Wydarzenia Bielsko-Biała

Policjantka z Ukrainy pomaga rodakom

Wiktoria, policjantka ze Słowiańska. Fot. Z archiwum prywatnego

Policjantka z Donbasu od marca mieszka w Bielsku-Białej. Obecnie systematycznie wyjeżdża jednak do Lwowa i pomaga w ewakuacji swoich rodaków, najczęściej kobiet z dziećmi i osób niepełnosprawnych. Choć sama nie zna losów członków swojej rodziny, to nie wyobraża sobie, by czekać na koniec wojny z założonymi rękoma.

Na naszych łamach opisywaliśmy już historię 21-letniej policjantki ze Słowiańska w obwodzie donieckim na Ukrainie. Pracowała w wydziale do walki z narkotykami. Po nalocie naczelnik jej wydziału doradził jej wyjazd. Wszyscy bowiem wiedzieli, jakie zagrożenie ze strony najeźdźców z Rosji grozi młodym kobietom, a tym bardziej ze służb mundurowych.

12 marca, po tym, gdy obok ich domu spadły bomby, wraz z siostrą, Andżeliką, oraz kuzynkami Julią i Elą wyjechały do Lwowa. Miały dwie godziny na spakowanie się. W punkcie recepcyjnym w Lwowie czekały cztery dni, aż natknęły się na ekipę z Bielska-Białej Adriana Brissa, która przewoziła do Polski uchodźców. Tym sposobem cztery młode kobiety trafiły do Komorowic, gdzie początkowo mieszkały. – Dobrze nam. Żyć można. Teraz szukamy pracy. Obojętnie jakiej. Byleby przynosiła godne pieniądze, bo chcemy być samodzielne. Wszystkie uczymy się języka, by sobie tu dobrze radzić. Dziękujemy Polakom, że tak się nami zajmują, że nam pomagają. To wspaniałe – mówiły tuż po przyjeździe.

Takie obrazy rozdzierają serce Ukrainki. Fot. Z archiwum Wiktorii

Policjantka ze Słowiańska po ponad pół roku pobytu w Bielsku-Białej opowiedziała nam o zmianach, jaki zaszły w jej życiu. Wraz z siostrą i jedną z kuzynek mieszkają teraz w centrum miasta. – Same wynajęłyśmy mieszkanie. Jest drogie, bo płacimy 2,5 tys. zł za miesiąc, ale staramy się jakoś sobie same radzić. Wszystkie pracujemy. Kuzynka i siostra zatrudniły się w firmie z branży samochodowej. Staramy się też szukać dodatkowych zajęć, więc nie mamy zbyt dużo wolnego czasu. Wszystkie kochamy Donbas i cieszymy się, że w pobliżu mieszkają też nasi sąsiedzi z rodzinnych stron – opowiada Wiktoria, która marzy o stworzeniu w Bielsku-Białej grupy tanecznej dla Ukraińców, bo świetnie się czuje jako choreograf.

Funkcjonariuszka postanowiła skupić się pomaganiu uchodźcom ze swojej ojczyzny. Co dwa tygodnie na trzy-cztery dni wyjeżdża z Bielska-Białej z konwojem do Lwowa. – Dziś wróciliśmy stamtąd o 2.00. Pomagam osobom, które są dziś w takiej samej sytuacji, jak ja w marcu. Nic się nie zmieniło. Ciągle wyją tam syreny. Wolontariusze przygotowują uchodźców we Lwowie do odjazdu, a ja im pomagam w całej reszcie. Tłumaczę im, co dalej się będzie działo, gdzie jadą, gdzie mają trafić. To osoby po trudnych przejściach, wystraszone. W większości matki z dziećmi albo osoby niepełnosprawne. Pochodzą z Donbasu oraz wschodniej i centralnej Ukrainy. Jestem przy nich, bo sama wiem, że ciężko jest wsiąść z nieznajomymi do samochodu i jechać w nieznane. Uspokajam ich, mówię, że sama to przeżyłam i że będzie dobrze. Tłumaczę, że zapewnimy im dobre warunki funkcjonowania, wyżywienie i spokój – przybliża Wiktoria.

W Bielsku-Białej pomaga uchodźcom w rozmaitych sprawach organizacyjnych i załatwianiu formalności. – To moi rodacy. Przyjeżdżają z terenów objętych najcięższymi walkami. Na miejscu nie mieli już siły do przetrwania. Bo jak żyć, gdy spadają bomby, gdy nie ma już sił, pieniędzy, żywności, wody, prądu i gazu, a rosyjscy żołnierze wyszukują młodych dziewczyn, by je gwałcić. Czuję się zobowiązana do tego, by im pomagać i chcę to dalej robić. Są bardzo wdzięczni, że mogą tu na kogoś liczyć – wskazuje kobieta. – Niektórzy postanawiają wracać do Ukrainy, ale potem znowu muszą uciekać, bo przecież wojna się nie skończyła. Takie decyzje są podejmowane pod wpływem impulsu, czasem po wieściach o zmarłych członkach rodziny. Ludzie są zagubieni i cierpią – dodaje.

Jak mówi organizujący konwoje do Lwowa Adrian Briss, Wiktoria jest twarda i pracowita. – Chce pomagać swoim rodakom. Wie, że to konieczność, że ci ludzie muszą mieć na kimś oparcie. Zajęła się tym, gdy tylko tu przyjechała. Dzięki takim ludziom jak ona udało się nam zorganizować przejazd do Polski już około tysiąca uchodźców – stwierdza.

Policjantka ze Słowiańska nie ma jednak chwili wytchnienia. Cały czas śledzi to, co dzieje się w ojczyźnie i bardzo to przeżywa. Dziś drży o los swoich bliskich. – W obwodzie ługańskim zostały rodziny moich chrzestnych. Moi bliscy byli w fatalnym położeniu, a teraz już nie wiem, co się z nimi dzieje. Od miesiąca nie mam z nimi żadnego kontaktu. Boję się, że mogli zostać zamordowani – mówi. – W naszych stronach nie ma spokoju, jest bardzo blisko do okupowanych terenów. W miastach nic nie funkcjonuje, nawet urzędy, brakuje niemal wszystkiego. Rosyjski okupant przeprowadzał referenda, które były zwykłą farsą, oszustwem wyborczym. Jeśli ktoś był za Ukrainą, to mu przystawiano pistolet do głowy – opisuje.

Wiktoria mówi, że Ukraińcom otuchy dodają takie zdarzenia, jak wysadzenie mostu na Krymie. – To symbole tego, że walczymy, że się nie poddajemy, że może być dobrze – zwraca uwagę. W głębi duszy marzy, że pewnego dnia – po wojnie – wróci do pracy w policji w swojej ojczyźnie. – Teraz jednak o tym nie myślę. Boję się, co będzie z moimi stronami, z moimi bliskimi. To już drugi raz, gdy u mnie wybuchła wojna. Już drugi raz straciłam swój dom. Nie wiem już co będzie. Staram się teraz nie zastanawiać nad powrotem i przyszłością, tylko po prostu pomagać tym, którzy są w największej potrzebie – puentuje.

google_news
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
bonifacy
bonifacy
1 rok temu

Może koledzy i koleżanki policjantki włączyli w pomoc dla koleżanki z Ukrainy.