Wydarzenia Bielsko-Biała Żywiec

Nie chciał płacić za akcję Słowaków. Narciarz ryzykował życie swoje i goprowców | WIDEO

Kadr z filmu, który zamieszczamy poniżej. Zdjęcie, wideo: Grupa Beskidzka GOPR

Zaryzykował życie swoje i goprowców, bo bał się, że będą musiały go ratować słowackie służby, za co słono zapłaci. W ekstremalnych warunkach pogodowych narciarz postanowił wrócić na polską stronę i się pogubił pod Pilskiem. Po całonocnej akcji zupełnie wycieńczeni i poranieni członkowie Grupy Beskidzkiej GOPR, którym na domiar złego „padły” skutery śnieżne, uchronili szaleńca przed zamarznięciem. Jego koledzy jeszcze podczas wyprawy ratunkowej uruchomili… zbiórkę pieniędzy dla narciarza, który całą akcję nazwał… pierdołą!

To jedno z najbardziej szokujących zdarzeń z udziałem narciarza tej zimy. Mawia się, że głupota zabija i tak mogło być w tym przypadku. 26-latek naraził jednak nie tylko swoje życie, ale też – zupełnie świadomie – życie ratowników. Sposób, w jaki określił ich poświęcenie, szokuje jeszcze bardziej…

Wszystko zaczęło w piątek, 3 lutego. Jak relacjonował znajomy narciarza skiturowego na jednej z internetowych grup poświęconych narciarstwu, jego problemy zaczęły się około 14.30. Freeride’owiec zjechał z Pilska na słowacką stronę i chciał wrócić na górę. Nie potrafił jednak przykleić fok, które umożliwiają podchodzenie na nartach, choć twierdził, że są niemal nowe i dedykowane do jego modelu nart. – Litości, każdy skiturowiec wie, że foki po zjeździe chowa się za pazuchę (tzn. na klatkę piersiową pod kurtkę), gdzie w parę godzin są w stanie wyschnąć zupełnie! Więc zapewne włożył je bezmyślnie do plecaka – wskazuje znajomy pechowca. Jak dodaje, z podobnym problemem zamarzniętych fok zmagał się jeden z ratowników, ale ten miał zapasową parę.

Skiturowiec, choć był już na słowackiej stronie, postanowił wrócić na Pilsko. Na przemian wchodził na górę w śniegu po pas i próbował przyklejać foki do nart, ale w końcu musiał się poddać. Jego znajomi relacjonują, że gdy do nich zadzwonił, powiedział o swojej sytuacji. Prosił, by dostarczyć mu foki albo załatwić skuter. Wskazał, że bateria w jego telefonie się wyczerpuje. Bał się też tego, że nie był ubezpieczony. Jego kolega próbował przemówić mu do rozsądku. Namawiał, by ten po prostu zjechał do doliny po słowackiej stronie, skąd zostanie odebrany. Ten jednak miał przejawiać determinację, aby dalej się wspinać. Po zakończeniu rozmowy z kolegą wysłał zrzut ekranu z mapą i swoją lokalizacją. Nawet nie skorzystał z aplikacji „Ratunek”, która ułatwiłaby jego lokalizację przez ratowników.

Taki przebieg zdarzeń potwierdzają goprowcy, którzy też zobaczyli wpis na internetowej grupie narciarzy o problemach 26-latka. – Mężczyzna obawiał się kosztów akcji ratunkowej po stronie słowackiej, gdyż nie wykupił ubezpieczenia od takich działań. W wyniku braku kontaktu telefonicznego zaniepokojeni znajomi zgłosili problemy kolegi ratownikom Grupy Beskidzkiej GOPR – informują ratownicy.

Około 16.00 do stacji ratunkowej GOPR-u dotarła informacja od narciarza, że nie jest już w stanie poruszać się w głębokich zaspach, a zmaga się z intensywnymi opadami śniegu, porywistym wiatrem i brakiem widoczności. Ratownik dyżurny ze Szczyrku, który miał chwilowy kontakt z poszukiwanym, poinformował go, że ten znajduje się na terenie Słowacji, stąd konieczne będzie przekazanie wezwania do Horská záchranná služba. Chwilę po tym kontakt się zupełnie urwał. Grupa Beskidzka poinformowała o zdarzeniu Słowaków i sama postawiła w stan gotowości swoich ratowników.

