E-edukacja Cieszyn

Etat w szkolnej ławce

Czkawką odbija się reforma edukacji w szkołach podstawowych. Na zmianach ucierpieli najbardziej siódmoklasiści, którzy nie dość, że spędzają w ławkach całe dnie, to mają problem z opanowaniem nadmiaru materiału. Sfrustrowani są także nauczyciele, bo w nowej sytuacji ciężko im pracować i przede wszystkim sprostać wyśrubowanym wymaganiom programowym.

1 września zlikwidowano gimnazja. Oznacza to, że w swoich szkołach pozostali szóstoklasiści albo wybierali inne placówki, na przykład gimnazja przekształcone w podstawówki. – Z punktu widzenia dzieci to była trudna sytuacja. Były niejako rozczarowane, bo nastawiały się na naukę w gimnazjum, a zostały tej możliwości pozbawione. Uważam, że reformę można było przeprowadzić, ale nie w takim tempie, lecz wprowadzać ją stopniowo od pierwszych i czwartych klas szkół podstawowych. Wtedy uniknęlibyśmy niepotrzebnych dramatów. Największymi poszkodowanymi są właśnie siódmoklasiści. Staramy się jak możemy, by stworzyć dla nich przyjazną atmosferę, aby nie odczuwali dodatkowych stresów. Nie obciążamy ich zbyt dużą liczbą zadań domowych. Chuchamy na nich i dmuchamy, bo rozumiemy, w jak trudnej sytuacji się znaleźli. Z drugiej strony jesteśmy jednak odpowiedzialni za jak najlepsze przygotowanie ich do egzaminu, który zakończy VIII klasę – mówi Danuta Łabaj, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 5 z oddziałami integracyjnymi w Cieszynie, dawnego Gimnazjum nr 3.

W placówce utworzone zostały dwie klasy pierwsze, czwarta i siódma. Uczy się tam również pięć klas drugich i pięć klas trzecich gimnazjum. Siódmoklasiści spędzają w szkole 35 godzin tygodniowo. Ich plan lekcji to: pięć godzin języka polskiego, trzy angielskiego, dwie niemieckiego, dwie historii, cztery wychowania fizycznego, po jednej plastyki, muzyki i informatyki, cztery matematyki, lekcja wychowawcza, wychowanie do życia w rodzinie, dwie godziny religii lub etyki, a także – co jest największą zmianą – po dwie godziny przedmiotów takich jak geografia, biologia, chemia i fizyka. Do tego dochodzi także 14 godzin doradztwa zawodowego w roku, czyli jedna godzina w miesiącu. – To więcej godzin niż mieliby, gdyby rozpoczęli naukę w pierwszej klasie gimnazjum – twierdzi Danuta Łabaj.

Nie tylko nadmiar godzin jest problemem. Przede wszystkim chodzi o podstawę programową i materiał, jaki trzeba opanować. – W dwa lata uczniowie muszą naprawdę intensywnie pracować, aby omówić cały materiał, który dotychczas praktycznie w całości przewidziany był na trzy lata gimnazjum. Czy mają z tym problem? Wydaje się, że tak. Jednak na chwilę obecną trudno przewidzieć, jak ich sytuacja potoczy się przez następne półtora roku – mówi Roman Langhammer, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 6 im. Józefa Kreta w Ustroniu.

Problemy biorą się także stąd, iż siódmoklasiści po likwidacji gimnazjów wpadli w swego rodzaju dziurę programową. Od września uczą się według nowej podstawy, w której nie uwzględniono wcześniejszego, innego programu. Z tego powodu trudno przyswoić im nową wiedzę. Dotyczy to na przykład biologii, gdzie od razu wpadają na głęboką wodę, poznając budowę człowieka, bez wcześniejszego dokładnego omówienia komórek i tkanek i zachodzących w nich procesów. Pomija się świat zwierząt i roślin. W przypadku historii rozpoczęli naukę od kongresu wiedeńskiego, a nie poznawali wydarzeń związanych z epoką Napoleona. Pominięto wiek XVIII, nie omawiano wcześniej Wielkiej Rewolucji Francuskiej, epoki oświecenia. Uczniowie mają ponadto trudności w określaniu wieku i z analizą różnego rodzaju źródeł, map, ilustracji, diagramów. Takich przykładów można mnożyć. Na każdej lekcji omawiane jest nowe zagadnienie, a czasu na powtórki zwyczajnie brakuje.

Tymczasem zegar tyka. Egzamin kończący VIII klasę odbędzie się w kwietniu 2019 roku. – Mamy więc tak naprawdę półtora roku pracy z małym hakiem, by przygotować uczniów. Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, iż wrzesień upłynął na sondowaniu umiejętności dzieci, które przyjechały do Dębowca z naszych filii w Ogrodzonej, Simoradzu i Iskrzyczynie, by tutaj kończyć siódmą i ósmą klasę. To też pewna trudność, gdyż wielu uczniów wyjeżdża z domów o 7.00 i wraca autobusem o 15.30. To jak dniówka w zakładzie pracy, a do tego dochodzi odrabianie zadań domowych, sport i realizacja indywidualnych pasji. Gdzie w tym wszystkim znaleźć czas na pomoc psychologiczno-pedagogiczną, rozbudzanie zainteresowań, zajęcia wyrównawcze, przygotowanie do konkursów? Uczniowie mają przyjeżdżać na 7.00, kiedy ledwo widzą na oczy? Albo zostawać po lekcjach, gdy przyswajanie wiedzy nie jest już najlepsze? Gdzie tak naprawdę w tym wszystkim jest sam uczeń? Dylematy, przed którymi zostaliśmy wszyscy postawieni, są okrutne. Rozumiem wątpliwości rodziców, gdyż sama je mam – mówi Katarzyna Rymar, dyrektor Szkoły Podstawowej w Dębowcu. Dodaje, że wśród siódmoklasistów zostały przeprowadzone warsztaty pokazujące różne sposoby efektywnego uczenia się. Dla rodziców natomiast odbyło się szkolenie, w czasie którego zwracano uwagę na konieczność przeorganizowania czasu wolnego rodziny, tak, aby wystarczyło w nim miejsca po prostu na bycie z dzieckiem.

 

google_news