Wydarzenia Bielsko-Biała Czechowice-Dziedzice

Pitawal głupoty. I zbóje bywają śmieszni

Na takie gadżety oraz górę narkotyków skradzioną forsę przepuściła banda wyrostków. Fot. Komenda Miejska Policji w Bielsku-Białej.

Przestępcy może i budzą grozę, ale wielu z nich nie grzeszy bystrością. Czasem odstawiają takie numery i popisują się taką mieszanką buty i głupoty, że budzą jedynie uśmiech politowania. A nawet wywołują gromki śmiech i zdobywają ogólnopolską sławę. W kronikach policyjnych z minionego roku znajdzie się też wielu innych cudaków, którzy wprawdzie przestępcami nie są, ale zapisali się w nich złotymi zgłoskami. Oto pitawal głupoty, czyli przegląd najgłupszych wyczynów lokalnych łobuzów i oryginałów.

Skradziony rozum

W pudle do swoich złodziejskich „sukcesów” na pewno by się nie przyznali. Bo rola błaznów zbrzydła im już chyba na wolności.

Ostatni weekend stycznia będzie niezapomniany dla tych młodych ludzi, o wyczynach których było bardzo głośno. Zaczęło się od kradzieży klucza do mieszkania. Nastolatkowie weszli do lokalu przy ulicy Tetmajera w Czechowicach-Dziedzicach, skradli stamtąd 85 tysięcy złotych w gotówce i ruszyli w wielki świat. W ciągu weekendu przepuścili ponad 60 tysięcy złotych, doskonale się bawiąc w oparach najdroższych alkoholi i narkotyków. Jako pierwszy w ręce policjantów wpadł 16-latek, który najwyraźniej przeholował z dobrą zabawą i… złamał rękę. Chłopak zgłosił się na izbę przyjęć cieszyńskiego szpitala. Najwyraźniej bogacz nie miał zamiaru tkwić z szaraczkami w długiej kolejce. Niczym boss mafii rzucił na blat 16 tysięcy złotych w gotówce i stanowczo polecił lekarzom: „Operować!”. Wkrótce „operacji” podjęli się funkcjonariusze, którzy zabezpieczyli gotówkę, a hojnego pacjenta umieścili w policyjnej izbie dziecka, której podwoje raczej nie przypadły do gustu przestępczemu baronowi. Po kilku dniach udało się dopaść jego dwóch kolegów w wieku 18 lat bawiących w hotelach. Otoczyli się najdroższymi gadżetami, w tym iPhonami po 6 tysięcy złotych za sztukę (!), modnymi butami za 900 złotych czy słuchawkami za 1,5 tysiąca. Do tego mieli zapas marihuany i amfetaminy. Wszystko to musieli oddać, a później stawić się w sądzie.

Do osobliwej awantury doszło 10 marca w Dankowicach. Mężczyźni wracali z suto zakrapianej imprezy. Zaczepili właściciela posesji i zapytali, czy mogą zabrać z ogrodu… kurę na rosół. Zaskoczony mężczyzna odmówił. Wówczas nastolatkowie stali się wyjątkowo agresywni. Grozili mężczyźnie śmiercią. Zaatakowali go, pobili i skopali po całym ciele. Uszkodzili też bramę wjazdową do sąsiedniej posesji i skrzynkę na listy. Nagły atak głodu skończył się dla nich za kratami. Czy choć tam dostali rosół – nie wiadomo.

Do nietypowego zdarzenia doszło 7 października. Dwaj obywatele Ukrainy w wieku 19 i 22 lat, zatrudnieni w firmie budowlanej w Międzyrzeczu Dolnym, po południu zwinęli należącego do ich pracodawcy dostawczego fiata ducato i wybrali się na przejażdżkę. Nie trwała jednak długo, bo już na ulicy Cieszyńskiej w Bielsku-Białej 22-letni kierowca tak się zagapił, że przydzwonił w tył autobusu miejskiego. Na tym „skok roku” się zakończył.

Czy ogolony na łyso dresiarz może być koneserem sztuki? W listopadzie bielska komenda policji upubliczniła wizerunek młodego mężczyzny, który prawdopodobnie odpowiada za kradzież z 7 maja. Wtedy bowiem z centrum handlowego przy ulicy Mostowej w Bielsku-Białej skradziono obraz o nazwie „Czarna kobieta”, wyceniony na 2,8 tysiąca złotych. Kolekcjoner był tak zachwycony dziełem sztuki, że zapomniał o tym, by nie wdzięczyć się przed kamerami monitoringu. Dzięki nagraniom być może uda się go wkrótce złapać.

