Wydarzenia Bielsko-Biała

Bój o kruszywa na granicy Bielska-Białej i Kóz. „Wojna z mieszkańcami nie jest nikomu potrzebna”

Fot: Kuba Jarosz, n/z: Zbigniew Dzielędziak i Ryszard Gajda

Mieszkańcy Bielska-Białej żądają likwidacji mieszczącego się w Kozach składu kruszyw, bo – jak mówią – zatruwa im życie. Nowy dzierżawca biznesu ani myśli z kolei zaprzestać działalności, bo nie widzi w niej nic niezgodnego z prawem.

– Działalność tej firmy zatruwa nam życie od dawna – tłumaczy Zbigniew Dzielędziak. – A ostatni rok, to już było apogeum. Wieczny hałas i to nieznośne zapylenie. W takich warunkach nie da się normalnie żyć i mieszkać.

Pan Zbigniew i jego bezpośredni sąsiad – Ryszard Gajda – mieszkają przy ulicy Krzemionki w Bielsku-Białej. Od składu kruszyw w Kozach oddziela ich jedynie ulica. Obaj twierdzą, że mówią również w imieniu kilkunastu innych mieszkańców ulicy.

– Przez lata pisaliśmy skargi, listy, prosiliśmy w gminie i innych instytucjach, by ktoś nam wreszcie pomógł – mówi pan Ryszard. – No i były jakieś kontrole, kiwanie głowami, pisma, ale nic z tego nie wynikło, bo problem jak był, tak jest, a teraz zapowiada się, że będzie jeszcze większy.

Skład kruszywa, mimo że znajduje się po drugiej stronie ulicy, należy już administracyjnie do gminy Kozy i to tam najczęściej ludzie skarżyli się i skarżą na jego działalność. Teraz zażądali, aby firma została zlikwidowana.

– Pojawił się nowy dzierżawca i po pierwszym z nim spotkaniu wiemy już, że zamierza nawet rozbudować ten biznes – żali się pan Ryszard. – Nie wyobrażamy sobie tego, po tylu latach udręki.

Pretensje, z punktu widzenia mieszkańców, wydają się być logiczne i oczywiste – ze składu, nawet jeśli nie pracuje, wciąż się kurzy w stronę zabudowań. Kiedy z kolei pracują w nim maszyny jest jeszcze gorzej, bo do hałasu przejeżdżających drogą samochodów dochodzi huk maszyn.

– My rozumiemy, że jest wolność gospodarcza i każdy ma prawo zarabiać pieniądze, ale my też mamy chyba jakieś prawa, jako mieszkańcy – tłumaczy rozżalony Zbigniew Dzielędziak. – Albo więc likwidacja, albo niech sobie firma działa, ale bez uszczerbku dla nas. Przecież ten skład nie jest nawet niczym zabezpieczony. Kiedyś rosły tam wzdłuż drogi drzewa, to je powycinano…

Kompromis albo wojna

Nowy dzierżawca biznesu, Mateusz Dyczek, nie ukrywa, że po to zainteresował się składem, aby zarabiać pieniądze. Ma więc zamiar działać intensywnie, co oznacza, że na placu będzie faktycznie ciągły ruch.

– Przejmując ten interes nie wiedziałem, że jest tu aż taki ostry konflikt – mówi. – Dlatego spotkałem się z mieszkańcami i zaproponowałem kilka wariantów zabezpieczenia przed pyłem i hałasem. Ale usłyszałem, że ludzi interesuje tylko jedno. Aby firma została zlikwidowana.

Tego pan Mateusz robić, rzecz jasna, nie zamierza, twierdząc, że skoro działalność jest legalna, to nikt go do wycofania się nie może zmusić. Przekonuje też, że mimo niezbyt fortunnego pierwszego spotkania z mieszkańcami, nadal skłonny jest pójść na jakiś kompromis, bo wojna z mieszkańcami nikomu nie jest potrzebna.

– Tyle że muszę mieć gwarancję, że jeśli zainwestuję na przykład w ekrany takie, jak stawiane są przy drogach, albo nasadzenia wysokich tui wzdłuż ogrodzenia, to nie będzie dalszych pretensji i skarg – tłumaczy. – To jest i tak moja dobra wola i moje ewentualnie pieniądze. Za darmo tego przecież nikt nie wykona. A nie musiałbym tego robić, bo na razie żadna instytucja mnie do tego nie zmusza i nie nakazuje.

Gmina rozmawia

Z żalami i pretensjami pod adresem gminy, wyrażanymi przez część mieszkańców ulicy Krzemionki, nie zgadza się zastępca wójta Kóz, Marcin Lasek.

– To niesprawiedliwa ocena – uważa zastępca wójta. – Cały czas staraliśmy się rozmawiać z mieszkańcami tej ulicy, a nawet pośredniczyć w negocjacjach pomiędzy stronami, oczywiście w zakresie, na jaki pozwala nam prawo. Ale nie mamy takiej mocy, by komuś zakazać działalności gospodarczej.

