Wydarzenia Bielsko-Biała Żywiec

Skazany na bluesa (więziennego)

Jakub – 40-latek z Żywca – miał marzenie: chciał otworzyć w rodzinnym mieście pub muzyczny. Grał na gitarze w rockowej kapeli, to była jego pasja i ważna część życia. Ale to życie niedawno legło w gruzach, a marzenie prysło niczym mydlana bańka. Sąd skazał go – nieprawomocnym na razie wyrokiem – na 5 lat i sześć miesięcy więzienia. Ten artykuł nie jest – bo ani nie chce, ani nie może być – próbą przesądzania o winie czy niewinności jego bohatera. Jest opowieścią o człowieku, jego wadach i zaletach oraz o sytuacji, w jakiej się znalazł. Opiera się na relacjach jego bliskich, które siłą rzeczy są subiektywne, ale naszym zdaniem ważne i warte przytoczenia.

>>> Lubiłeś posłuchać jak gra

Muzyka to była pasja. W sumie założył trzy rockowe kapele: grał na gitarze, komponował i pisał teksty. Koncertowali, nagrywali płyty. Druga płyta zespołu, w którym akurat występował, miała premierę w czerwcu ubiegłego roku. W tym samym miesiącu życie Jakuba miało się diametralnie zmienić.

Z muzyki by nie wyżył, trzeba było pracować. Przez 14 lat uczył w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Żywcu. Uczył religii, był katechetą, chociaż… nie wyglądał. Długie włosy spięte w kucyk, czarne koszulki, glany na nogach. Ukończył teologię i resocjalizację na Papieskiej Akademii Teologicznej, a potem jeszcze oligofrenopedagogikę. Był lubiany przez dzieci i nauczycieli. Sam też bardzo lubił tę pracę, chociaż była trudna. Wychowankowie placówki to dzieci z niepełnosprawnością intelektualną w różnym stopniu. Pomagał tym młodym ludziom, jak umiał. Bywało, opowiada jego siostra, że nawet pożyczał im pieniądze, choć bliscy wielokrotnie odradzali mu takie praktyki.

Barwna osobowość. Oczytany, nietuzinkowy. Przykład? Kiedy zaczął się temat uchodźców, natychmiast wymyślił, że trzeba pomóc. – Zróbmy coś – powiedział i natychmiast przeszedł od słów do czynów. W Żywcu zorganizował wraz ze znajomymi pięć koncertów, przyjechała Janina Ochojska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej. Były wykłady, w kinie odbyła się projekcja filmu, zebrali całkiem niezłą sumkę. W niecałe dwa miesiące zorganizowali całą akcję właściwie z niczego, w osiem osób. Nie wszystkim się to podobało, usłyszeli, że zamiast się zająć dziećmi polskimi, pomagają obcym. Ale Jakub pomagał wszystkim, zaangażował się w akcję Wspólna Ukraina, grał dla Wolnej Białorusi oraz podczas każdej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy od Żywca do Warszawy.

Na punkcie pomocy innym miał wręcz fioła. Karmił bezdomnych i pomagał Romom mieszkającym w Żywcu. Doszło do tego, że żyrował im pożyczki. Tępił wszelkie przejawy faszyzmu, nietolerancji i niesprawiedliwości społecznej. Dlatego – opowiadają znajomi – był kontrowersyjny, budził emocje. Współpracował z wieloma fundacjami – między innymi Klamrą czy Amnesty International. A niejako z drugiej strony związany był ze środowiskami chrześcijańskimi, wykładał w Alfie – duchowej wspólnocie działającej przy Sanktuarium w Rychwałdzie. Był zwolennikiem kościoła otwartego, Józefa Tischnera, Tadeusza Pieronka, czytelnikiem „Tygodnika Powszechnego”, który na tle gazet łączonych z Kościołem uchodzi za wyjątkowo liberalny.

 

Nie twierdzę że jest święty, przeciwnie, jest trudnym człowiekiem. Powiem wprost: jest z niego kawał cholery. Ma fatalny dowcip, bywa kretynem, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Potrafi rzucić hasło typu: „O, cycki ci urosły”. Mówiłam mu wiele razy, że nie każdy rozumie takie poczucie humoru, ale on nic sobie z tego nie robił. Jest pyskaty, bezkompromisowy, nie zna politycznej poprawności. Ale jest też szalenie inteligentny i wrażliwy. Ma duszę artysty. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy, to nie zastanawia się ani przez chwilę. Nie ma w nim krzty perfidii i brak mu instynktu samozachowawczego. Jest po prostu naiwny

 

