1 kwietnia, po zimowej przerwie, miały ruszyć w Bielsku-Białej bezobsługowe wypożyczalnie rowerów. Już wiadomo, że tak się nie stanie. Niewykluczone nawet, że bielszczan czeka powtórka tego, co działo się cztery lata temu, gdy w grodzie nad Białą po raz pierwszy miały pojawić się rowery miejskie.
Doszło wtedy do protestu i odwołań jednego z uczestników przetargu. Efekt był taki, że zamiast w kwietniu – jak planowano – wypożyczalnie ruszyły dopiero w październiku, aby wraz z nadejściem sezonu zimowego zwinąć się po miesiącu działania. Czy i teraz czeka nas identyczny scenariusz? To mozliwe, bo kolejny kontrakt i tym razem walczą zaciekle te same dwie firmy.
Stacje, rowery oraz pozostała infrastruktura i działania serwisowe związane obsługą systemu wypożyczeń nie są własnością gminy. Ta jedynie wykupuje usługę polegającą na prowadzeniu wypożyczalni od zewnętrznych podmiotów i płaci za to ustaloną stawkę. Gdy cztery lata temu ratusz ogłosił przetarg na realizację tego zlecenia, zgłosiły się dwie firmy – BikeU oraz Nextbike. Wygrała ta pierwsza z uwagi na to, że jej oferta pod względem ceny była korzystniejsza. Druga nie pogodziła się z porażką i odwołała się od wyników przetargu. Ostatecznie zwycięzca podpisał z miastem umowę na prowadzenie przez następne cztery lata bezobsługowych wypożyczalni rowerów i uruchomił w Bielsku-Białej system BBbike. Stało się to jednak z kilkumiesięcznym poślizgiem, na czym ucierpieli mieszkańcy miasta. A nie był to jeszcze koniec kłopotów.
Na początek w mieście powstało 12 bezobsługowych stacji. Kolejne miały być uruchamiane w następnych latach. Tak się jednak nie stało, bo już sama próba ogłoszenia przetargu na ich prowadzenie spotkała się z protestami. Aby nie pakować się w kolejną kabałę władze miasta postanowiły dać spokój i poczekać z rozszerzeniem systemu do czasu aż kontrakt przestanie obowiązywać. Gdy więc teraz ogłoszono przetarg na prowadzenie przez kolejne cztery lata systemu wypożyczalni rowerów, z góry założono, że powinien on się składać nie z 12 lecz 24 stacji, a kolejne cztery mają być uruchomione w następnych latach. Do przetargu zgłosiły się tym razem nie dwie lecz trzy firmy (oprócz dwóch już wymienionych także spółka S&T Services Polska).
I tym razem oferta BikeU okazała się pod względem finansowym najkorzystniejsza. Firma ta zaproponowała, że podejmie się tego zadania za 2,8 miliona złotych (w ciągu czterech lat). Dwie pozostałe chciały znacznie więcej. Gdy wydawało się, że na tym koniec i lada dzień miasto podpisze z BikeU umowę, przegrany Nextbike odwołał się od decyzji komisji przetargowej do Krajowej Izby Odwoławczej w Warszawie. Podobnie jak przed czterema laty zarzucił zwycięzcy przetargu, że zaproponował on rażąco niską cenę, nie gwarantującą wykonania usługi na poziomie, jaki zażyczył sobie zleceniodawca. Izba rozpatrzyła skargę 22 lutego, lecz nie wiadomo jeszcze jakie zapadły rozstrzygnięcia. W ratuszu jak na szpilkach czekają teraz na publikację orzeczenia (posiedzenia KIO są niejawne). Co więcej, decyzja KIO nie jest ostateczna i zainteresowani mogą się od niej odwoływać, a to może oznaczać kolejne tygodnie, a nawet miesiące zwłoki.
Poza tym podpisanie umowy nie gwarantuje, że następnego dnia wypożyczalnie ruszą. Zleceniobiorca musi przecież mieć czas, aby zainstalować bezobsługowe stacje w terenie, sprowadzić rowery oraz przetestować i uruchomić system wypożyczeń. Trochę to potrwa zważywszy także na to, że zgodnie z umową zwycięzca przetargu musi korzystać wyłącznie z fabrycznie nowych urządzeń i rowerów. To oznacza, że nawet tam gdzie w mieście już istnieją takie stacje, trzeba je będzie zdemontować, a w ich miejsce zamontować nowe.