Wydarzenia Bielsko-Biała

Nastolatka gnieździ się w piwnicy. Zapomniał o niej cały świat

W takich warunkach, w piwnicznej suszarni, mieszka nastolatka. Śpi na starej kanapie przyniesionej przez sąsiadkę. Ma koc, poduszkę i walizkę. Nie może wrócić do mieszkania, ale walczy o to przed sądem. Zdjęcia: Marcin Kałuski

Gnieździ się w wilgotnej piwnicy bielskiego bloku, z której i tak jest przeganiana. Cały jej majątek to koc, poduszka, walizka i parę drobiazgów. Na jej dramat nikt nie zwraca uwagi. W sądzie walczy o powrót do mieszkania parę pięter wyżej, a w prokuraturze domaga się ścigania matki i ojczyma za brutalne traktowanie. Tego drugiego oskarża też o gwałt, gdy miała jedenaście lat.

Niewidzialna

Dramat nastoletniej kobiety rozgrywa się w dobrze utrzymanym bloku jednej z największych bielskich spółdzielni mieszkaniowych. W mieszkaniu na piętrze mieszka matka ze swoim partnerem, a w piwnicy – jej córka. Sąsiedzi zdają się tego nie zauważać. – Wiem, że matka wyrzuciła tę dziewczynę z domu. Czasem widzę, jak rano wychodzi ze swoimi bagażami. Podobno chodziła do jakiegoś faceta, który w końcu ją pogonił. Kiedyś przesiadywała na ławce, naprzeciw okna mieszkania, w którym się wychowywała. I wpatrywała się w to okno jakby na złość matce – opowiada sąsiadka. – Rzeczywiście, słyszałam, że ktoś nocuje w suszarni. Ale sama tam nie chodzę. Nie wiem, co się dzieje w tej rodzinie – dodaje inna sąsiadka.

„Beskidzka24” zajrzała do piwnicy ładnego, odnowionego bloku. – Zapraszam – mówi Anna*, uchylając drewniane drzwi z białą tabliczką „Suszarnia”. – Nikt już nie używa tej suszarni zgodnie z przeznaczeniem. Jest tu tylko trochę starych rzeczy zostawionych przez sąsiadów, które – zgodnie z ogłoszeniem spółdzielni – i tak mają zostać wyniesione. Nie wiem, co wtedy zrobię, bo śpię na kanapie porzuconej tu przez sąsiadkę – stwierdza kobieta. W całkiem dużym pomieszczeniu panuje półmrok, bo rozświetla je tylko jedna stara żarówka. Trochę światła dziennego wpada przez dwa miniaturowe zakratowane okna. Wewnątrz panuje wilgoć, ale jest ciepło, co zimą jest dużą zaletą. Biegną tędy rury kanalizacyjne, więc słychać donośne dudnienie, gdy ktoś spuszcza wodę w toalecie.

Każdego ranka bielszczanka z walizką opuszcza piwnicę bloku, w której nikt nie zwraca na nią uwagi. Nawet najbliżsi.

– Oto mój majątek – wskazuje Anna na leżące na starej kanapie koc, poduszkę, torebkę, telefon oraz walizkę. – Resztę moich rzeczy mama zamknęła w piwnicy obok i nie mam do nich dostępu – twierdzi. Na gołej betonowej posadzce, przy samym łóżku, leży trutka na szczury. – Boję się szczurów, a niestety tu włażą – mówi. – Przychodzę tu wieczorem, a wychodzę wcześnie rano, by nie zwracać niczyjej uwagi. Nie chcę się rzucać w oczy sąsiadom, bo i tak mnie stąd przeganiają. Wzywano nawet policję z powodu tego, że tu pomieszkuję. Nie mam tu rzecz jasna toalety. Jestem zmuszona iść za potrzebą na podwórze – przyznaje.

