Wydarzenia Bielsko-Biała

Rodzic pyta, uczeń obrywa

Dwoje uczniów bielskiej podstawówki Jonatana – jedno niepełnosprawne – zostało kilka dni temu skreślonych z listy, bo ich rodzice ośmielili się skrytykować dyrekcję. Prywatna szkoła, więc wolnoć Tomku w swoim domku? Nie do końca.

Jaś i Małgosia*, to rodzeństwo. Małgosia cierpi na chorobę aspergera. Dzieci związane były z placówkami Jonatana od 2015 roku. 1 kwietnia nie mogły się już jednak zjawić w swoich klasach, bo ich rodzice otrzymali wypowiedzenie umowy zawartej ze szkołą.
– To, co się stało, to jakaś kpina – mówi nam rozżalona postawą szkoły mama rodzeństwa. – Uderzono w dzieci, które z całą tą żenującą historią nie mają nic wspólnego. I to teraz, przed końcem roku szkolnego. Gdzie tu jest, pytam, dobro ucznia, dobro dziecka?! W tej szkole nikogo to najwidoczniej nie obchodzi.

Wątpliwości na tapecie

Sprawa zaczęła się na początku tego roku, kiedy paru rodziców, w tym mama Małgosi i Jasia, wysłało do dyrekcji szkoły uwagi dotyczące jej funkcjonowania. Chodziło o obiady szkolne i fakt, że uczniowie pojawiający się na stołówce w drugiej turze mają już mniejszy wybór posiłków. Kolejna sprawa budząca niezadowolenie, to brak chodnika przy drodze dojazdowej do szkoły przy ulicy Błękitnej. Rodziców irytowała też kwestia braku wiaty, pod którą w czasie deszczu mogliby się schronić w oczekiwaniu na swoje pociechy wychodzące z budynku szkolnego. Rzeczy zatem, można powiedzieć, normalne w każdej szkolnej społeczności, gdzie rodzice interesują się warunkami, w jakich uczą się ich dzieci. W przypadku szkoły prywatnej, gdzie za naukę trzeba miesięcznie zapłacić kilkaset złotych, tym bardziej ma się prawo do wątpliwości. Za nie, oczywiście, nikt nikogo ze szkoły nie wyrzuca. I może nie byłoby ciągu dalszego, gdyby nie to, że na wspomniane dylematy odpowiedział rodzicom ekspert ds. edukacyjnych w Jonatanie. W sprawie obiadów napisał m.in., że ”Jakość obiadów zweryfikowałem osobiście. Są wyśmienite. W żadnej innej placówce nie spotkałem się z możliwością wyboru kilku dań.” Odnośnie chodnika sprawę również przesądził twierdząc, że budowa jest niemożliwa, bo droga nie należy do szkoły. Chęć postawienia wiaty eksperta nazwał z kolei „absurdem”.

Ekspert od kpiny

– Pan ekspert po prostu wyśmiał nasze wątpliwości – mówi mama Jasia i Małgosi. – A przecież pobiera pensję m.in. z tego, co płacimy szkole. Powinien więc mieć dla nas więcej szacunku, a nie pisać, że obiady są dobre, bo sam je degustował. Odpowiedział nie na temat, a jeśli jada na stołówce, to mam nadzieję, że sam za to płaci.

W taki też mniej więcej sposób nasza rozmówczyni odpisała ekspertowi.

– Ironicznie i trochę złośliwie, przyznaję – mówi dzisiaj. – Ale miałam do tego prawo. Poruszyliśmy ważne dla naszych dzieci sprawy.
Pismo to mama rodzeństwa wysłała do wszystkich rodziców i nauczycieli. Z myślą o tym, że nadejdzie kolejna odpowiedź i wywiąże się może jakaś dyskusja zakończona kompromisem.

Wypowiedzenie

Odpowiedź nadeszła, ale nie taka, jak się spodziewano.

– Dwa dni później otrzymałam wypowiedzenie umowy zawartej ze szkołą. To był szok. Po prostu. W wypowiedzeniu jako powód podano „(…) publiczne wyrażanie (…) negatywnego oraz pogardliwego stosunku wobec Niepublicznej Szkoły Podstawowej Jonatan w Bielsku-Białej oraz jej pracowników, co pozostaje w sprzeczności oraz zasadami obowiązującymi w szkole, jak również godzi w godność nauczyciela oraz dobre imię szkoły (…).”

Mama Jasia i Małgosi, kiedy już ochłonęła ze zdziwienia i wrażenia, usiłowała spotkać się z dyrektorką szkoły, Agnieszką Michalak, i wyjaśnić całą sprawę, która – jej zdaniem – była zwykłym nieporozumieniem. Powód wypowiedzenia uznała bowiem za absurdalny chociażby z tego względu, że nie mgło być mowy o godzeniu w dobre imię szkoły.

– Jakim cudem – dziwi się kobieta. – W każdej społeczności szkolnej omawia się różne problemy i nikt za to nie wyrzuca uczniów! Upubliczniłam swoje zdanie, ale tylko w gronie szkolnym, więc zarzut o publicznym krytykowaniu szkoły jest kompletnie bezzasadny!
Mimo kilku prób, ze spotkania nic nie wyszło. – Nikt na moje prośby nie odpowiedział – tłumaczy nasza rozmówczyni.