Koneser sztuki w dresie jest poszukiwany przez policję. Poznajesz go? Fot. Komenda Miejska Policji w Bielsku-Białej

Po kilku głębszych

Po alkoholu niektórym zbiera się na odwagę. U części ludzi poziom śmiałości sięga już brawury i szaleństwa, co później kończy się w celi albo – w najlepszym przypadku – w izbie wytrzeźwień.

Do szokującego zdarzenia doszło 20 maja w Bujakowie. Ojciec wraz z dwoma synami wtargnęli na prywatną posesję 50-letniego mężczyzny. Najstarszy zażądał zapłaty wynagrodzenia za wykonaną pracę. W prywatnej firmie przepracował bowiem pół… dnia, po czym opuścił stanowisko i tyle go widziano. – Kiedy mężczyzna odmówił, napastnicy zaatakowali go i dotkliwie pobili pałką teleskopową. Zdewastowali też jego samochód, powodując szkody w wysokości blisko dwóch tysięcy złotych – informowała Elwira Jurasz, rzecznik bielskiej komendy. Zaalarmowani o zdarzeniu policjanci chwilę później zatrzymali podejrzanych o te przestępstwa 52-letniego ojca i jego dwóch synów wieku 24 i 27 lat. Wszyscy mieli po ponad trzy promile, a samochód prowadził ten, który miał… sądowy zakaz. Sąd z miejsca podjął decyzję w wpakowaniu całej trójki na kilka miesięcy do aresztu, by tam poczekała na wyrok.

5 sierpnia około 2.30 w rejonie ulicy Wapiennej w Bielsku-Białej dwie koleżanki urządziły sobie spotkanie towarzyskie w plenerze, popijając przy tym alkohol. Na początek powiadomiły służby o tym, że w śmietniku palą się śmieci. Wtedy 30-latka wpadła na pomysł, aby jeszcze bardziej zaangażować służby mundurowe. Niewiele (albo wcale) myśląc, z telefonu koleżanki zadzwoniła pod numer alarmowy i poinformowała o tym, że w komendzie przy ulicy Wapiennej… jest bomba. Następnego dnia bolała ją głowa nie tylko z powodu kaca. Bo zapukali do niej policjanci. I mieli bombową wiadomość – za takie głupie żarty kodeks przewiduje nawet osiem lat paki.

Do nietypowego zajścia doszło 2 sierpnia około 17.00 niedaleko OSP Lipowiec w Czechowicach-Dziedzicach. Mieszkańcy powiadomili straż miejską o tym, że dwóch mężczyzn pije alkohol i rozbija butelki. Funkcjonariusze przybyli na miejsce. Jeden mężczyzna zachowywał się spokojnie i stosował do poleceń. Jednak problemy pojawiły się przy rozliczaniu drugiego jegomościa. Ściskając w ręku zamkniętą butelkę z piwem, ani myślał przejmować się strażnikami. Odmówił wylegitymowania się i próbował się oddalić. Jednocześnie straszył strażników pracującym w policji synem, a nawet próbował namówić funkcjonariuszy do rozmowy telefonicznej z nim. Gdy to nie pomogło, oznajmił, że córka pracuje w… SB. Jako że dalej stawał okoniem, został obezwładniony i z mandatem, w asyście strażników, wrócił pod opiekę córki, która na groźnego esbeka nie wyglądała…

W Czechowicach-Dziedzicach takich oryginałów jest więcej. 15 października strażnicy miejscy odwieźli do izby wytrzeźwień 68-latka. Nie minęła nawet doba, a musieli… zrobić dokładnie to samo. Jegomość po opuszczeniu izby wrócił na stare śmieci i po „grubej” imprezie znowu wylądował na chodniku. Jeszcze bardziej strażników zadziwił pijany 33-letni mieszkaniec Zabrzega, którego trzy dni później postanowili odwieźć do domu. Gdy zobaczył swoich bliskich, kategorycznie żądał przewiezienia go… do izby wytrzeźwień. Jako że był przy tym dość agresywny, spełniono jego życzenie.

