A w PiS-ie spokojnie jak na wojnie…

Wydawałoby się, że w obliczu ulicznej krytyki podbijanej słynnym już wyp…ć i *****  *** nasi rodzimi politycy rządzącej partii nabrali wody w usta chcąc w spokoju przeczekać zawieruchę. Tymczasem okazało się, że są tacy, którzy bez problemu spokojnie komentują, to co się dzieje.

O zdanie na temat ulicznych protestów postanowiliśmy zapytać ministra Grzegorza Pudę i posłów Przemysława Drabka oraz Kazimierza Matusznego. Cała trójka, to politycy PiS, z których jedynie poselski debiutant Drabek nie odpowiedział na nasze zabiegi. Może nie chciał, może nie mógł, a być może miał jeszcze inny powód. Tak, czy inaczej lokalne tuzy z partii prezesa Kaczyńskiego okazuje się, do tematu podchodzą nad wyraz spokojnie nie krytykując przy tym samego prawa do wyrażania przez ludzi swoich poglądów. Nawet na ulicy i w tak ostrej formie, z jaką mamy do czynienia. Minister Puda przekonuje na przykład, że emocje protestujących już się wylały i teraz z dnia na dzień protesty będą słabnąć.

– Ludzi ruszyło orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego i wówczas był to protest rzeczywiście kobiet, które się z nim nie zgadzają – mówi Grzegorz Puda. – Ale kiedy zaczęto protestować przeciw rządowi i PiS-owi, wówczas protesty przekształciły się ze społecznych w polityczne.

A to, jak uważa minister, sprawiło, że znaczna część wykrzykujących na ulicy niecenzuralne hasła, odcięła się od demonstracji.

– I została głównie młodzież – dodaje poseł Kazimierz Matuszny. – A młodość ma swoje prawa. Wiadomo – tłumaczy dalej nasz rozmówca – puby zamknięte, kina nie działają, coś ze sobą trzeba zrobić. Oni są zakiszeni dzisiaj. Skoro tak, to wychodzi się na ulicę i zadymia. Taka natura młodego człowieka. Nie robiłbym z tego aż takiej afery. W końcu się im to znudzi.

Zarówno minister Puda, jak i poseł Matuszny uważają jednak, że w obliczu pandemii, co najmniej dziwne jest, że służby porządkowe są aż tak tolerancyjne w stosunku do protestujących.

– Można było na samym początku jakoś próbować to ograniczać, niekoniecznie siłowo – sądzi Matuszny. – Bo teraz mamy taką sytuację, że jedni przestrzegają przepisów związanych z pandemią, a inni mają to w nosie. A to nie jest sprawiedliwe.

– Łamią prawo, taka jest prawda – dodaje minister. – Przyczyniają się do wzrostu zakażeń.

Nasi rozmówcy podkreślają też, że trzeba z obecnej sytuacji w jakiś sposób wybrnąć. Znaleźć rozwiązanie.

– Potrzebna jest rozmowa, dialog – przekonują.

Takiej perspektywy, jak na razie na horyzoncie jednak nie widać. Ogólnopolski Strajk Kobiet zapowiada wręcz eskalację protestów mającą polegać na zorganizowaniu w porozumieniu z różnymi branżami gospodarczymi strajku generalnego. O takiej możliwości politycy PiS oczywiście wiedzą. Najwyraźniej jednak nie biorą jej na poważnie. Być może chcą się obudzić z ręką w nocniku…