do przetworzenia. Jednak i w tym przypadku należy obalić kilka mitów na temat recyklingu plastiku. Po pierwsze tego surowca nie da się wykorzystywać wielokrotnie, tak jak jest w przypadku szkła czy metali, które da się ponownie przetwarzać dosłownie w nieskończoność, uzyskując za każdym razem surowiec tej samej jakości. Plastik, w zależności od rodzaju, można przetworzyć raz, dwa lub kilka razy, uzyskując za każdym razem surowiec nieco gorszej jakości, a na koniec tego cyklu i tak musi on trafić do „pieca”.
Nie jest też tak – jak może się komuś wydawać – że z każdej plastikowej butelki wrzuconej do odpowiedniego kubła, powstanie nowa plastikowa butelka, później następna i następna, i tak siedem razy (podobno tyle cykli recyklingu może przejść ten rodzaj plastiku). Przeważnie wygląda to tak, że po pierwszym przetworzeniu, uzyskany w ten sposób surowiec jest wykorzystywany do produkcji geowłóknin, materiałów typu „polar” i tego typu wyrobów, których w przyszłości ponownie wykorzystać się nie będzie już dało. Jednym słowem możliwości ponownego wykorzystania tworzyw sztucznych są mocno ograniczone. Tymczasem przy ich przetwarzaniu -i to może budzić największe zaskoczenie – powstają duże ilości tak zwanego mikroplastiku, który jest obecnie wskazywany jako jeden z głównych seryjnych morderców naszej cywilizacji. Mikroskopijnej wielkości odrobiny plastiku przedostają się bowiem do naszego organizmu i wywołują wiele schorzeń i zaburzeń rozwojowych.
Mało opłacalna przeróbka
To nie wszystkie bolączki związane z recyklingiem tworzyw sztucznych. Przeróbka staje się bowiem coraz mniej opłacalna. Chodzi między innymi o jeden z najpopularniejszych plastików – typu PET, który jest wykorzystywany między innymi do produkcji butelek. Jako jeden z nielicznych, ten plastik jest stosunkowo łatwy w przeróbce i można go od biedy wykorzystać nawet kilkakrotnie. – Jeszcze wiosną ubiegłego roku za tonę takich wyselekcjonowanych butelek otrzymywaliśmy od firmy zajmującej się ich przerobem około 8 tysięcy złotych. Teraz dostajemy tylko tysiąc. Tak spadła cena tego surowca w skupie w ciągu roku – tłumaczy Wiesław Pasierbek.
Powodem jest zalanie krajowego rynku tanimi komponentami do produkcji plastikowych butelek, wytwarzanymi przez spółkę Orlen. Może się więc okazać, że przetwarzanie starych butelek w ogóle przestanie się opłacać, bo nie będzie zbytu na pozyskany z nich surogat.
Jaki z tego wszystkiego wniosek? Chcesz ocalić planetę, nie kupuj tego, co jest opakowane w plastik. Problem w tym, że jest to niewykonalne. Unia Europejska dostrzega ten problem, bo przygotowana jest dyrektywa mająca ograniczyć ilość odpadów plastikowych generowanych w krajach unijnych o 5 proc. do roku 2030. Obecnie każdy Europejczyk produkuje rocznie około 190 kg takich odpadów, a wielkość ta stale rośnie. Z szacunków wynika, że w 2030 roku – jeśli nic się nie zmieni – będzie to o około 20 kg więcej. Zważywszy, że w krajach unijnych żyje około pół miliarda osób, łatwo zrozumieć o jakich wielkościach mówimy. Pomysły unijnych urzędników idą między innymi w kierunku ograniczenia czy wręcz wycofania z użytku jednorazowych pojemników i opakowań stosowanych w gastronomii oraz niektórych rodzajów opakowań plastikowych wykorzystywanych do zabezpieczania produktów spożywczych, sprzedawanych w sklepach. To krok w dobrą stronę, ale jak widać – niewielki.