O 19.15 Horská záchranná služba poprosiła GOPR o wsparcie jej działań poszukiwawczych. – Z Hali Miziowej w rejon działań udały się pierwsze zespoły ratowników. W międzyczasie do stacji ratunkowej docierali kolejni ratownicy, których dysponowano w teren górski. Równocześnie ratownicy prowadzili wywiad, który pozwolił na ustalenie dodatkowych informacji, m.in. lokalizacji samochodu osoby poszukiwanej, który odnaleziono poniżej Polany Strugi w Korbielowie. Działania ratunkowe były prowadzone w ekstremalnych warunkach pogodowych – wiatr do 80 km/h, intensywny opad śniegu, widoczność ograniczona do kilku metrów, głębokie zaspy, miejscowe zagrożenie lawinowe. W terenie działało 49 ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR, którzy przeczesywali wyznaczone sektory na nartach skiturowych i w miejscach, gdzie teren na to pozwalał – na skuterach śnieżnych – opisują członkowie Grupy Beskidzkiej.

Dramatyczny przebieg akcji najlepiej obrazuje relacja jednego z ratowników. – Jako jeden z dwóch zespołów mieliśmy za zadanie zbadać wschodnie i zachodnie zbocza Pilska od szczytu. Zjeżdżając powoli w dół nawoływaliśmy. W pewnym momencie usłyszeliśmy desperacką odpowiedź i po pewnym czasie słaby błysk czołówki. Była 2.30 w nocy. Zobaczyliśmy mężczyznę stojącego w zagłębieniu terenu, w śniegu do połowy uda. Był przemoczony, wychłodzony i skrajnie wyczerpany torowaniem w głębokim śniegu przez ponad 10 godzin. Natychmiast użyto pakietów grzewczych i namiotu ratunkowego, podjęto próby przesłania lokalizacji i łączności ze stacją na Hali Miziowej. Po około 30 minutach w rejon odnalezienia dotarły skutery śnieżne. Niestety, w wyniku działań w bardzo trudnym terenie, jeden ze skuterów uległ awarii. Nie był również możliwy transport poszkodowanego w akii (saniach – przyp. red.) za drugim skuterem, który również miał problemy techniczne. Ratownicy zmuszeni byli o własnych siłach transportować akię z ratowanym przez blisko dwa kilometry do SR Hala Miziowa, gdzie dotarli o 4.10. W dyżurce poszkodowany został przejęty przez ratowniczkę medyczną Grupy Beskidzkiej GOPR. Po szybkim badaniu, zmianie mokrego ubrania, dołożeniu pakietów grzewczych i śpiwora, został przetransportowany w akii za skuterem do Korbielowa, gdzie został przekazany zespołowi ratownictwa medycznego – opowiada ratownik.

Ostatni zespół ratowników dotarł do stacji na Hali Miziowej dopiero o 6.30. – Wyprawa zakończyła się o 7.00, lecz nie był to koniec działań dla ratowników – w kolejnych godzinach niezbędne było odzyskanie zostawionego w terenie sprzętu, naprawa skuterów śnieżnych, zamiana sprzętu itd. Wyprawa była jedną z trudniejszych, którą przyszło nam prowadzić w ostatnich latach na terenie Grupy Beskidzkiej GOPR. Kilku ratowników doznało mniejszych lub większych urazów, każdy z uczestników poświęcił w niej ogrom sił – wskazują goprowcy.

Myliłby się ten, który by sądził, że w głowie narciarza zrodziła się jakakolwiek zdrowa refleksja. Znajomy, który starał się mu pomóc, sam go krytykuje. Spotkał go po paru dniach na Polanie Strugi w Korbielowie. – Oczywiście, bardzo nam podziękował za zorganizowanie całej akcji, ale też zapytał mnie, cytuję: „chyba nie będę musiał bulić za taką pierdołę, jak myślisz?”. Skoro w pierwszych dwóch zdaniach mówi mi „siema, właśnie wracam ze szpitala, bo jak mnie znaleźli miałem 32,5 stopnia Celsjusza, mam lekkie braki czucia w palcach, a teraz jadę na Miziową do schroniska zabrać swoje rzeczy z pokoju”, a w następnym zdaniu nazywa całą akcję pierdołą, to niemal jestem pewien, że miałby do nas spore roszczenia, gdyby został obarczony kosztami akcji ratunkowej Słowaków – napisał w internecie znajomy narciarza, który narobił takiego bigosu.