40-latek z Porąbki wściekał się na hałas dobiegający z posesji sąsiada. Szczególnie irytowały go odgłosy młota pneumatycznego. Gdy 3 listopada wypił dla odwagi, postanowił w końcu „porozmawiać” z sąsiadem. Żeby został wzięty na poważnie, postanowił zabrać… siekierę. W trakcie awantury postanowił jej użyć i ranił 68-latka w dłoń. Zarzekał się przy tym, że go zabije. Dzisiaj ma kategoryczny zakaz zbliżania się do tego mężczyzny, a czeka go też wyrok za groźby i uszkodzenie ciała.

Pijani miłością

Mawia się, że miłość odurza właśnie niczym alkohol czy narkotyk. Chyba tylko tym można tłumaczyć szalone kroki niektórych mieszkańców. A jeszcze gorzej, gdy para się poprztyka…

Jeśli prowadzi się w domu uprawę konopi indyjskich, lepiej nie zwracać na siebie większej uwagi. Zapomniała o tym para, która kłóciła się tak ostro, że sąsiedzi wezwali na miejsce policję.

Rzecz się działa 18 marca przy ulicy Cieszyńskiej w Bielsku-Białej. Mężczyzna i kobieta w wieku 34 lat raczyli się alkoholem. O ile on był lekko podchmielony, to ona miała już okrągły promil. Policjanci po rozmowie z obojgiem mieli opuścić mieszkanie, ale zatrzymał ich charakterystyczny zapach. Wystarczyła chwila, a odkryli nielegalną uprawę konopi indyjskich. Obliczono, że z tych roślin można by uzyskać ponad sześćset porcji marihuany o wartości prawie dziesięciu tysięcy złotych.

W kwietniu w Bielsku-Białej grasował podpalacz. Podkładał ogień w piwnicach bloków przy ulicach Cieszyńskiej i Boryczki. Mieszkańcy musieli uciekać w kapciach na dwór. Dzięki strażakom, wszystkie pożary udało się opanować, zanim doszło do większych strat. Śledczy ustalili, że związek z podpaleniami ma 24-letni bielszczanin. Mężczyzna przyznał policjantom, że wyżywał się w taki a nie inny sposób, ponieważ był zły… na swoją dziewczynę. Przy okazji udało się powiązać go z włamaniami do sklepów, co wyrostka ze złamanym sercem później drogo kosztowało.

Podpalał, bo był zły na dziewczynę. Ręce opadają… Fot. Komenda Miejska Policji w Bielsku-Białej

To nasz tegoroczny miłosny hicior. 8 września doszło do głośnej katastrofy lotniczej w masywie leśnym Magurki Wilkowickiej. W tym czasie góry spowite były gęstą mgłą, a na dodatek padało. Wstępne ustalenia policjantów wskazują na to, że 50-letni pilot wiatrakowca, mieszkaniec Zakopanego, zdecydował się na tak zwane lądowanie zapobiegawcze ze względu na złe warunki pogodowe. Jednak nie potrafił bezpiecznie posadzić maszyny. Ta zahaczyła o drzewo, po czym runęła na ziemię. Pierwszej pomocy załodze udzielili goprowcy. Mężczyzna miał ranę ciętą głowy, a kobieta ranę ciętą nogi. Pasażerką wiatrakowca była 43-letnia mieszkanka Warszawy. Pilot początkowo twierdził, że leciał sam, a ranna kobieta to przypadkowa turystka piesza, która miała pecha znaleźć się w miejscu katastrofy. Dopiero w trakcie przesłuchania zakopiańczyk przyznał, że wspólnie odbywali lot. Dlaczego tak kluczył? O tym żadne media nie pisały. Jak ustaliła „beskidzka24”, mężczyzna za nic w świecie nie chciał dopuścić do tego, aby o jego locie z niewiastą dowiedziała się… jego żona. Z niecierpliwością czekamy na raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych z tych wydarzeń. Ciekawe, czy jako przyczynę eksperci wskażą trudne warunki atmosferyczne, czy też przedstawią bardziej oryginalne powody. Można tylko gdybać, czy pilot nie zaryzykował lotu w koszmarną pogodę, aby się popisać przed kobietą, czy też nagle – będąc pod jej urokiem – zupełnie stracił koncentrację. Jednak najważniejszy wyrok w tej sprawie z pewnością już wydała żona miłośnika ryzykownych lotów…

Pilot rozbitej maszyny kombinował jak mógł, żeby żona nie dowiedziała się o jego podniebnej przygodzie z inną kobietą. Fot. Komenda Miejska Policji w Bielsku-Białej