Znikąd pomocy

Nastolatka całe dnie spędza „na mieście”, bardzo często w centrum handlowym. Tam ma dostęp do łazienki. – Na zupę chodzę do „Alberta”. Czasem się tam myję. Pomaga mi też znajomy. Mogę u niego zostawić rzeczy albo skorzystać z toalety, w zamian posprzątam. Ale on ma żonę i nie mogę mu się stale narzucać. Nie jest to żaden mój partner jak twierdzi matka – przekonuje.

Anna twierdzi, że znikąd nie otrzymuje pomocy. – Byłam w MOPS-ie. Oni mi proponują tylko mieszkanie z bezdomnymi w schronisku. Już tego próbowałam i to żadna pomoc. Na żadne inne świadczenia z powodu mojej skomplikowanej sytuacji nie mam co liczyć. A przecież zasiłki otrzymują nawet najgorsi pijacy… – tłumaczy. Pracownik socjalny z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej zna dramatyczne położenie młodej kobiety, ale zasłaniając się ochroną danych osobowych nie chce o niej rozmawiać. Proponuje kobiecie przyjście do ośrodka. I pobyt w schronisku.

– Mimo że nie mam gdzie mieszkać, nie jestem ubezpieczona i nie mam żadnych pieniędzy – nawet na leki i jedzenie, to staram się jakoś sobie poradzić. Chodzę na kurs krawiectwa. Marzę o zrobieniu prawa jazdy. Chciałabym móc pracować – wylicza pani Ania. W jej przypadku jest to o tyle trudne, że mimo młodego wieku cierpi na liczne schorzenia i choroby. Jak czytamy w szpitalnych kartach, ma między innymi nadciśnienie, cukrzycę oraz zaburzenia emocji, zachowania i adaptacji, co było powodem stwierdzenia u niej upośledzenia umysłowego w stopniu lekkim. Przeszła też operację nogi po skomplikowanym złamaniu. W jej nodze tkwią nieusunięte do dzisiaj drut i śruba, ale mimo to porusza się sprawnie. Według lekarzy powinna być stale leczona, ale tak się nie dzieje.

Koszmarne dzieciństwo

Swoją młodość rozgranicza na czas przed i po śmierci swojego ojca. – Powiesił się, gdy miałam sześć lat. Jak mówiła rodzina, był załamany tym, że matka znalazła nowego partnera, mojego późniejszego ojczyma. W kawalerce, w której mieszkałam, miałam swój kąt w kuchni. Wystarczył byle powód – choćby gorszy stopień w szkole czy niepozmywane naczynia – a byłam bita „żyłą”, czyli specjalnie splątanymi do tego celu kablami. Awantury były o wszystko, a bicie co parę dni. Bałam się w szkole mówić, skąd mam te wszystkie siniaki, bo byłam zastraszana. Ale najczęściej ran nie było widać, bo obrywałam w nogi, pośladki i brzuch. Ojczym odgrażał się, że mnie zaj…, gdy skończę 18 lat. Interwencji policji w naszym mieszkaniu nawet nie zliczę – opowiada. – Ciągle byłam wyszydzana z tego powodu, że mam orzeczoną chorobę psychiczną. Ale to oni mnie do niej doprowadzili i nie pozwolili się leczyć w Olszówce. Gdy miałam szesnaście lat, zamknięta w domu i bita przez ojczyma, wyskoczyłam przez okno. Stąd to skomplikowane złamanie nogi. Matka nie zgodziła się na kontynuowanie leczenia – dodaje. Anna pokazuje dokumenty ze szpitala, z których wynika, że jeszcze w maju tego roku miała zostać kopnięta w brzuch przez ojczyma.

Bielszczanka oskarża ojczyma o gwałt. – Zrobił to cztery razy, gdy miałam jedenaście lat. Matka wtedy była na wczasach. Gdy jej to powiedziałam, odparła, że z tego powodu nie będzie sobie rozwalała związku. Ojczym twierdził, że to nieprawda. Nie widziałam wtedy, co mam robić w takiej sytuacji. Bałam się, że mnie zabije, jeśli komuś powiem. Do dzisiaj wszystko pamiętam. Mam to w głowie. I we krwi – łka.

