Wydarzenia Wadowice

Dowódca z gitarą

Jego fach, a wybrał go z rozmysłem, wymaga odwagi i poświęcenia dla ratowania ludzkiego życia oraz mienia. Wielokrotnie przyszło mu uczestniczyć w ważnych akcjach głównie w gminach Andrychów, Wieprz i Kęty. Ale jest znany nie tylko z zawodowej ofiarności dla innych.

Antoni Hutniczak, targaniczanin z urodzenia i zamieszkania, jest osobą o wszechstronnych zainteresowaniach, ale pasje ma dwie. Pierwsza to praca w strażackim mundurze. Bardzo tego chciał – na wolne miejsce w zawodowej jednostce pożarniczej czekał wytrwale ponad dwa lata. Na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia został powołany do zasadniczej służby wojskowej z przydziałem do zakładowej straży pożarnej w Zakładach Chemicznych „Oświęcim”. To tam połknął strażackiego bakcyla. Po odsłużeniu powinności obronnych starał się o pracę w Państwowej Straży Pożarnej w Andrychowie. Pracował w Andropolu (Andrychowskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego), wyczekując dobrych wieści od strażaków. Ani na moment nie stracił zapału i doczekał się. Trafił do jednostki ratowniczo-gaśniczej. W 1998 roku został zastępcą jej dowódcy, a osiem lat później już nią dowodził, co trwa do dzisiaj.

Drugą pasją targaniczanina w strażackim mundurze jest muzyka. Granie na instrumentach towarzyszy mu od dzieciństwa. – Pochodzę z muzycznej rodziny – wspomina. – Mój ojciec, Franciszek, grał amatorsko na klarnecie. Marzył, aby i jego synowie grali, a miał ich sześciu – jestem najmłodszy. I ojcowskie pragnienie spełniło się. Każdy z nas coś sobie wybrał do grania. Nieżyjący już Jan – saksofon, Stanisław – tenor horn (saksofon tenorowy), Kazimierz – saksofon i klarnety, Marian – akordeon, Tadeusz – perkusję. Oni chodzili do szkółki muzycznej działającej przy AZPB Andropol. Miałem wtedy pięć, sześć lat, więc gdy bracia ćwiczyli w domu, to oswajałem się z muzyką. Mały Antoni został pierwszoklasistą i zapisał się do szkolnego kółka muzycznego. Uczęszczał też na zajęcia w domu kultury. Upatrzył sobie głównie akordeon, a z czasem chwycił także za gitarę. Grywał w wielu zespołach, w niektórych z braćmi. Był też członkiem kapeli ludowej Wiejskiego Domu Kultury w Targanicach. Opanował świetnie grę na akordeonie guzikowym. Muzykowanie przyniosło mu sporo niespodziewanych przeżyć. – Zespół miał zaplanowany występ, a tu zabrakło kontrabasisty. No to powiedzieli mi, że ja zagram na kontrabasie. Miałem niewiele czasu, by opanować ten instrument, gdyż występ odbywał się następnego dnia. Udało się, wszystko poszło gładko – wspomina strażak z akordeonem i gitarą.

W pamięć zapadł mu też wyjazd przedstawicieli Andrychowa do zaprzyjaźnionego holenderskiego miasta Landgraaf. Zagrał tam z andrychowską orkiestrą. W pewnym momencie włączyli się holenderscy muzycy profesjonalni. Skończyło się na spontanicznym wspólnym koncercie, podczas którego „leciały” popularne standardy muzyki europejskiej. Bywało, że i los płatał psikusa. Gdy na imprezach nagle zabrakło prądu, a więc siadało nagłośnienie, Antoni Hutniczak i jego partnerzy z zespołów dawali radę, bo przecież są nauczeni gry bez głośników. Niezapomnianym przeżyciem było też wspólne granie z braćmi dwa lata temu na dziewięćdziesiątych urodzinach matki… Muzyk w strażackim mundurze z sentymentem wspomina „dawne dobre czasy”. – Kolędowaliśmy po wsi, teraz to zanika. Chodziliśmy też w imieniny Józefa do wszystkich Józefów w okolicy. Graliśmy im i śpiewali. Było zupełnie inaczej! Odwiedzaliśmy sąsiadów, odbywało się wspólne muzykowanie albo sąsiedzi przychodzili. Organizowaliśmy ogniska. To był świat bez komputerów, smartfonów i internetu. Teraz słucha się głównie muzyki odtwarzanej z różnych urządzeń. Jest mniej młodych adeptów chętnych do gry. A kiedyś było przecież o wiele trudniej. Instrumentów nie było można tak łatwo kupić. Podobnie z nagłośnieniem. Antoni Hutniczak przyznaje, że zdarzało mu się na jakiś czas odłożyć na bok instrumenty muzyczne. Wymagały bowiem tego obowiązki zawodowe. Jednak nawet podczas tego antraktu w graniu, na wycieczki ze znajomymi obowiązkowo zabierał gitarę.

google_news