Kto ma pecha i zmuszony jest skorzystać z publicznej toalety na dworcu autobusowym w Wadowicach, wchodząc do niej przeżyje szok.
– To skandal, żeby w takim mieście publiczna toaleta wyglądała jak jakiś średniowieczny niemalże wychodek – irytuje się nasza czytelniczka. – Przecież tu przyjeżdżają turyści i co mogą sobie pomyśleć?
W toalecie brak mydła, możliwości wytarcia rąk, nie ma papieru toaletowego. Smród odpycha człowieka, jak twierdzi nasza rozmówczyni, już od progu.
– Do tego wszystko jest zniszczone – dodaje turystka. – Nie ma nawet deski klozetowej!
Cóż. Przewrotnie można powiedzieć, że podróże rzeczywiście kształcą. A zatem jeśli do Wadowic autobusem, to z własnym mydłem i deską…
Gdy Jan Paweł II w czasie wojny ukrywał się przed niemcami nie miał problemu żeby zwalić się do dziury w ziemi. Jak zwykle polaczki robią problemy tam gdzie ich nie ma.
O tempora, o mores
A może to jest tak, że do burmistrza oficjele nie przyjeżdżają autobusem lub pociągiem więc nie ma potrzeby się pokazać. Burmistrz też autobusami nie jeździ.
Jest w toalecie woda? Bo jeśli nie ma to nic dziwnego, że śmierdzi i słusznie, że nie jest potrzebne mydło i i papier do wytarcia rąk po umyciu mydłem. No rzeczywiście kuriozum dla miasta z aspiracjami turystycznymi. Gdyby ktoś chciał jechać pociągiem do Wadowic, jest lepiej bo nie ma w ogóle ubikacji. Tu po problemie, nic nie śmierdzi, też nie jest potrzebne mydło, papier.