Wydarzenia Bielsko-Biała Cieszyn

Jak pracuje dziennikarz, gdy spadają bomby? | Як працює журналіст, коли падають бомби?

Anna Czuprina zawitała ubiegłej jesieni na Podbeskidzie i rowerem zwiedziła najciekawsze zakątki Bielska-Białej oraz powiatów bielskiego, cieszyńskiego i żywieckiego. Zdjęcia: Archiwum P. Wysockiego

Trzy czwarte obwodu zaporoskiego w Ukrainie znajduje się pod rosyjską okupacją. Rakiety zabijają cywilów, spadają nawet na budynki mieszkalne, niszczą centrum Zaporoża. Gdy zaczynają wyć syreny, bombardowanie trzeba przeczekać w korytarzu. Brakuje prądu, a ciemność tylko pogłębia przygnębienie. W takich warunkach żyje i pracuje Anna Czuprina, dziennikarka od lat zaprzyjaźniona z naszym wydawnictwem. Walczy z rosyjską propagandą, pomaga chorej krewnej, a mieszkańcom regionu dostarcza cenne informacje w swoich artykułach. Choć pracuje w skrajnych warunkach, to nie upada na duchu. Dziękuje Polakom za wsparcie i zapewnia, że Ukraina zwycięży.

20 lat przyjaźni

Z Anią Wydawnictwo Prasa Beskidzka jest zaprzyjaźnione od dwóch dekad. Wielokrotnie gościła w Bielsku-Białej, a bielscy dziennikarze wyjeżdżali także do 700-tysięcznego Zaporoża, gdzie wydawana jest gazeta „MIG”. Piotr Wysocki, były redaktor naczelny „Kroniki Beskidzkiej” i prezes Wydawnictwa Prasa Beskidzka podkreśla, że dziennikarka do współpracy podeszła twórczo i konkretnie, a zawodowe stosunki szybko przerodziły się w przyjaźń i sympatyczne odwiedziny już na prywatnym gruncie.

Gdy 24 lutego ubiegłego roku Rosjanie rozpoczęli naznaczoną zbrodniami inwazję, Anna Czuprina postanowiła zostać w swoim mieście. Zamiast wsiąść do pociągu ewakuacyjnego, kontynuowała swoją dziennikarską misję. Przebieg pierwszych dni wojny relacjonowała także na naszych łamach. Dzisiaj, już po roku działań wojennych, znowu opowiedziała nam o swojej pracy oraz o codziennym życiu swoim i mieszkańców Zaporoża, położonego w południowo-wschodniej części Ukrainy. Jej opowieść o tym, jakim koszmarem jest wojna i życie w ciągłym stanie zagrożenia jest wstrząsająca, jednak za serce chwyta jej i mieszkańców Zaporoża hart ducha i wiara w to, że przegonią zbrodniczą armię ze swojej ojczyzny.

Ciemność i strach

– Wiosną i latem naloty na Zaporoże były nieprzerwane, ale rakiety spadały na przedmieścia. We wrześniu i październiku trwał już masowy ostrzał. Rakiety spadały na zakłady przemysłowe, a potem także na wielopiętrowe budynki w samym centrum miasta i na osiedla. Było wielu zabitych i rannych. Tego nie sposób wyrazić słowami… – opisuje Anna Czuprina. Jeden ze zbombardowanych budynków znajduje się w samym centrum miasta, przy reprezentatywnej alei Katedralnej. – Do tej pory, gdy przejeżdżam obok, staram się odwrócić głowę w inną stronę. Nie mogę patrzeć bez łez na zrujnowane wnętrze tego domu, z wystającymi gołymi rurami i kaloryferami… – przyznaje.

Pod koniec jesieni i przez większość zimy dochodziło do zmasowanych ataków rakietowych na infrastrukturę energetyczną Ukrainy. – My też mieliśmy przerwy w dostawie prądu. Trzeba było oszczędzać energię – tłumaczy. Odbiorcy energii byli podzieleni na trzy grupy, z których każda musiała się liczyć z tym, że dwa razy dziennie po cztery godziny nie będzie miała prądu. – Harmonogramy wyłączeń zmieniają się cały czas z różnych powodów. Dlatego na naszej stronie internetowej największą popularnością cieszyła się codzienna poranna informacja pt. „Harmonogram przerw w dostawie prądu” – mówi dziennikarka.