Wójt nie wyklucza dalszego pośrednictwa w rozmowach, tak aby obie strony konfliktu doszły w końcu do jakiegoś kompromisu. – Tyle, że do tego trzeba woli obu stron – słusznie zauważa. – Przedsiębiorca ma swoje racje, ludzie swoje, z boku zaś wygląda to tak, że najlepiej, aby faktycznie teren firmy został w jakiś sposób odgrodzony od ulicy, ale my tego, jako gmina, nakazać nie możemy.

Nasi rozmówcy z ulicy Krzemionki ostatecznie również chcą kolejnych rozmów z nowym dzierżawcą. – Spróbujemy się dogadać – mówią. – Ale poprzedni dzierżawca też obiecywał nasadzenia, zabezpieczenia i nic z tego nie wyszło. A gmina umywa teraz ręce i twierdzi, że nic nie może, ale zapomina, że mogła się przed laty w ogóle nie zgodzić na prowadzenie pod naszymi nosami takiej działalności. Nie byłoby dzisiaj problemu.

 

google_news
12 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Sebastian
Sebastian
2 lat temu

Przecież na tym składzie gówno się dzieje. A w centrum Kóz jakiś jest 10raxy większy skład i nikomu to nie przeszkadza. Coś mi tu śmierdzi nieuczciwą konkurencją.

Hermenegilda
Hermenegilda
2 lat temu

Proponuję przeczytać KON-STY-TUC-JĘ w zakresie o swobodzie prowadzenia działalności gospodarczej – nie potrzebuję żadnego zezwolenia ŻADNEJ gminy – DE8ILE

Bartrk
Bartrk
2 lat temu

Tak najlepiej samemu nic nie zrobić a innym dowalać . Jakie to polskie …tym bardziej że sami święci niestety nie są

Hermenegilda
Hermenegilda
2 lat temu

“zażądali aby firma została zlikwidowana” aaaaaaaaaaaaaaahahahahahahah hahahahah hahahahah hahahah “żądać” to se poloczkowie możecie – KOMUNA SIĘ SKOŃCZYŁA A NA MOJEJ WŁASNOŚCI PRYWATNEJ BĘDĘ ROBIŁ CO MI SIĘ RZEWNI PODOBA!!! ŻĄDAM ABYŚCIE SIĘ STAMTĄD NIEZWŁOCZNIE WYPROWADZILI I ODDALI MI SWE MIENIE poloczkowie HAHAHAHAH HAHAHAH HAHAHAH HAHAHAH HAHAHAH

Konstantynopolitańczykówna
Konstantynopolitańczykówna
2 lat temu
Reply to  Hermenegilda

ŻYWNIE, rozrzewniłeś się podszywacz, możesz sobie żądać ile chcesz. I na tym koniec.

Hermenegilda
Hermenegilda
2 lat temu

Tak jak i te dwa komunistyczne ryje plugawe ze zdjęcia 😀 😀

Konstantynopolitańczykówna
Konstantynopolitańczykówna
2 lat temu
Reply to  Hermenegilda

Dawno był apel: pokaż swój, pośmiejemy się też.

Hermenegilda
Hermenegilda
2 lat temu

Twoje apele dyndają mi między nogami kubcińśki PAROOWO 😀

Dziadek
Dziadek
2 lat temu

Panie Zbigniewie pan po prostu zmyśla. Tak się składa, że skład materiałów budowlanych znajduje się na wschód od pana posiadłości. Nie jest tajemnicą, że 90 procent wiatrów w Polsce zwłaszcza w naszym rejonie wieje z kierunku zachodniego lub południowego a więc bujda o zapyleniu nie ma pokrycia w faktach. Hałas ładowarki nabierającej kruszywo nie jest większy od halasu przejeżdżających setkami w ciągu godziny samochodów ul. Krzemionki. Jest pan po prostu upierdliwy i zazdrosny o to, że ktoś potrafi żyć z prywatnego interesu. Kup se chłopie sluchawki i maseczke i daj ludziom żyć.

Żwirek
Żwirek
2 lat temu

A kto tam był wcześniej? Baza kruszyw czy domy ludzi, bo to istotne kto się wybudował przy istniejącym.

Hermenegilda
Hermenegilda
2 lat temu
Reply to  Żwirek

Bez znaczenia poloczku – na “bazę kruszyw” (poprawnie “skład materiałów budowlanych”) nie jest wymagane uzyskanie jakiegokolwiek pozwolenia jak np. na lakiernię. DURA LEX SED LEX – jak tam wasze “sądy” poloczkowie?

Konstantynopolitańczykówna
Konstantynopolitańczykówna
2 lat temu
Reply to  Hermenegilda

Poprawnie, podszywacz, to trzeba mieć pozwolenie od podszywacz bo tak Mu się wydaje. A że lakiernia się skojarzyła daltoniście to przypadek. A jaka jest nacja podszywacza? – określił się już poza polaczkami?