18-latka zgłosiła się na policję. Twierdziła, że padła ofiarą rozboju. Jak relacjonowała, 5 października około 8.00, gdy szła do szkoły, w przejściu podziemnym w centrum Bielska-Białej została zaatakowana przez bezdomnego mężczyznę. Napastnik rzekomo okaleczył jej twarz ostrym przedmiotem i obciął włosy nożyczkami, a następnie skradł jej gotówkę i papierosy. Z najdrobniejszymi szczegółami opisała przebieg zdarzenia i wygląd napastnika. Policjanci krok po kroku skrupulatnie sprawdzali informacje przekazane przez rzekomą pokrzywdzoną, w efekcie czego wskazała mężczyznę, który miał ją zaatakować i okraść. Ale, jak się okazało, ten od kilku miesięcy przebywał… w areszcie śledczym za wcześniejsze konflikty z prawem. Pod naporem szczegółowych pytań policjantów 18-latka przyznała w końcu, że wymyśliła zdarzenie, ponieważ chciała zwrócić na siebie uwagę… chłopaka. Ciekawe, czy ukochany wspierał ją w sądzie.

Artyści dróg

Ostrzegamy, że po lekturze tego rozdziału może przejść chęć do wychodzenia z domu. Bo aż strach bierze na myśl, że możemy spotkać się na drodze z ludźmi, którzy – jak mawia młodzież – prawo jazdy znaleźli w czipsach albo przychodzą im do głowy zupełnie szalone pomysły.

Cóż to się działo 29 stycznia na drogach! W przypadku tej opowiastki mamy bohatera zbiorowego – mieszkańców gminy Kęty. Policjanci, którzy zaczęli kontrolować stan trzeźwości rowerzystów, nie potrafili utrafić nikogo… trzeźwego. Tuż o południu na ulicy Moniuszki w Nowej Wsi zatrzymano aż trzech pijanych rowerzystów. Z rzędu! 49-latek miał 0,67 promila, 27-latek – promil, a 36-latek, który slalomem zmierzał w stronę interweniujących już policjantów – 2,7 promila. Jakby tego było mało, w tym samym sołectwie, ale na ulicy Paderewskiego, chwilę po 16.00 natrafiono na kolejnego pijanego rowerzystę. 40-latek miał 1,2 promila, a na dodatek ciążył na nim sądowy zakaz kierowania wszelkimi pojazdami. Taki sam zakaz złamał 58-latek, którego kwadrans później złapano na ulicy Świętego Floriana. Niejako przy okazji, tuż przed 14.00, na ulicy Solnej w Bielanach skontrolowano 58-letnią rowerzystkę. I ona miała sporo w czubie. Alkomat wskazał 1,13 promila.

Do osobliwej kolizji doszło 31 stycznia około 21.00 na ulicy Wyzwolenia w Bielsku-Białej. Prowadząca hondę 21-latka nie zdążyła zahamować, gdy przed maskę wbiegł pies. Kobieta wyszła z samochodu, aby sprawdzić stan zwierzęcia, które jednak gdzieś czmychnęło. Zapomniała przy tym zabezpieczyć swoją hondę poprzez na przykład zaciągnięcie hamulca ręcznego. Efekt był opłakany. Auto stoczyło się prosto na nią. Przez jakiś czas próbowała je zatrzymać własnymi rękami. Skutek był taki, że przy tym ucierpiała, choć obyło się bez poważniejszych obrażeń.

Najwyraźniej o jedno piwo za dużo wypił ten 19-latek z Bielska-Białej. 5 kwietnia jechał od Lipowej w stronę przysiółka Podlas. Nagle stracił kontrolę nad motorowerem i wjechał prosto w ogrodzenie przydrożnej posesji, z pokaźną reklamą… nagrobków. Doznał licznych obrażeń. Miał ponad pół promila. Ciekawe, czy reklama zamieszczona na płocie w końcu przemówiła mu do wyobraźni.