Awarie utrudniały codzienne życie i pracę, więc mieszkańcy przygotowali różnego rodzaju baterie, akumulatory i powerbanki. Za podarowanie takiego też sprzętu Anna Czuprina dziękuje Piotrowi Wysockiemu. – Trudno było znieść psychicznie te ciemności. Ulice były zaciemnione, okna pozasłaniane, a przy komputerze można było pracować przy świetle małej lampki stołowej. Obecnie dzień jest dłuższy, a wieczorami – do 23.00 – ulice są oświetlane i jest dużo łatwiej – opisuje.

Obwód zaporoski jest dziś w 75 procentach w rękach najeźdźcy i zagrożenie ciągle nie mija. – Życie w mieście toczy się jednak dalej. Transport działa. Sklepy i targowiska mają wszystkie niezbędne produkty. Studenci uczą się zdalnie. Jest kilka teatrów, muzeów i filharmonii. Jeśli podczas koncertu lub występu włączy się alarm przeciwlotniczy, publiczność schodzi do schronu. Z powodu ciągłych nalotów i częstych ostrzałów, nastroje nadal są ponure. Ja podczas alarmów siedzę na korytarzu przy drzwiach wejściowych, bo to podobno najbezpieczniejsze miejsce w mieszkaniu. Jednak to coraz bardziej przerażające. Tym bardziej, że potem nadchodzi ból, gdy dowiadujemy się, gdzie spadły bomby lub rakiety, co tym razem zostało zniszczone, ilu cywilów zginęło… Ale trzymamy się – zapewnia mieszkanka Zaporoża.

Przesłana nam przez dziennikarkę ikonografika, przedstawiająca ilość rakiet, które spadły na Zaporoże w ciągu roku trwania wojny.

Dziennikarska misja

Praca dziennikarza, gdy wróg jest u bram, wymaga niebywałej inwencji i wytrwałości. Gazety, która jest wydawana od 1939 roku, teraz nie można drukować i dystrybuować. Gospodarka jest w fatalnym stanie, usługi poligraficzne bardzo drogie, nikt się nie reklamuje. Już na początku wojny została garstka dziennikarzy „MIG-a”, która pracowała zdalnie, publikując na stronie internetowej gazety (www.mig.com.ua).

– W maju zdobyliśmy grant z Czech na realizację projektu pn. „Prawda zwycięży zło”. Powstało sześć drukowanych numerów specjalnych. Każdy z nich liczył osiem stron w formacie A3. Wydawaliśmy je przez trzy miesiące, raz na dwa tygodnie, w nakładzie 10 tysięcy egzemplarzy. Gazetę rozprowadzaliśmy bezpłatnie w centrach przesiedleń, supermarketach, szpitalach, bibliotekach i innych miejscach pełnych ludzi. Wszystkie te gazety można też przeczytać w internecie, bo udostępniliśmy je w formacie PDF – informuje reporterka.

W sierpniu i wrześniu dziennikarze z Zaporoża, dzięki pozyskaniu kolejnego grantu, realizowali projekt pn. „Zaporoże. 45 kilometrów od linii frontu”. – Opublikowaliśmy 15 obszernych artykułów o życiu regionu w czasie wojny. Już w grudniu pozyskaliśmy grant z Fundacji Europy Wschodniej (wspierany przez Unię Europejską). Od stycznia 2023 roku realizujemy projekt „Słowo prawdy naszą bronią” – informuje Anna Czuprina. – Dzięki temu wydamy w sumie 10 numerów specjalnych. Dwa razy w miesiącu drukujemy 8-stronicową gazetę w formacie A3 w nakładzie 10 tysięcy egzemplarzy. Wydaliśmy już cztery takie numery, a do maja wydamy jeszcze sześć – uzupełnia. Wszystkie te wydania można czytać na wspomnianej stronie internetowej „MIG-a”.

