Wydarzenia Cieszyn

Samolot w kawałkach i… ślady wojny na kończyckiej ziemi

Fot. Monika Foltyn-Kubera

„Piękna ziemio cieszyńska pokochałaś nas jak swoich synów, dziękujemy Ci za to”. Napis na pomniku znajdującym się przy jednej z uliczek w Kończycach Wielkich dedykowany jest „pamięci nieznanych lotników poległych w II Wojnie Światowej”. Kim byli? Jak znaleźli się na Śląsku Cieszyńskim? Co się wydarzyło, że nie wrócili do swojej ojczyzny? Z roku na rok coraz mniej jest osób, które pamiętają dramatyczne wojenne wydarzenia. Na szczęście, historie przez nich przekazywane wciąż żyją w pamięci mieszkańców Kończyc…

Ogłuszający huk, wysoki słup dymu i powiew wiatru, który pootwierał w domu wszystkie drzwi. To zapamiętał Józef Tengler, wówczas 11-letni, z dnia, gdy na jednym z pól w Kończycach Wielkich rozbił się radziecki samolot. Mężczyzna jest prawdopodobnie jednym z ostatnich żyjących świadków tego zdarzenia.

Aż okna pootwierało!
Śląsk Cieszyński był najdłużej okupowaną przez III Rzeszę częścią polskiego Śląska. Hitlerowska okupacja trwała 2071 dni, od początku września 1939 roku do maja 1945. Zimą, na początku 1945 roku, podczas działań wojennych wschodniej ofensywy, kończanie zauważyli na niebie radziecki samolot bombowy, prawdopodobnie uszkodzony przez Niemców. Maszyna spadła na jedno z pól… – Był początek 1945 roku, niedaleko zatrzymał się front i tam już stał do końca wojny. Aż dziwne, że nie szli dalej. Nad głowami latały nam samoloty radzieckie, ostrzeliwały różne tereny, spuszczały na ziemię bomby. Jeden z samolotów zaczął lecieć wolniej i w końcu zobaczyliśmy, że spada. Leciał tak nisko nad dachami, że w domu zrobił się przeciąg, który pootwierał wszystkie drzwi. Płonąc spadł w pobliskie pole. Słup dymu był tak wysoki, że nawet ludzie z Hażlacha przybiegali zobaczyć, co się dzieje – wspomina Józef Tengler.

Maszyna prawdopodobnie została uszkodzona przez obronę przeciwlotniczą podczas ataku na stacje kolejowe lub inny cel w niedalekim Cieszynie. Przypuszczalnie doszło do eksplozji zbiornika paliwa, w wyniku której urwało się skrzydło samolotu. Kończycki senior podejrzewa, że trafiony samolot rozpadł się jeszcze w powietrzu, ponieważ jego fragmenty zostały rozrzucone na niemal hektarze pola. Podobnie jak ciała czterech lotników, którzy tym samolotem lecieli… – Na ziemię spadł nie samolot, a kawałki blachy, jak złom. Leżały od płotu Józefa Foltyna i ciągnęły się aż do drogi. Zastanawiałem się zawsze, dlaczego lotnicy się nie katapultowali? Mieli spadochrony, ponieważ leżały na polu. Tak samo jak rozszarpany był samolot, tak wyglądali również ci lotnicy. Żadne ciało nie było w całości – wspomina dramatyczne wydarzenia kończycki senior.

Na tym terenie rozbił się samolot, Fot. Monika Foltyn-Kubera

Godny pochówek
Kilka dni po wydarzeniu mieszkańcy pobliskich domów zdecydowali się zorganizować odpowiedni pochówek radzieckim lotnikom. Jak wspomina Józef Tengler, długo zastanawiali się, jak i gdzie to zrobić. Do przeprowadzenia całej akcji zgłosili się Józef Foltyn, Józef Machej i Rudolf Tengler. Wszyscy wiedzieli, że Niemcy by nie pozwolili pochować ciał na cmentarzu. Mieszkańcy nie chcieli narażać się również na gniew Rosjan, gdyby pochowali ich gdziekolwiek w lesie. Uznali więc, że pogrzebią ich w miejscu katastrofy. Zbili im prowizoryczne trumny z desek i zakopali. – W końcu to też byli ludzie i należał im się godny pochówek – dodaje Józef Tengler.