Rzecz się działa 20 maja przy ulicy Granicznej w Szczyrku. O 20.00 komendant miejscowego komisariatu Jerzy Bujok zauważył młodych mężczyzn na motocyklach crossowych, którzy przyjechali na stację paliw, by zatankować. Jego uwadze nie umknęło dziwne zachowanie młodzieńców i to, że ich pojazdy nie miały tablic rejestracyjnych. Po chwili patrol potwierdził wszystkie podejrzenia komendanta. – Badanie alkomatem wykazało, że motocykliści byli nietrzeźwi. Mieli w organizmie od 0,7 do 0,8 promila. Jak się okazało, wjechali na drogę publiczną z masywu leśnego Skalite. Policjanci zatrzymali jednemu z nich prawo jazdy. Drugi nie posiadał uprawień – informuje Elwira Jurasz. Z miejsca wlepiono im mandaty – po tysiąc złotych za wjazd do lasu oraz kierowanie pojazdami niedopuszczonymi do ruchu. Jednemu z nich – dodatkowo pół tysiąca złotych za jazdę bez uprawnień. A czekał ich jeszcze sądowy wyrok.

Ta wycieczka mogła skończyć się tragedią. Ojciec i jego sześcioletni syn na plac zabaw jechali drogą ekspresową S52 w Bielsku-Białej. Rowerami! Rzecz się działa 28 sierpnia około 11.00. Świadek zauważył, że ekspresówką w stronę centrum handlowego Auchan na rowerach (wyposażonych we wspomaganie elektryczne) jadą mężczyzna i dziecko. Poruszali się pasem awaryjnym. Ojciec nie miał nawet kontroli nad synem, bowiem ten jechał za nim. Zbulwersowany taką beztroską świadek powiadomił o wszystkim policję. Jednocześnie, już na placu zabaw, próbował wytłumaczyć rowerzyście, jak ryzykowna była ta wycieczka. Towarzyszył mu członek ekipy facebookowych Bielskich Dróg. Na ich widok – jak relacjonują – cyklista czmychnął w krzaki. Policjanci zatrzymali go przy ulicy Nad Potokiem. Początkowo nie przyznawał się do wjechania na S52. Kiedy świadkowie przekazali policjantom zdjęcia, zmienił zdanie.

Pościg w iście amerykańskim stylu rozpoczął się 4 listopada tuż po 20.00 w Bielsku-Białej. Świadek powiadomił policjantów o tym, że wyjeżdżający ze stacji benzynowej kierowca audi a6 zaczął jechać ulicą Partyzantów pod prąd. Kilka minut później na alei Andersa doprowadził on do kolizji z renaultem. Policjanci próbowali go zatrzymać tuż po tym, gdy wjechał na pas S52 w stronę Żywca. Uciekał jak szalony przed radiowozami. Wtedy też – czyżby z nudów? – zadzwonił pod „112”. I skarżył się, że jacyś kierowcy jadący „na sygnałach” próbują go zatrzymać. Gdy usłyszał od dyżurnego, że powinien zjechać na pobocze, ten oznajmił, że – owszem – zatrzyma się, ale dopiero… na Słowacji. Na zjeździe z „eski” w Przybędzy szaleniec staranował radiowóz, a później poturbował policjanta. Na tym pokaz jego inteligencji tego dnia się zakończył.

Żenujące sceny rozegrały się w sobotni poranek 10 listopada w stolicy Podbeskidzia. 52-letni pieszy blokował miejsce parkingowe przy ulicy Sikorskiego, bo uznał, że należy się jego córce. Nerwy puściły 70-letniemu kierowcy nissana, który – widząc to wolne miejsce – próbował na nie wjechać. Jako że 52-latek tego skrawka bronił jak niepodległości, celowo na niego najechał, nie powodując jednak u swojego przeciwnika żadnych obrażeń.

Mieszkańcy regionu zaśmiewali się ze „zjawisk paranormalnych”, które 3 grudnia miały miejsce na parkingu przy ulicy Zdrowotnej w Jasienicy. Pewna niewiasta była w szoku, gdy wróciła do swojego fiata, a ten stał o cztery miejsca parkingowe dalej, na środku przejścia dla pieszych. Skontaktowała się z policjantami, sądząc, że miała do czynienia z próbą kradzieży. Jak się okazało, miała do czynienia z próbką swoich wyjątkowo kiepskich umiejętności kierowcy. Policjanci przejrzeli zapis monitoringu. Musieli się zdziwić patrząc, w jaki sposób samochód nagle znalazł się o kilkanaście metrów dalej. Otóż, kierująca nie zaciągnęła ręcznego hamulca i nie zostawiła pojazdu na biegu. Podmuch wiatru doprowadził do tego, że fiat ruszył z miejsca. Jako że koła były lekko skręcone, z gracją wyjechał tyłem z miejsca parkingowego, mknąc drogą minął trzy zaparkowane samochody, kulturalnie ominął puste miejsce dla niepełnosprawnego kierowcy i „zaparkował” tyłem tuż obok – akurat na pasach. Gdyby nie nagranie – nikt by w to nie uwierzył. Kobietę pouczono za wykroczenie, choć można jej było wlepić nawet 500-złotowy mandat.

