Wydarzenia Bielsko-Biała

Od pożaru do pożaru

Nie ma chyba bielszczanina, który choć raz nie odwiedziłby schroniska na Magurce Wilkowickiej. Obiekt ten jest celem wędrówek nie tylko zaprawionych w bojach górskich wędrowców, lecz także mniej wprawnych miłośników górskich spacerów. Nie wszyscy jednak wiedzą, że schronisku stuknie w tym roku 115 lat!

Przypominamy więc historię tego miejsca, bo jest co wspominać. Magurka Wilkowicka to czwarty co do wysokości szczyt Beskidu Małego. Nie posiada jakiegoś wybitnie atrakcyjnego wierzchołka, lecz formę ciągnącego się na przestrzeni około dwóch kilometrów górskiego grzbietu o w miarę jednakowej wysokości. Góra od zawsze była miejscem aktywności człowieka. Na rozległych polanach przez wieki wypasano między innymi owce. Już sama jej nazwa warta jest omówienia. Otóż określenie „Magura” lub „Magurka” jest w Beskidach, i nie tylko, bardzo popularne. Tylko w najbliższym sąsiedztwie Bielska-Białej istnieją dwie – chętnie odwiedzane przez turystów – góry o takiej właśnie nazwie. Jedna to Magurka Wilkowicka, a druga to Magura obok Klimczoka.

Dziwna nazwa Może się wydawać, że nazwa ta wywodzi się od słowa „góra”. „Magura” pisze się jednak poprawnie przez „u” a nie „ó” (do II wojny światowej dość powszechną była pisownia nazwy „Magura” przez „ó”). Całe zamieszanie wzięło się stąd, że Magura to nie jakaś tam „ma góra”, lecz słowo pochodzenia wołoskiego, oznaczające wyniosły, samotny masyw górski. Zostało ono najprawdopodobniej zaczerpnięte wcześniej z języka pradawnych Słowian, a dokładniej słowa „mogyla”, czyli po prostu mogiła (kurhan), jakim określano górę o kopulastym kształcie lub obłe wzniesienia. Można więc przyjąć, że to właśnie wołoscy pasterze jako pierwsi skolonizowali ten masyw i nadali mu własną nazwę. Do odróżniania tej „Magury” od innych używa się dodatkowo przymiotnika „Wilkowicka”, a czasami (między innymi w przedwojennych przewodnikach Kazimierza Sosnowskiego) „Łodygowicka”.

Wspaniałe widoki Turyści odwiedzają ten szczyt chyba od momentu, gdy tylko ludzie wpadli na pomysł, że po górach warto chodzić także dla samej przyjemności. Wielkim turystycznym atutem Magurki było jej położenie w pobliżu Bielska i Białej, a także stosunkowo łatwe i mało wymagające podejście. Przy czym rozległość masywu sprawia, że dostać się tam można wieloma bardzo różnorodnymi szlakami. Gdy już tam się człowiek wdrapie, nagrodą są wspaniałe widoki roztaczające się prawie we wszystkich kierunkach.

Z kolei rozległe polany i hale od dawna zachęcały do zimowej aktywności. Nic więc dziwnego, że już w 1903 roku na Magurce powstało schronisko turystyczne.

Wzniósł je katowicki oddział niemieckiej organizacji turystycznej Beskidenverein. Schronisko na „Josefsberg” uruchomiono we wrześniu tegoż roku. Niemcy nazywali tak Magurkę od źródła świętego Józefa usytuowanego przy szlaku wiodącym z Mikuszowic, przy którym stała kapliczka z figurą tego świętego. Był to drewniany budynek na murowanym fundamencie z odkrytą werandą. Dysponował 24 miejscami noclegowymi, a także dużą jadalnią.

Arcyksiężna patronką Dwa lata później schronisko się spaliło (niektóre źródła podają, że popadło w ruinę w wyniku zaniedbań). Zostało jednak odbudowane przez bielski oddział „Beskidenverein” i ponownie uruchomione w sierpniu 1907 roku. Otrzymało wtedy nazwę „Erzherzogin Maria Theresia – Schützhaus auf dem Josefsberge” (Arcyksiężna Maria Teresa – schronisko na górze Józefa) – i nie była ona przypadkowa. Maria Teresa Habsburg, żona Karola Stefana Habsburga, pani na żywieckich włościach, była wielką miłośniczką sportów zimowych. Wspierała zarówno turystykę jak i sport, który jednocześnie czynnie uprawiała. Niewykluczone, iż to właśnie żywieccy Habsburgowie wsparli groszem odbudowę schroniska. Pod patronatem Marii Teresy na Magurce odbywały się między innymi zawody narciarskie. Sama arcyksiężna bardziej upodobała sobie saneczkarstwo. Stąd też była częstym gościem schroniska, w którym miała zawsze do dyspozycji własny pokój. Ta zapalona saneczkarka o mało nie zginęła oddając się swej pasji. Na sankach miała bowiem poważny wypadek – co prawda nie na Magurce, lecz w Świnnej, na Żywiecczyźnie – który mógł skończyć się tragicznie. Aby poskładać połamaną arcyksiężną, trzeba było do Żywca sprowadzić wybitnych lekarzy aż z Wiednia.

O popularności obiektu na Magurce niech świadczy to, że tylko w pierwszym roku po odbudowie odwiedziło go ponad 3 tysiące turystów. Wzięciem cieszyło się głównie u narciarzy. Szczególnie po tym, jak w Bielsku powstał klub narciarski skupiający niemieckich sympatyków tego sportu. Pięć lat później obiekt ponownie strawił ogień. Niewykluczone, że podpalili go Polacy w odwecie za antypolskie wystąpienia niemieckich turystów z „Beskidenverein”.