Kobieta mówi, że została wyrzucona z domu przez matkę, gdy skończyła osiemnaście lat. – Choć żyli z mojej renty po ojcu, to wyrzucili mnie bez grosza przy duszy. I mają gdzieś, że mieszkam w tym samym bloku, tyle że w suszarni.

Mama

Matka dziewiętnastolatki wszystkie jej zarzuty określa jako wyssane z palca bzdury. Twierdzi, że córka sama się wyprowadziła w sierpniu 2017 roku, bo poznała „starszego pana”. Czy w takim razie pozwoli jej wrócić do mieszkania? – Nie ma takiej opcji – informuje. Uważa, że na zgodę jest już za późno. Przyznaje, że wie, choć od niedawna, o zarzutach dotyczących gwałtu, ale są one nieprawdziwe.

Matka zaprzecza, że córka mieszka w piwnicy tego samego bloku. Czy jednak to sprawdziła? Nie, bo – jak mówi – do piwnicy nie ma potrzeby chodzić, a córka jest dorosła i może robić co chce.

Bielszczanka wskazuje okno, przez które wyskoczyła, gdy miała szesnaście lat. Mówi, że miała dość bicia. Matkę i ojczyma oskarża o stosowanie przemocy, a mężczyznę na dodatek o gwałt. Sprawą zajęła się prokuratura.

Mówi, że córka zaczęła sprawiać problemy w wieku szesnastu lat. I że udaje taką „sierotkę Marysię”, która jest krzywdzona, a jej nic nie można zarzucić. Matka nie precyzuje jednak, co dokładnie jej córce można by wytknąć. Wskazuje tylko, że w młodości uciekała z domu, co zgłaszała na policję. Przekonuje, że dbała o córkę – chciała posłać ją do szkoły z internatem i wraz z ojczymem jeździła do odległych miast, by leczyć złamaną nogę dziewczyny.

Sądowe batalie

Anna „zaprosiła” matkę do sądu. Toczą się sprawy o przywrócenie jej miejsca w mieszkaniu oraz o alimenty. Złożyła też zawiadomienia do prokuratury. W ostatnim powiadomiła organy ścigania o tym, że była ofiarą gwałtu, przemocy i że nie jest wpuszczana do mieszkania. Jej matka cieszy się z tych postępowań sądowych i prokuratorskich. Jak twierdzi, dzięki temu prawda wyjdzie na jaw i skończą się nieuzasadnione zarzuty jej córki.

„Beskidzka24” nie otrzymała ani od Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej, ani od Prokuratury Rejonowej Bielsko-Biała Północ odpowiedzi na pytania dotyczące złożonego zawiadomienia o gwałcie i bytowania nastolatki w piwnicy. O losie dziewczyny nie chcieli też rozmawiać pracownicy spółdzielni mieszkaniowej. Wskazano nam tylko, że piwnica nie jest od zamieszkiwania i przechowywania mebli. Jedynie w MOPS-ie poradzono, by dziewczyna zgłosiła się po pomoc. – Byłam tam znowu i nadal twierdzę, że MOPS mi w żaden sposób nie pomógł i nie chce pomóc. Za to odradzano mi tam… artykuł – skarży się Anna.

Można odnieść wrażenie, że nastolatka stała się niewidzialna nie tylko dla rodziny i sąsiadów, ale też całego świata.

* Imię bohaterki tekstu zmieniono.

Osoby, które chciałyby pomóc dziewiętnastolatce, mogą kontaktować się z redakcją.
google_news
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Karlos
Karlos
2 lat temu

Zawsze te biedne i poszkodowane osoby z artykułów wygladają conajmniej kuriozalnie .Gdy ja byłem bezdomny ważyłem 49 kilo a mam 189 wzrostu.

edward
edward
4 lat temu

Gdzie jest pomoc społeczna wszędzie włażą z butami a tej młodej kobiecie nie mogą pomóc ruszcie dupy z za biurek i pokażcie co umiecie zrobić