Już po wojnie Józef Machej postawił w tym miejscu brzozowy krzyż i przybił tabliczkę z datą. Z czasem odpadła i dokładny dzień katastrofy zatarł się w pamięci mieszkańców. Dopiero 65 lat później, w 2010 roku, udało się ustalić dokładną datę zdarzenia i personalia lotników, którzy wtedy zginęli. Okazało się, że całą sytuację wraz z konkretną datą pamiętała jedna z mieszkanek wsi, nieżyjąca już Anna Foltyn (z domu Machej). Była przekonana, że samolot rozbił się 9 lutego 1945 roku. Jak opowiadała pasjonatowi historii Grzegorzowi Kaszturze, dokładnie zapamiętała datę, która widniała na tabliczce przybitej do brzozowego krzyża.

Między innymi dzięki relacji Anny Foltyn udało się ustalić, że jedyna załoga wyposażona w takie bombowce, która nie wróciła w tym dniu z lotu bojowego, należała do 321. Dywizji Lotnictwa Bombowego 8. Armii Lotniczej. W 1945 roku wspierała ona wojska 4. Frontu Ukraińskiego w trakcie walk na terenie Śląska Cieszyńskiego. Na pokładzie bombowca znajdował się pilot młodszy lejtnant Nikołaj Iwanowicz Skotnikow, nawigator mł. Lejt. Siergiej Nikołajewicz Smirnow, szef łączności eskadry mł. Lejt. Nikołaj Iwanowicz Bondarienko i strzelec pokładowy starszy sierżant gwardii Aleksiej Grigoriewicz Worona.

Części w muzeum
W 2003 roku członkowie Sekcji Miłośników Militariów Cieszyńskiego Klubu Hobbystów w miejscu rozbicia się samolotu odnaleźli jeden z silników i kilka innych, mniejszych części. Znajdują się one w Muzeum 4. Pułku Strzelców Podhalańskich w Cieszynie. Kilka lat wcześniej na mogile radzieckiej załogi pojawiła się także pamiątkowa tablica ufundowana przez gminę Hażlach i jedną z lokalnych firm kamieniarskich.

Już po katastrofie, z pozostałości po rozbitym bombowcu użytek postanowili zrobić mieszkańcy wsi. Pochodzący z Kończyc Wielkich Zbigniew Foltyn pamięta z opowieści rodzinnych, że jego dziadek wraz z kolegami zbierali z pól to, co zostało po samolocie i nadawało się do użycia. – Przerabiali wszystko na przedmioty przydatne w domu. Z takich pozostałości mieliśmy w domu zrobiony moździerz czy brytfannę – wspomina mężczyzna. – Garnki zrobione z tego metalu świetnie przepuszczały ciepło. Były nawet lepsze niż te sklepowe – dodaje Józef Tengler.

Józef Tengler, Fot. Z archiwum rodzinnego

google_news
4 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Konstantynopolitańczykówna
Konstantynopolitańczykówna
2 lat temu

Aż strach pomyśleć co by zrobili “sąsiedzi” z resztek amerykańskiego bombowca.

Hermenegilda Pierwsza
Hermenegilda Pierwsza
2 lat temu

Aż strach pomyśleć jaką następną bzdurę napiszesz.

Konstantynopolitańczykówna
Konstantynopolitańczykówna
2 lat temu

Nic tylko czekać podszywacz. A strachobździelom mówię NIE.

Konstantynopolitańczykówna
Konstantynopolitańczykówna
2 lat temu

“W końcu to też byli ludzie”?
Garnki, inne przedmioty przydatne w domu zrobione z blachy z samolotu pewnie nie wypadało miłośnikom militariów odebrać mieszkańcom Kończyc a mogłyby być ciekawymi eksponatami w muzeum.