Rok później schronisko zostało po raz kolejny odbudowane. Tym razem postawiono na Magurce duży, piętrowy, murowany budynek. Był to podówczas na wskroś nowoczesny i komfortowy obiekt. Posiadał 64 miejsca noclegowe, restaurację (piwiarnię) oraz obszerną jadalnię. Była też suszarnia i przechowalnia nart oraz sanek. Przy schronisku istniał tor saneczkowy (ciągnął się w kierunku Straconki), a nieco później wybudowano tam także niewielką skocznię narciarską. Właściwie w okresie zimowym obiekt był traktowany nie jako typowe górskie schronisko, lecz jak centrum sportów zimowych. Funkcjonowała przy nim także stacja meteorologiczna.

Arena konfliktów Należący do Niemców obiekt był w tamtych czasach także areną licznych konfliktów, do jakich dochodziło pomiędzy polskimi a niemieckimi turystami. Między innymi, w czerwcu 1914 roku doszło tam do starcia niemieckich bojówkarzy z członkami polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, w wyniku czego schronisko zostało zdemolowane. Było to pokłosiem wydarzeń jakie 28 czerwca rozegrały się nad Białą, kiedy to niemieccy bojówkarze udaremnili polskim „Sokołom” przemarsz z Białej do Bielska. Manifestacja była częścią obchodów 10-lecia istnienia „Sokoła”, a organizatorzy obchodów mieli oficjalną zgodę władz na zorganizowanie przemarszu. Do Białej zjechało z tej okazji z całej Galicji ponad 2 tysiące „Sokołów”, co nie spodobało się niemieckim nacjonalistom. Doszło do ogromnej bijatyki, a w odwecie za udaremnienie przemarszu Polacy zaczęli atakować między innymi Niemców, w tym także turystów wędrujących po polskich Beskidach (sprawdzano im między innymi paszporty). Atakowano również obiekty należące do „Beskidenverein” czy innych niemieckich organizacji. Ofiarą tych wydarzeń padło właśnie schronisko na Magurce.

W latach dwudziestych minionego wieku obiekt wydzierżawił Karol Sikora. Prowadził je właściwie aż do końca II wojny światowej. Schronisko na Magurce jako jedno z nielicznych w Beskidach uniknęło losu wielu podobnych mu obiektów. Nie zostało bowiem zniszczone ani nawet rozszabrowane. Ponoć wycofujący się Niemcy zabrali z niego wyłącznie pościel. Powojenna modernizacja Zaraz po wojnie przejęło go Polskie Towarzystwo Tatrzańskie i od razu uruchomiło. Do budynku doprowadzona była wtedy linia elektryczna, telefon i wodociąg, co w ówczesnym czasie czyniło zeń obiekt bardzo nowoczesny i duży. Przenocować w nim mogło około 70 osób. W latach 1972-1973 obiekt – należący już wtedy do PTTK – przeszedł gruntowny remont. Schronisko nie przyjmowało wtedy turystów, a w budynku funkcjonował jedynie bufet. Choć w czasie prac mocno przebudowano i na nowo urządzono wnętrza, to jednak zewnętrzna bryła budynku nie została zmieniona i dzisiaj wygląda on mniej więcej tak samo jak w latach 20. ubiegłego wieku.

Uroczyste otwarcie schroniska po remoncie miało miejsce w maju 1974 roku. Od tego momentu służy ono turystom nieprzerwanie – aż do dzisiaj. Odwiedzają go zwłaszcza bielszczanie, dla których jest częstym celem weekendowych wypadów w góry.

Widok na Tatry

Warto wiedzieć, że nie było to jedyne schronisko turystyczne, jakie działało niegdyś na Magurce Wilkowickiej. Na przełomie XIX i XX wieku, mieszkaniec Łodygowic Karol Sikora (to jego syn prowadził później schronisko na Magurce) wybudował na polanie Spalone w południowo-wschodniej części grzbietu Magurki niewielki drewniany budynek z werandą i urządził w nim prywatne schronisko turystyczne. Mogło ono pomieścić około 30 osób (także na strychu), dysponowało restauracją oraz jadalnią. Jednak największym jego atutem był wspaniały widok, jaki roztaczał się z werandy. Podziwiać z niej można było nie tylko pobliskie Beskidy, lecz także panoramę Tatr. Stąd też schronisko nosiło nazwę „Widok na Tatry”. Właścicielowi zależało, aby odwiedzali je zarówno polscy jak i niemieccy turyści, jednak to ci pierwsi pojawiali się tam najchętniej. Z zasady omijali bowiem oddalony o około 20 minut marszu obiekt należący do „Beskidenverein”. Schronisko to działało jeszcze do lat 60. ubiegłego wieku. W 1967 roku spłonęło w niewyjaśnionych okolicznościach. Do dziś na polanie zobaczyć można jeszcze resztki jego fundamentów.

Z kolei na początku lat 30. ubiegłego wieku Robert Urbanke wybudował na polanie położonej na północnym krańcu Magurki (mniej więcej w miejscu, gdzie rozgałęziają się szlaki prowadzące na Przegibek i Rogacz) drewniane schronisko na kamiennej podmurówce. Stacja turystyczna Roberta Urbanke – jak oficjalnie nazwał się ten obiekt – przetrwała jednak zaledwie dwa lata. W 1935 roku schronisko – a jakże – spłonęło. Jego właściciel wraz z żoną opuścili wtedy Magurkę i wybudowali nowe schronisko na Trzech Kopcach w Beskidzie Śląskim (obiekt też już nie istnieje) cieszące się wielkim powodzeniem zwłaszcza wśród polskich turystów.

google_news