O tym wszystkim opowiada „beskidzkiej24” jego siostra, a potwierdza tę relację jeszcze kilku znajomych skazanego Jakuba W. – Nie twierdzę że jest święty, przeciwnie, jest trudnym człowiekiem. Powiem wprost: jest z niego kawał cholery. Ma fatalny dowcip, bywa kretynem, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Potrafi rzucić hasło typu: „O, cycki ci urosły”. Mówiłam mu wiele razy, że nie każdy rozumie takie poczucie humoru, ale on nic sobie z tego nie robił. Jest pyskaty, bezkompromisowy, nie zna politycznej poprawności. Ale jest też szalenie inteligentny i wrażliwy. Ma duszę artysty. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy, to nie zastanawia się ani przez chwilę. Nie ma w nim krzty perfidii i brak mu instynktu samozachowawczego. Jest po prostu naiwny – opowiada jego starsza siostra.

22 czerwca 2017 roku o 6 rano pod dom Jakuba w Żywcu podjechał samochód. Niby zwyczajny, ale przecież o tej porze nie przyjeżdżają goście. To byli policjanci w cywilu, wyprowadzili go w kajdankach. Pierwsze podejrzenie rodziny – może komuś dał w pysk? Wcale by się nie zdziwili, bo nie należy do osób świętych, to raczej gorąca głowa. Siostra skontaktowała się ze znajomym adwokatem, a ten dowiedział się, o co chodzi. I przestało być wesoło: Kuba został nagle Jakubem W., oskarżonym o popełnienie przestępstw o charakterze seksualnym w stosunku do trzech dziewczynek (potem doszedł jeszcze zarzut dotyczący czwartej). Bliscy naturalnie byli zaniepokojeni, ale pomyśleli: spokojnie, pewnie to jakieś nieporozumienie, wyjdzie po 48 godzinach. Nie wyszedł przez kolejnych 13 miesięcy…

Dziś jego siostra wspomina, że od czerwca 2017 roku do lutego bieżącego roku mogła się z nim widywać co dwa tygodnie. Została wyznaczona z rodziny, bo nie miała być świadkiem w sprawie. Nie zna dziewczynek, nie mieszka w Żywcu. Żona – wedle tej relacji – nie widywała się z Jakubem przez wiele miesięcy, bo jako świadek byłaby spalona. Osadzony w bielskim areszcie mógł telefonować do domu, przysługiwały mu 5-minutowe i 8-minutowe rozmowy, przynajmniej zamienił parę słów z dziećmi. To zmieniło się w lutym tego roku, kiedy – jak wspomina siostra – sędzia odebrała mu prawo do widzeń, telefonowania do domu i korespondencji (otrzymał ją dopiero w kwietniu). – 3 lutego żona stwierdziła, że musi go odwiedzić, bo kończył 40 lat. To był jeden raz, kiedy u niego była. Potem w lutym odwiedziła go raz jeszcze i ostatnio, po raz trzeci, w lipcu. Rodzina zabiegała, żeby przywrócić możliwość jakiegokolwiek kontaktu z oskarżonym, świadkowie byli już wtedy przesłuchani. Na nic zdały się prośby ani skarga – sąd rozpatrzył ją negatywnie – opowiada siostra Jakuba.

16 lutego żywiecka prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia, zarzucając Jakubowi W. popełnienie przestępstw o charakterze seksualnym na szkodę wychowanek ośrodka, w którym pracował. Usłyszał zarzuty wagi ciężkiej, ale rodzina cieszyła się, że po miesiącach czekania wreszcie będzie proces, Kuba udowodni, że jest niewinny, chociaż prokuratura twierdziła, że ma bardzo mocne dowody. Rodzina postarała się o trzech adwokatów – z Bielska-Białej, Żywca i Krakowa. Jakub nie przyznawał się do winy. Jeden z jego adwokatów powiedział, już po ogłoszeniu wyroku, że zaledwie 10 procent wniosków obrony zostało przyjętych. Proces był utajniony.

>>> Ty go nie znałeś

29 czerwca 2018 roku Sąd Rejonowy w Żywcu wydał wyrok. Sąd uznał Jakuba W. winnym zarzucanych mu czynów i wymierzył karę 5 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności oraz zakaz zajmowania wszelkich stanowisk związanych z wychowaniem, edukacją i opieką nad małoletnimi, zakaz wykonywania wszelkich zawodów związanych z wychowaniem, edukacją i opieką nad małoletnimi oraz zakaz wykonywania wszelkich działalności związanych z wychowaniem, edukacją i opieką nad małoletnimi – każdy na 15 lat. Ponadto skazany otrzymał zakaz zbliżania się do pokrzywdzonych na odległość mniejszą niż 50 m przez 10 lat. Jedno ze zdarzeń dotyczyło 2012 roku, dwa 2016, a jedno 2017 roku.

