Mieszkańcy Żywiecczyzny są zbulwersowani i rozgoryczeni. Aby dostać odszkodowanie za zniszczenie przez dziki działki w pobliżu domu, trzeba przejść drogę przez mękę, aby potem dowiedzieć się, że koszty poniesione w trakcie starań o rekompensatę są niemal takie same jak suma odszkodowania! Po prostu – śmiech na sali!
Problem z dzikami i spowodowanymi przez nie zniszczeniami trafia na nasze łamy dość często. Poruszamy również sprawę odszkodowań. Zwłaszcza że w tym roku już dwukrotnie zmieniały się przepisy w tym zakresie. Jeśli szkoda została wyrządzona blisko domu, o odszkodowanie należy występować do Urzędu Marszałkowskiego. Gdy działka oddalona jest od zabudowania, o rekompensatę trzeba upominać się w kole łowieckim. I właśnie ta różnica jest teraz zmorą spędzającą sen z powiek części mieszkańców ulicy Doliny w Ciścu, gdzie ostatnio pojawiła się plaga dzików.
– One już nie tylko ryją po polach rolników, ale coraz bliżej podchodzą pod domy, niszcząc przydomowe ogródki. Zapuszczają się do nas w nocy i nie ma na nie mocnych – mówi Jan Jurasz, radny gminy Węgierska Górka.
Dziki „zaatakowały” między innymi część działki, na której rodzeństwo Jadwiga i Marek Krutak mają drzewa owocowe.
– Kiedyś zryły niewielki fragment i na szczęście jakoś poradziliśmy sobie z tym problemem. Ale teraz gruntownie przeryły naszą działkę i wygląda ona jak wojskowy poligon! To jakiś koszmar! – mówią Jadwiga i Marek Krutak.
Ponieważ są właścicielami zniszczonej działki, przysługuje im odszkodowanie. I tu zaczynają się problemy. Działka jest blisko zabudowań, więc o rekompensatę muszą wystąpić do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego.
– Dowiedzieliśmy się, że trzeba wypełnić wniosek i dołączyć kilka załączników: fragment mapy ewidencyjnej z zaznaczeniem działki, na której wystąpiła szkoda, aktualny wypis z rejestru gruntów, umowę dzierżawy lub akt notarialny albo inny dokument potwierdzający formę prawną władania działką, odręczny szkic z oznaczeniem miejsca szkody oraz upoważnienie od ewentualnych współwłaścicieli. Aby otrzymać fragment mapy ewidencyjnej i wypis z rejestru gruntów, trzeba jechać do Żywca do Starostwa Powiatowego. Czas oczekiwania na taki dokument to około tygodnia, a koszt to prawie 60 złotych! Do tego trzeba doliczyć koszty dwukrotnego przejazdu do Żywca. Gdy nam powiedziano, że za nasze szkody możemy co najwyżej dostać około 100 złotych, załamaliśmy ręce. Wychodzi na to, że przygotowanie wniosku i zdobycie niezbędnych dokumentów będzie nas kosztować niemal tyle samo co otrzymalibyśmy odszkodowania! Wprawdzie wypełniliśmy wniosek, ale zdecydowaliśmy, że raczej podziękujemy za taką wątpliwą „pomoc”. Za dużo z tym załatwiania i kosztów – mówią Jadwiga i Marek Krutak.
Radny Jan Jurasz, który mieszka w pobliżu rodziny Krutaków, mówi, że przepisy są bezduszne.
– Mam odczucie, i nie tylko ja, że w Warszawie ktoś wymyśla takie niby „udogodnienia” dla zwyczajnych ludzi, aby mieli taką szansę, lecz skutecznie zniechęceni nie chcieli z niej skorzystać – kwituje.
Nie wołajcie o pomoc myśliwych bo oni przecież mordują, pomódlcie się, może modlitwa wam pomoże i przepędzi dziki 🙂
Co te dziki niby zniszczyły?
Zabezpiecz swoją działkę to ci nie wejdą , proste jak drut 🙂
Jakże to? A przecież miał straty załatwiać sołtys wioski i ten pomysł był słuszny po dograniu szczegółów. Po co Urząd Marszałkowski?
CO tu komentować SZAMBO JAK WSZĘDZIE W STAROSTWIE I TYM PAŃSTWIE.