Ta niezmordowana aktywność naszych kolegów-dziennikarzy jest nieoceniona w obecnej sytuacji Zaporoża. – We wszystkich tych trzech projektach dużą wagę przywiązuje się do walki z rosyjską propagandą. Istnieje również wiele przydatnych materiałów dla osób wewnętrznie przesiedlonych z okupowanych części obwodu zaporoskiego. Obecnie mamy ich około 400 tysięcy. Ludzie czekają aż nasze siły zbrojne przejdą do ofensywy, a ich miasta i wsie zostaną wyzwolone. Marzą o powrocie tam, choć wielu nie ma dokąd wrócić – wszystko jest niszczone przez wroga… – zwraca uwagę Anna Czuprina. Przypomnijmy, że zaporożanka także relacjonowała to, jak pomoc Ukraińcom w wielu wymiarach niosą mieszkańcy Bielska-Białej i powiatu bielskiego. Bo to wsparcie Ukraińcy czują i doceniają.

Wiara w zwycięstwo

Za Anną Czupriną rok wytężonej pracy. Nie tylko pisała wnioski o granty z szefem „MIG-a”, ale też opracowywała projekty, koordynowała pracę dziennikarzy i pisała reportaże. Cały czas wykonywała też standardowe obowiązki dziennikarskie. Jakby tego było mało, uczyła się języka polskiego i odbyła kurs marketingu w social mediach. Wszystko to pozwoliło nie skupiać się na ciągłym wyciu syren alarmowych podczas nalotów. Jednocześnie dziennikarka zajmuje się chorą ciocią i pracuje jako wolontariuszka, bowiem na froncie ciągle są potrzebne siatki do kamuflażu. Tka je wraz z innymi kobietami. Pod wrażeniem jej siły, odwagi, zaangażowania i realizacji dziennikarskiej misji jest Piotr Wysocki, który miał okazję ją zobaczyć pierwszy raz od wybuchu wojny. Jesienią Anna Czuprina zawitała bowiem na Podbeskidzie. Jak to ma w zwyczaju, rowerem zwiedziła cały region, w tym Bielsko-Białą oraz powiaty cieszyński, bielski i żywiecki.

– Po zrealizowaniu dwóch projektów mogłam odpocząć, odwiedzając polskich przyjaciół i spędzić czas z rodziną Lucyny i Piotra Wysockich. Podziałało to kojąco na moje nerwy. Dużo rozmawialiśmy – nie tylko o wojnie. Poszliśmy na grzyby, co dla mnie jest wielką przyjemnością. Wspięłam się na Błatnią i zwiedziłam całą okolicę. Kolejny raz mogłam zachwycić się architekturą Bielska-Białej. Cudownie tu odpoczęłam. Bardzo za to dziękuję – mówi dziennikarka.

Anna Czuprina, jak wszyscy jej rodacy, cały rok śledziła pozytywne informacje z frontu i sukcesy ukraińskiej armii. – Z radością rosła w nas pewność, że wygramy. Od zeszłego lata nie mamy co do tego wątpliwości. Modlimy się, aby sojusznicy jak najszybciej dali naszym obrońcom więcej ciężkiej broni, czołgów, samolotów, amunicji – wylicza. – Jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim naszym sojusznikom, przede wszystkim Polsce, za wsparcie militarne. Za to, że Polska dokłada wszelkich starań, aby Unia Europejska i inne instytucje międzynarodowe pomagały Ukrainie w jak największym stopniu. Wielkie dzięki za pomoc dla naszych wewnętrznych przesiedleńców. Dziękuję także kolegom, przyjaciołom i znajomym za wsparcie moralne i materialne – zaznacza.

– Nie możemy się doczekać naszej kontrofensywy. Wierzymy w zwycięstwo! I mam nadzieję, że wczesną jesienią ponownie odwiedzę Bielsko-Białą. Wierzę, że tak będzie! – puentuje nasza bohaterka.

Aniu, trzymaj się!

 

Tuż po wybuchu konfliktu relację Anny Czupriny zamieściliśmy w tym artykule.

* * * * * 

Gazety w ramach projektu „Prawda zwycięży zło” można przeczytać TUTAJ.

Artykuły w ramach projektu „Zaporoże. 45 kilometrów od linii frontu” dostępne są TUTAJ.

Publikacje zrealizowane dzięki projektowi „Słowo prawdy naszą bronią” są do ściągnięcia TUTAJ.

google_news
12 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Jeremi
Jeremi
1 rok temu

Pomysł mi wpadł do głowy aby ulicę np. Warszawską nazwać ulicą Obrońców Zbaraża

naszym gościom apetyt rośnie
naszym gościom apetyt rośnie
1 rok temu

Natalia Panczenko przedstawiana jako czołowa działaczka ukraińska w naszym kraju w wywiadzie dla radia RMF stwierdziła “dobrze by było, żeby ktoś reprezentował nas w sejmie, to na pewno, skoro tak duża jest społeczność to ktoś miałby tę społeczność reprezentować.”