C.d.n.

Jaś i Małgosia nie chodzą już do Jonatana. Jaś zapisany został do szkoły publicznej w swoim rejonie zamieszkania. Jak się to odbije na jego psychice i nauce, czas pokaże. Nastolatkowi z pewnością łatwo nie będzie. Małgosia przejdzie tymczasem na nauczanie indywidualne, bo w zwykłej klasie, z uwagi na swoją przypadłość, nie poradziłaby sobie. Dzieciaki tak, czy inaczej, ucierpią przez źle rozumianą, jak się wydaje, troskę dyrekcji szkoły o jej dobre imię. Ich mama nie zamierza jednak zostawić całej sprawy bez dalszego ciągu.

– To nie jest tak, że jeśli ktoś ma prywatną firmę, to może sobie robić, co mu tam w głowie się urodzi – mówi. – W każdej szkole kwestią najważniejszą jest uczeń i jego dobro, a nie fałszywe pojmowanie dobrego imienia samej firmy.
Trudno z mamą Jasia i Małgosi się nie zgodzić. Przewrotnie można powiedzieć, że to dyrekcja szkoły podejmując wspomnianą decyzję godzi w imię swojej placówki, bo skreślanie uczniów niedługo przed końcem roku szkolnego z powodu zatargu z rodzicem splendoru jej nie przynosi.

„(…) jesteśmy z dziećmi od żłobka aż do ukończenia szkoły podstawowej, co korzystnie wpływa na ich poczucie bezpieczeństwa i przynależności.” – Zapewnia Jonatan na swojej oficjalnej stronie internetowej. Tym bardziej trudno zrozumieć intencje dyrekcji, która w przypadku Jasia i Małgosi przerwała brutalnie tę ciągłość przynależności i poczucia bezpieczeństwa.


Zadaliśmy oczywiście pytania dotyczące opisanej sytuacji dyrektorce Jonatana, pani Agnieszce Michalak. W szczególności chcąc się dowiedzieć, jak pojmuje ona pojęcie dobra ucznia i dziecka. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że: „Skreślenie dzieci Pani (…) z listy uczniów Szkoły Jonatan z punktu widzenia Szkoły nie będzie miało negatywnego wpływu na ich dalszą edukację. Według wiedzy władz placówki JONATAN, dzieci pani (…) zostały przeniesione do innej placówki oświatowej i kontynuują edukację.”
*Imiona dzieci zostały zmienione

google_news
6 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Jola
Jola
7 miesięcy temu

Ta szkoła jest nieporozumieniem. Specjaliści od wyciągania pieniędzy z unii europejskiej na niezrealizowane projekty. Gdzie jest kuratorium?

Anna
Anna
2 lat temu

Drodzy rodzice naprawdę nie posyłajcie dzieci do tej szkoły. Oszczędźcie im stresu i upokorzenia. Ta sytuacja pokazuje co znaczą dla tej szkoły dzieci i ich rodzice. Rodzice zapracowują się aby dowieźć dzieci, odebrać, ugotować, posprzątać, iść do pracy. Nie mają czasu na nic. Tym czasem pani dyrektor przejeżdża Volvo zawsze odwalona jakby prosto od fryzjera i kosmetyczki. Jaki poziom empatii ma ta kobieta? Nie widzi jak ciężko jest tym rodzicom, którzy posyłają tam dzieci. I właśnie w takich sytuacjach jak tak pokazuje za kogo ma rodziców i co dla niej znaczą dzieci. Niech ktoś wreszcie przyjrzy się tej szkole i… Czytaj więcej »

Katarzyna
Katarzyna
7 miesięcy temu
Reply to  Anna

Moje dziecko z orzeczeniami również zostało wywalone z tej szkoły argument był taki że nie chciałam im płacić czesnego tak zwanego haraczu …..gdzie szkoła dostawała za mojego syna ponad 66 000 rocznie….w r Tym roku szkolnym wpadłam do kuratorium do Katowic i wkoncu zaczęła się kontrola w tej szkole na prośbę pani wojewódzkiej kurator Aldony Bauer ….nie byłam wygodna dla tej szkoły ale nie daruję im tego napisałam do wszystkich ministerstw zecznikow a znam rodziców co zgłosili to CBŚ i CBA bo ta niby szkółka która ma być dla dzieci a jest dla kasy ma zarejestrowanie fundację w tej placówce… Czytaj więcej »

Oset
Oset
3 lat temu

Zawsze się trafi jakiś nauczyciel kawalarz (13)

Hermenegilda
Hermenegilda
3 lat temu
Reply to  Oset

Tutaj jest kawał nieznanych szczegółów. Chciałabym widzieć treść pisma rozmówczyni, na którym odpisała ekspertowi czy też dyrekcji (?) i nazywa je sama ironicznym, trochę złośliwym. Po stronie rodziców też potrafią być kawalarze.

Hermenegilda
Hermenegilda
3 lat temu

Chyba jednak rodzic nie tylko pytał jak w tytule.