Na sygnale Żywiec

Po tragedii w Rajczy: Rodzice stanęli przed sądem

Rodzice nie potrafią wytłumaczyć, dlaczego wyszli z płonącego domu, zostawiając w środku dwóch najmłodszych synów. Byli wtedy pijani. Gdy ojciec zdecydował się wrócić do budynku, było już za późno… Za narażenie dzieci na niebezpieczeństwo i nieumyślne spowodowanie śmierci odpowiadają teraz przed sądem. Proces rozpoczął się dzisiaj przed południem.

Tym dramatem, który rozegrał się w nocy z 1 na 2 lipca 2016 roku, żyła cała Polska. Około północy, prawdopodobnie na skutek zwarcia w instalacji elektrycznej, wybuchł pożar w drewnianym domu w Rajczy. Damian M. i jego partnerka Karolina K. zabrali z pokoju czteroletniego syna Oskara. W tym samym pokoju zostawili jednak dwóch najmłodszych synów – jedenastomiesięcznego Krystiana i dwuletniego Patryka. Chłopcy zginęli na skutek zatrucia gazami pożarowymi i poparzeń.

Feralnej nocy rodzice byli pod wpływem alkoholu. Śledczy ustalili, że w pewnym momencie matka miała sporo ponad trzy promile, a ojciec – niespełna trzy. Oboje twierdzą, że bynajmniej pijani nie byli.

Dzisiaj przed Sądem Rejonowym w Żywcu rozpoczął się proces 30-letniego mężczyzny i 22-letniej kobiety. Prokurator Piotr Sowa oskarżył rodziców o to, że znajdując się w stanie nietrzeźwości narazili swoje dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia w trakcie pożaru budynku i pozostawili je w środku, przez co zginęły. Grozi im za to pięć lat więzienia. Po wyjściu z sali sądowej oskarżyciel tłumaczył, że największą winą rodziców jest to, że nie ewakuowali wszystkich dzieci z budynku, choć na początku jeszcze mieli taką możliwość. Wskazuje, że brak racjonalnych decyzji z ich strony mógł wynikać z upojenia alkoholowego.

Rodzice, którzy nie są i nie byli tymczasowo aresztowani, zmieniają zdanie co do tego, czy czują się winni. Karolina K. podczas przesłuchania nie przyznawała się do winy. Teraz to zrobiła. Sędzia Olga Kocot-Barabasz dopytywała, co o tym zdecydowało, ale odpowiedź była enigmatyczna. Damian M., gdy usłyszał zarzuty, przyznał się do winy. W sali sądowej jednak się z tego wycofał. – Nie wiem, do czego się przyznać, bo ja nic nie zrobiłem – stwierdził.

Rodzice nie są w stanie wytłumaczyć, dlaczego zostawili synów. – Nie potrafię powiedzieć, czemu nie zabrałam dzieci. Za szybko się to działo – powiedziała kobieta. – Dlaczego pan nie wszedł do pokoju? – pytał prokurator ojca. – Panika, szok. W kuchni był dym. Nie zapomnę tego do końca życia – mówił Damian M. Oskarżyciel nie odpuszczał. – Dlaczego nie wziął pan dzieci albo nie zawołał, by je żona zabrała? – naciskał. – Nie wiem, co mam powiedzieć, tak szybko się to działo. Byłem bezsilny, bezmyślny… – nieskładnie mówił łamiącym się głosem Damian M.

Sędzia odroczyła rozprawę do 21 marca.

google_news