Wydarzenia Bielsko-Biała

Aplikacja, co życie może ocalić, czyli ratunek w telefonie

Ratownicy górscy zachęcają osoby wychodzące w Beskidy, aby instalowały w swoich telefonach komórkowych specjalną aplikację „Ratunek”. Dzięki niej sprawniej można udzielić pomocy tym, którzy potrzebują jej w górach. Goprowcy mają bowiem coraz częściej problem z odnalezieniem osób oczekujących na ratunek. Dzięki aplikacji można je szybko i łatwo namierzyć z… kosmosu.

Właściwie każdy, kto wychodzi obecnie w góry ma przy sobie telefon komórkowy i w razie potrzeby może wezwać pomoc. Problem w tym, że wiele osób dzwoniących w takich sytuacjach na numer alarmowy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego nie jest w stanie podać ratownikom swojej lokalizacji. Dla wytrawnych turystów, znających na wskroś beskidzkie szlaki i ścieżki może wydawać się to trochę niepojęte, lecz prawda jest taka, że sporo osób wędrujących po Beskidach nie ma bladego pojęcia, gdzie dokładnie się znajduje. Po prostu idą szlakiem i już. Gdy przypadkiem lub świadomie z niego zboczą, mogą pojawić się problemy.

Dotyczy to zwłaszcza grzybiarzy i innych zbieraczy runa leśnego, którzy penetrują najdziksze górskie ostępy. Ratownicy wspominają o wielu przypadkach, kiedy ktoś uległ w górach kontuzji czy najzwyczajniej w świecie zabłądził i nie był w stanie określić swojego położenia. Nie chodziło wyłącznie o odludne kompleksy leśne gdzieś w rejonie Pilska czy „Worka Raczańskiego”, lecz także o stoki, wydawać by się mogło, „bezpiecznej” Błatniej czy Magurki Wilkowickiej. Zdarza się to zwłaszcza w niepogodę czy zimą, gdy orientację w terenie utrudniają dodatkowo złe warunki atmosferyczne czy ciemności nocy. W takiej sytuacji jedyne, co mogą zrobić goprowcy to zorganizować akcję poszukiwawczo-ratunkową, angażującą spore siły i środki.

Co innego, gdy osoba potrzebująca pomocy korzysta z aplikacji „Ratunek”. Można ją pobrać za darmo z internetowego sklepu z aplikacjami i zainstalować na smartfonie (obsługuje ją większość stosowanych obecnie systemów operacyjnych). W razie potrzeby wystarczy trzykrotnie „kliknąć” na ikonkę aplikacji na ekranie telefonu, a do centrali GOPR oraz TOPR (aplikacja działa we wszystkich polskich górach) dociera informacja, że ktoś wzywa pomocy.

Istotne jest to, że dzięki systemowi lokalizacji GPS dyżurny ratownik wie, w jakim dokładnie miejscu (widzi współrzędne geograficzne aktywowanego telefonu) znajduje się będący w potrzebie turysta czy grzybiarz. Od razu nawiązuje z nim kontakt telefoniczny, aby ustalić, co się stało. Gdy jest taka potrzeba, na miejsce – jak po sznurku – wyrusza ekipa ratunkowa, a jeśli nie jest to konieczne dyżurny ratownik może przez telefon pokierować zagubionego gdzieś w górach piechura na właściwy szlak. – Już niejeden raz udało nam się dzięki tej aplikacji namierzyć w górach zagubione osoby – przyznaje Jerzy Siodłak, naczelnik Beskidzkiej Grupy GOPR. Tym bardziej, że cały obszar Beskidów leży w zasięgu telefonicznych sieci komórkowych. Oczywiście zdarzają się miejsca (zwłaszcza głębokie odcięte od świata górskie doliny), gdzie telefony z braku zasięgu są bezużyteczne, lecz w takich sytuacjach trzeba po prostu poszukać sygnału, podchodząc na przykład gdzieś nieco wyżej. Trzeba też pamiętać, że Beskidy – choć góry to nie najwyższe, niezbyt rozległe i pozbawione pionowych urwisk – też potrafią być groźne. A wtedy przydaje się zdrowy rozsadek i rozwaga, bo w niektórych sytuacjach nawet najlepszy telefon z najlepszą aplikacją ratunkową może okazać się niewystarczający.

google_news