Bo fantazja jest od tego…

W kronikach policyjnych znajdziemy takie osobliwości, które nie sposób zaszufladkować. Swoje wyjątkowe pomysły realizują czasem z wielkim hukiem.

25-letni mężczyzna został pobity w czechowickiej dyskotece. Do zdrowia dochodził w Szpitalu Wojewódzkim w Bielsku-Białej. W kuracji postanowił mu pomóc jego o rok starszy kolega. I sięgnął po produkty, choć naturalne, to nielegalne. Gdy 20 lutego policjanci z wydziału kryminalnego bielskiej komendy udali się do szpitala, by porozmawiać z pokrzywdzonym, już na korytarzu w pobliżu jego sali poczuli specyficzną woń marihuany. W samej sali zapach był jeszcze wyraźniejszy. Młodzi mężczyźni wizytą policjantów byli wyraźnie zaskoczeni i zakłopotani. Nie takich wrażeń się spodziewali. Mundurowi obu przeszukali i zabezpieczyli kilka gramów marihuany. Policjanci na tym nie poprzestali. Przeszukali dom 26-latka, w którym ten miał uprawę konopi indyjskich. Jak obliczono, z tych roślin można by sporządzić prawie pół tysiąca porcji maryhy.

Tylko sztachet tu brakowało. 25 lutego po 22.00 dwaj bielszczanie wracali z knajpy w Jaworzu i ich uwagę zwrócił zamknięty w kojcu pies. Nie mogli znieść widoku domowego pupila bytującego na zewnątrz podczas skrajnie niskiej temperatury. Postanowili zareagować, ale ich interwencja nieco wymknęła się spod kontroli. Jeden z mężczyzn przeskoczył przez płot i chciał wypuścić psa. Hałas postawił na nogi właściciela posesji. Wziął on do ręki łopatę, którą chciał przepędzić podpitego obrońcę zwierząt. Wtedy do akcji wkroczył drugi bielszczanin. Wspólnymi siłami tak wtłukli jaworzaninowi, że ten wylądował w szpitalu. A oni w celi.

Zdarzenie z 1 października w centrum Jasienicy dowodzi, że kierowanie się stereotypami czasem ma uzasadnienie. Zaniepokojony mieszkaniec powiadomił jasienicką policję o podejrzanych typach, „kombinujących” coś w bmw. Jak się okazało, w najbardziej eksponowanym miejscu sołectwa mężczyźni wymieniali się kasą i narkotykami. Wpadli na gorącym uczynku.

Petarda wybuchnęła z taką siłą, że zniszczyła okno. W taki sposób chuligan dokuczył… policjantom. Do wybryku doszło 11 listopada. Około 18.00 nastolatek położył petardę na parapecie okna Posterunku Policji w Kozach i podpalił lont. Wybuch zdemolował stolarkę okienną. Rozbiła się też szyba. Straty oszacowano na 1,5 tysiąca złotych. Policjanci szybko ustalili, że związek z tym zdarzeniem może mieć 14-letni mieszkaniec powiatu bielskiego. 13 listopada został zatrzymany. Rozliczy go sąd dla nieletnich.

Trudno lepiej zmobilizować policjantów do działania, niż z hukiem zniszczyć im posterunek. Fot. Komenda Miejska Policji w Bielsku-Białej

Jeśli uprawia się konopie indyjskie, a w domu ma się spory wór z marihuaną, lepiej nie przyciągać uwagi policjantów. 12 listopada zapomniał o tym kolejny „rolnik”. Pijany obłąkaniec na ulicy z profesjonalnej kuszy strzelał w kierunku przechodniów. Szczęśliwie nikogo nie ranił. Policjanci spacyfikowali 29-latka w jego mieszkaniu. Odebrali mu nielegalną kuszę oraz narkotyki. Obecnie furiat czeka na proces w areszcie.

Rozum odebrało mężczyźnie, który strzelał z kuszy do przechodniów. Fot. Komenda Miejska Policji w Bielsku-Białej

Zebrał:

google_news