Wydaje się to absurdalne, ale w momencie gdy narciarz był ciągle poszukiwany, tenże znajomy w internecie… uruchomił zbiórkę pieniędzy na pokrycie kosztów akcji. – Cóż chciałem mu pomóc i założyłem sławną zrzutkę, aby czuł jakieś wsparcie. Byłem pewien, że zrzutka zostanie właśnie tak odebrana i wcale mnie to nie dziwi – tłumaczył się członkom jednej z grup narciarskich. Bo zrzutka dla nieodpowiedzialnego narciarza – jak łatwo się domyślić – nie spotkała się nawet z przychylnym przyjęciem narciarzy ze środowisk skiturowych i freeride’owych.

– Cała kasa ze zrzutki – 159 zł (w tym 50 zł ode mnie, bo tyle wpłaciłem) – została przekazana na fundację GOPR. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy mieli ochotę wpłacić kasę na ewentualne konsekwencję głupoty, jaką wykazał się wspomniany kolega. Wszystkie osoby, które wysłały kasę dostały maila z propozycją zwrotu wpłat na zrzutkę – nie ma problemu jeśli nawet nie doczytało się opisu i ktoś się czuje wprowadzony w błąd – rozliczył się publicznie znajomy narciarza. I, namawiając do ubezpieczenia się podczas uprawiania tego rodzaju sportów ekstremalnych, spuentował: – Najprawdopodobniej cała akcja ratunkowa zostanie pokryta z naszych kieszeni, gdyż wpierw podjęli akcję goprowcy i to oni znaleźli poszkodowanego po polskiej stronie, na którą resztkami sił udało się dotrzeć poszkodowanemu. Czyli tak naprawdę – chcąc czy nie chcąc – zrzucimy się na nią my wszyscy.

Goprowcy, którzy już wiele przeżyli, tymi wydarzeniami są poruszeni. – Jako ratownicy staramy się nigdy nie oceniać zachowań osób ratowanych, szczególnie znajdujących się w trudnej sytuacji i w ekstremalnych warunkach pogodowych. Wypadkom w górach można jednak zapobiegać, warto więc mówić o tym, co poszło nie tak. Prawdopodobnie gdyby ratowany nie był sam, miał naładowany telefon lub wysłałby zgłoszenie przez aplikację „Ratunek”, pomoc nadeszłaby w przeciągu kilku godzin. Jak można przypuszczać, obawa przed kosztami akcji spowodowała trudną do zrozumienia decyzję mężczyzny o torowaniu w głębokim śniegu pod górę i próbę powrotu na szczyt Pilska, z którym rozminął się kilkaset metrów, zapuszczając się coraz głębiej w bardzo trudno dostępny teren. Decyzja ta mogła kosztować życie młodego mężczyzny – nie kryją. – Apelujemy o rozwagę i przestrzeganie podstawowych zasad poruszania się zimą w górach. Przypominamy równocześnie, że rejon Pilska od strony słowackiej jest rezerwatem przyrody o najwyższym stopniu ochrony i jakiekolwiek poruszanie się w nim na nartach jest zabronione i karane przez słowackie służby – dodają przy tym.

– Mamy w naszym kraju naprawdę najlepszych ratowników na świecie. Zauważcie, że pomoc przychodzi niemal zawsze, nawet jak spadną ci raki, odklei się foka, zaklinuje się lina czy nie masz czołówki – to z kolei wniosek znajomego poszukiwanego narciarza, który starał się mu pomóc na wszelkie sposoby, a przy tym musiał zmagać się z falą krytyki po uruchomieniu zbiórki.

google_news
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Tadeusz
Tadeusz
1 rok temu

Cretinos Montanos

Ha
Ha
1 rok temu

Taki artysta nie powinien zostać anonimowy.