Bielsko-Biała Na sygnale

Fotoradarem w idiotów

Niewykluczone, że na wschodniej obwodnicy Bielska-Białej – przed tzw. zakrętem idiotów – zostanie ustawiony fotoradar. Zainstalowania takiej pułapki domaga się od kilku miesięcy między innymi bielska radna Agnieszka Gorgoń-Komor. Sprawę podjęła Inspekcja Transportu Drogowego – instytucja odpowiedzialna w kraju za wszystkie drogowe fotoradary. Z inicjatywą ustawienia takiego urządzenia na S1 (jej częścią jest wschodnia obwodnica miasta) radna wystąpiła – w formie interpelacji do władz miasta – już w październiku ubiegłego roku. Sprawę przekazano dalej, do administrującej szosą Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Katowicach.

Walą w barierki

Fotoradar miałby stanąć w miejscu, które sami kierowcy ochrzcili zakrętem idiotów. Dlaczego? Zakręt jest bowiem ostry i nie ma tygodnia – a w niektórych okresach dnia – aby ktoś nie walnął tam w barierki. Wszystkie te zdarzenia wynikają wyłącznie z głupoty kierowców. Zamiast zwolnić, jak nakazują znaki, gnają dalej z ogromną prędkością i bardzo często nie mieszczą się w zakręcie, co kończy się uderzeniem w barierki. Jezdnia w tym miejscu – co jest ewenementem na tego typu ekspresowych dwupasmowych szosach – zakręca bowiem gwałtownie, bo pod kątem 90 stopni. Aby bezpiecznie pokonać tak ostry zakręt, trzeba zwolnić przynajmniej do 60 kilometrów na godzinę, o czym informują znaki drogowe. Najwyraźniej jednak – patrząc na statystyki wypadków – sporo osób je ignoruje. A taki przebieg ulicy jest w tym miejscu uzasadniony. Docelowo właśnie tam z obwodnicą ma łączyć się projektowana droga ekspresowa Mysłowice – Bielsko-Biała. Stąd też od razu tak zaprojektowano przebieg obwodnicy, aby w chwili, gdy nowa szosa stanie się faktem, płynnie i bez konieczności dokonywania większych przeróbek mógł w tym miejscu powstać węzeł komunikacyjny. Problem polega na tym, że z uwagi na opóźnienie w budowie drogi do Mysłowic to, co miało być rozwiązaniem tymczasowym, trwa i stało się utrapieniem kierowców.

Znaki nie wystarczą

Jak ich zdyscyplinować, aby przestrzegali obowiązujących ograniczeń? To pytanie zadają sobie wszyscy odpowiedzialni za bezpieczeństwo w ruchu drogowym, a odpowiedź wdaje się być tylko jedna: montaż fotoradaru. Z informacji uzyskanych w katowickiej GDDKiA wynika bowiem, że nic więcej poza tym, co już tam zastosowano, zrobić się nie da. – Nie dość, że informacja o ograniczeniu prędkości jest powtórzona dwukrotnie (jeden ze znaków zamontowany jest nad szosą na specjalnej bramie), to jeszcze, aby ostrzec kierowców, zamontowano tam pulsujące na żółto światło – mówi Marek Prusak z GDDKiA dodając, że ten fragment ulicy nie jest szosą ekspresową – o czym również kierowców informują znaki. – Jedno, co można by jeszcze zrobić, to zamontować próg zwalniający, lecz przypuszczam, że nawet wtedy byliby tacy, którzy znaleźliby sposób na ignorowanie tej przeszkody – żartuje, bo oczywiście na tego typu drogach progów zwalniających się nie montuje. Dlatego pozostaje tylko fotoradar, który faktycznie mógłby w tym miejscu pomóc jak mało gdzie. Z obserwacji wynika bowiem, że kierowcy zbliżając się do fotoradaru zdejmują nogę z gazu. Co prawda gdy go już miną, zazwyczaj ponownie przyspieszają, lecz tam nie miałoby to już znaczenia, bo dalej znowu podróżuje się równą i prostą jak strzała ekspresówką, na której można ponownie dać po garach. Dlatego GDDKiA pozytywnie odniosła się do pomysłu, lecz to nie ona jest władna, aby ustawić tam fotoradar. Leży to obecnie wyłącznie w kompetencjach ITD.

Trwa analiza…

Zwróciliśmy się do tej instytucji, lecz nie dowiedzieliśmy się zbyt wiele. Co prawda poinformowano nas, że sprawa – na wniosek bielskich samorządowców – jest badana, lecz na razie żadne decyzje nie zapadły. – Wszystko jest na etapie analiz – usłyszeliśmy. W chwili, gdy pojawią się konkrety – jakiekolwiek by one nie były – w pierwszej kolejności zostanie o tych ustaleniach poinformowany Urząd Miejski w Bielsku-Białej – wyjaśnił nam jeden z urzędników ITD

google_news