Bielsko-Biała Sport

Nie jestem przyspawany do stołka

Z prezesem BBTS-u Bielsko-Biała Piotrem Pluszyńskim o przyczynach klęski, jego odpowiedzialności i planach na przyszłość oraz o jagnięciu pragnącym wilka rozmawia Wojciech Małysz.

Co będzie z siatkówką w BBTS-ie po spadku klubu z PlusLigi?

Piotr Pluszyński, prezes BBTS-u: Na spadku świat się nie kończy i siatkówka męska w Bielsku-Białej też się nie skończy. To nie jest pierwszy spadek BBTS-u w historii. Ostatni był w sezonie 2003/2004 i udało się wrócić do elity. Na razie jesteśmy przypisani do I ligi. Musimy spełnić pewne warunki, żeby w niej rywalizować, ale skoro radziliśmy sobie w PlusLidze, to poziom niżej też nie będzie problemu. Problem może powstać przy zapewnieniu źródeł finansowania. Dlatego też z poważnymi ocenami zakończonego sezonu chcę w pierwszej kolejności zapoznać naszych dobrodziejów, którzy nas wspierali, przede wszystkim miasto Bielsko-Biała i prezydenta Jacka Krywulta. Musimy się dowiedzieć, jak widzi dalsze funkcjonowanie klubu i wspieranie siatkówki na tym poziomie rozgrywkowym. Na razie kończymy sezon 2017/2018, ponieważ zawodnicy mają kontrakty do końca maja.

Jak będzie wyglądała drużyna, która zagra w I lidze?

Niewiele można powiedzieć na ten moment. Pięciu zawodników ma jeszcze kontrakty na następny sezon, ale nie możemy być pewni, że któryś nie zrezygnuje. Ta piątka to Szczepan Czerwiński, Mariusz Gaca, Jarosław Macionczyk, Kajetan Marek i Tomasz Piotrowski. Na razie nie wiemy, kto będzie dostępny na rynku, a nawet gdybyśmy wiedzieli, to i tak najpierw muszą się „nasycić” możni. I liga to mniej prestiżowe rozgrywki niż PlusLiga. Zawodnicy mają tu mniejszą szansę na pokazanie swoich umiejętności, więc trudniej ich przyciągnąć. Sądzimy, że nie utrzymamy Piotrka Łukasika, na pewno odejdą Rosjanie Oleg Krikun i Wiaczesław Tarasow oraz Australijczyk Harrison Peacock. Zawodnicy zagraniczni sporo kosztują, a do tego dochodzą dodatkowe opłaty na federacje. Żeby ich zachęcić do pozostania w Polsce trzeba by im zaoferować większe pieniądze – rekompensatę za występy w niższej lidze, a tego na pewno nie zrobimy.

Nie martwi się pan, że po niepowodzeniu drużyny straci stanowisko prezesa?

Sam oddam się do dyspozycji. Jeżeli ktoś uzna, że coś zawaliłem, a ktoś inny zrobi to lepiej – proszę bardzo. Może nawet będę szczęśliwszy, że mnie ktoś z tego wyzwoli. To nie jest tak, że ja się kurczowo trzymam stanowiska. Od 1999 roku jestem we władzach klubu. Co dwa lata są wybory – nie było i nie ma chętnych. Nie jestem przyspawany do stołka. Ale wiem, że kozioł ofiarny zawsze musi być. Najłatwiej dokonać zmiany personalnej.

Za coś pan chyba jednak odpowiadał…

Jestem odpowiedzialny za powierzenie drużyny takiemu, a nie innemu sztabowi szkoleniowemu. Trener Rostislav Chudik miał udaną końcówkę poprzedniego sezonu, więc na niego postawiłem. Nie wiem czy to był błąd, nie chcę tego tak jednoznacznie nazywać, ale coś było nie tak, skoro nie udało nam się utrzymać w lidze. Potem próbowaliśmy to skorygować, ale nie udało się. Długa seria porażek na początku sezonu została w głowach zawodników. Być może błędem było, że nie sięgnęliśmy po psychologa? Bo to niemożliwe, żeby przegrywać sety, w których prowadzi się 24:19 albo 17:10. Powtarzałem za Sztaudyngerem: „Jak ocalić takie jagnię, które samo wilka pragnie?” Rozmawialiśmy o tym psychologu. Ale po pierwsze trzeba by znaleźć psychologa sportowego. A wracając do trenerów: to też nie jest tak, że bierzemy kogo zechcemy. Wiadomo, ile by nas kosztował Raul Lozano, bo jego menedżer odezwał sie do nas w ubiegłym sezonie. Rozmawiałem też wtedy ze Stefanem Antigą, ale spóźniłem się dwa tygodnie. Jego warunki były finansowo znośniejsze.

Co dalej z trenerem Pawłem Gradowskim?

Na pewno nie zostawimy go na lodzie. Czy pozostanie w roli pierwszego trenera – nie wiem. To też będzie zależało od naszych dobrodziejów. Może będą chcieli postawić na trenera bardziej doświadczonego, licząc na szybszy powrót do elity? W takim wypadku trener Gradowski może znowu byłby asystentem? To się okaże. Powierzając mu rolę asystenta doświadczonego trenera Chudika, uważaliśmy, że to będzie dobra mieszanka. Potem trener Gradowski przejął zespół, podjął się trudnego zadania i chwała mu za to. Może zabrakło mu doświadczenia, do tej pory nie pracował ze starymi wygami. Ale to jest gdybanie…

Wracając do pańskiej odpowiedzialności: czy porażką klubu nie była niska frekwencja na meczach BBTS-u?

Kibice przychodzą wtedy, gdy się wygrywa. Tak jest wszędzie, nie tylko u nas. W pierwszym sezonie naszej gry w elicie kibice byli ciekawi drużyn, które nigdy nie przyjeżdżały do Bielska-Białej. A przecież to były topowe drużyny nie tylko w Polsce, ale i w Europie. To był pierwszy sezon, nasz najgorszy, zajęliśmy ostatnie miejsce. W kolejnych było już słabiej z frekwencją. Nie ma zwycięstw, nie ma kibiców. Zresztą ilość kibiców spadła prawie wszędzie, poza jednym, dwoma wyjątkami. Tak wynikało z badań zrobionych w ubiegłym roku.

Czy możemy przyjąć, że celem BBTS-u będzie szybki powrót do PlusLigi?

Po to gra się w I lidze, żeby awansować do PlusLigi, to jest oczywiste. Natomiast czy to jest realne – nie wiem. Ostatnim razem po spadku czekaliśmy na awans dziewięć lat. Chcielibyśmy tym razem nie czekać tak długo. Oby poszło nam tak, jak Częstochowie, która zaraz po spadku ponownie puka do elity. Ale czy to się uda – nie wiem. W I lidze też grają dobrzy zawodnicy, a walka jest czasem bardziej zażarta niż PlusLidze. Nie ma przepaści między tymi rozgrywkami. Dzisiaj jest za wcześnie, by prognozować co się wydarzy w przyszłym sezonie. Na pewno mamy chęci i wolę, by wrócić do grona najlepszych, ale zdajemy sobie sprawę, że to nie może być jedyny argument. Bo może się okazać niewystarczający.

 

google_news