Była dyrektorka szkoły za niepoinformowanie organów ścigania o zdarzeniu z 2012 roku została skazana na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres próby 3 lat z obowiązkiem informowania sądu o przebiegu okresu próby oraz karę grzywny.

Czy więc okazało się, że bliscy i znajomi Jakuba w ogóle go nie znali? Że jest innym człowiekiem niż sądzili? W to nie wierzą. Będą się odwoływać od wyroku, który zapadł w pierwszej instancji.

>> Miał dom i rodzinę

Cofnijmy się w czasie o 20 lat. Jakub niedawno zdał maturę, wybrał studia teologiczne. Pewnego dnia policja zgarnęła go z przystanku autobusowego. Ktoś podobno doniósł, że to właśnie on może być winny dokonania czynów lubieżnych wobec trzech dziewczynek w Żywcu, choć jedna z nich upierała się, że to nie Kuba. – Miał wtedy charakterystycznie wysuniętą szczękę, potem przeszedł operację, ale wtedy ciężko się było pomylić – twierdzi jego siostra. Miał wtedy 19 lat, to było dla niego – pamiętają bliscy – traumatyczne przeżycie. – Proces trwał 6 lat i zakończył się uniewinnieniem. Przeszedł wówczas badania pod kątem skłonności pedofilskich i zboczeń u znanego seksuologa, prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza. Ich wyniki wykazały jednoznacznie, że Kuba nie ma skłonności tego typu. Namawialiśmy go, żeby się starał o odszkodowanie, ale on nie chciał, nie zależało mu – wspomina siostra. – Teraz tamta sprawa wróciła, usłyszeliśmy, że to recydywa. Ale przecież to nielogiczne, skoro wtedy został uniewinniony. To chyba powinno mieć jakieś znaczenie!? – pytają retorycznie.

Różnie się już w jego życiu działo. Miał depresję, potem problem z alkoholem. Jako człowiek głęboko wierzący złożył przyrzeczenie, że nie będzie pił – i nie pije. Ale od kilku lat znowu popada w depresję i bierze środki antydepresyjne. Przed całym tym zajściem miał taki moment, że już nie chciał pracować w szkole. Postanowił otworzyć pub muzyczny w Żywcu. W pracy był zawieszony od 1 marca. To był efekt skargi wychowanki domu dziecka dotyczącej zdarzenia, które potem znalazło się w akcie oskarżenia. Zwolnił się ze szkoły 27 kwietnia 2017 roku za porozumieniem stron.

Teraz – wedle relacji siostry – jest zrezygnowany. Nasłuchał się wielu koszmarnych rzeczy, nie chciał być nawet przy odczytywaniu wyroku. Siedzi od 13 miesięcy, dzieci długo go nie widziały, były u niego dopiero w zeszłym tygodniu. Dzieciaki są w wieku 6, 9, 11 i 12 lat – trzy córy i syn. Od lipca ubiegłego roku słyszą, że tata zaraz wróci. Zostały z mamą, żoną Jakuba, również nauczycielką. – Dzieci go uwielbiały, miał z nimi doskonały kontakt, poświęcał im dużo czasu i uwagi. Rozpuszczał, kiedy żona nie widziała. Był na urlopie wychowawczym – tacierzyńskim – przy najmłodszej córce – wspomina siostra.

Rodzina zdaje sobie sprawę, że Jakub ma już po życiu. Nawet jeżeli się obroni, nigdy nie odzyska dobrego imienia. Wszyscy w Żywcu go znają. Siostra, z którą rozmawiamy nie mieszka w Żywcu, ale najbliżsi – tak. Już naczytali się wielu bzdur, na przykład, że ksiądz z KOD-u został złapany na gorącym uczynku (katecheta jak widać niektórym równa się z księdzem, a ten KOD wziął się stąd, że faktycznie Kuba bywał na manifestacjach Komitetu Obrony Demokracji). Jego siostra już nie wierzy, że Kuba będzie jeszcze grał w zespole i że będzie miał pub w Żywcu. Ale wierzy, że jest niewinny. – Znam go naprawdę dobrze i różne rzeczy mogę o nim powiedzieć, ale nie to, że jest zdolny do czynów, o które został oskarżony – zapewnia siostra.

Tytuł oraz śródtytuły pochodzą z piosenki Ryszarda Riedla „Skazany na bluesa”.

google_news
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Jan
Jan
5 lat temu

Co tu komentować. Takich rzeczy po prostu robić nie wolno. Kuba fajny, niech walczy, ale po prostu nauczyciel musi być szczególnie uważny na słowa, gesty i czyny. Bardziej niż inni.