Gość
Gość
1 rok temu

Na zwycięstwo to jeszcze długo będzie musiała poczekać pani dziennikarka a “w ukrainii ” to rażący rusycyzm od którego aż w tyłku szczypie i zęby bolą

owski
owski
1 rok temu

Pilnujmy naszego języka przed nowomową. Używajmy konstrukcji “na Ukrainie”. Kto pisze i mówi “w Ukrainie”, jak np. nasz kontrowersyjny autor, moim zdaniem pozycjonuje się jako niewolnik nowomowy.

Tadeusz
Tadeusz
1 rok temu
Reply to  owski

Teoretycznie problemu nie ma. Autorytety i najbardziej rzetelne źródła wiedzy na ten temat były do tej pory zgodne. Teraz w sprawie dylematu prof. Miodek: Zdecydowanie “na”. I proszę się nie martwić tym, bo ja teraz słyszę: Litwa jest teraz samodzielnym państwem, Białoruś samodzielnym państwem, Ukraina samodzielnym państwem-powinniśmy przestać z tym “na” i mówimy “w”. Nie, proszę pana. Odwieczna tradycja jest taka, że jeździmy do Urugwaju, do Paragwaju, do Argentyny, do Niemiec, do Portugalii, do Francji, do Hiszpanii. Ale od wieków jeździmy na Węgry, na Litwę, na Łotwę, na Białoruś i na Ukrainę. To jest tylko znakiem, proszę pana, właśnie tych… Czytaj więcej »

sentyment dla własnego wykształcenia?
sentyment dla własnego wykształcenia?
1 rok temu
Reply to  Tadeusz

Pięknie opisałeś z wszystkimi przecinkam, a niepotrzebnie wtrąciłeś “komusze”, minęło 30 lat z okładem jak władza komusza się skończyła i od tej pory jest trochę ludzi w Polsce, którzy już nie pobierali nauk komuszych.

Tadeusz
Tadeusz
1 rok temu

Czy oni te nauki pobierali od rówieśników? Rozumiem, że przekonania twoje mają solidne podstawy korzeniami tkwiące w dość odległych czasach zwanych epoką błędów i wypaczeń. Dowcipnie. Teraz obowiązują nowe tryndy i każde rozpoznane skur.wysyństwo pieszczotliwie nazywane jest niefortunnym zdarzeniem. Co zresztą lewactwo stosuje nagminnie. Za przykład podać można niejakiego Gdulę profesora, korzeniami tkwiącego w rzezi zwanej dla zmyły Rabacją galicyjską. Profesor ów nagminnie krzyczy- to nie moja ręka, łapać złodzieja. Należy w związku z tym wspomnieć o genetyce i bardziej po ludzku solidarności plemiennej. Przytoczyć należy taki cytat: „Znajdujemy się w niebezpiecznej sytuacji, w której wyrażenie opinii stojących w opozycji… Czytaj więcej »

o co chodzi
o co chodzi
1 rok temu
Reply to  Tadeusz

Jest Czarnek, Murdzek nie od niefortunnych zdarzeń.

nie mów hop, póki ....
nie mów hop, póki ....
1 rok temu

Minęło 30 lat władza komusza się skończyła, ale komuchy mają się dobrze, a i dalej część naszego społeczeństwa opiera się na komuszych autorytetach, patrz na jajcarzy z Tefałenu i ich ostatnią akcję dezinformacyjną.

tak, ale
tak, ale
1 rok temu
Reply to  Tadeusz

“Szczerość to najpiękniejsza cecha głupoty”

Tadeusz
Tadeusz
1 rok temu
Reply to  tak, ale

Posiadać cechy głupoty, to nie ujma, skoro przyroda tak chciała. Natomiast inne cechy opisane wyżej zasługują na krótką piłkę znaczitsja strzał, jak mawiają radzieccy czekiści, miałem na myśli oczywiście futboliści. Szczerość.

niegłupie
niegłupie
1 rok temu
Reply to  Tadeusz

raczej szczał