Kultura i rozrywka Wadowice

Prawnik, dziennikarz, pisarz… O Indianach i papieżu

Roman Antoni Gajczak. Fot. Bogdan Szpila

Z zawodu prawnik, prywatnie znawca literatury amerykańskiej interesujący się malarstwem i filatelistyką, autor artykułów i książek poświęconych „Papieżowi z Wadowic”.

Urodzony w 1935 roku w Wadowicach Roman Antoni Gajczak pisarskiego bakcyla „złapał” w wadowickim gimnazjum (noszącym w ówczesnych, powojennych latach nazwę Szkoła Ogólnokształcąca Stopnia Licealnego), gdzie języka polskiego uczył dr filozofii Józef Wroński. – Polonista wywarł na mojego przyszłego męża ogromny wpływ – twierdzi Leokadia Gajczak, żona Romana. – Profesor za swoje przekonania polityczne został przez władze komunistyczne relegowany z Krakowa. Dzięki temu młodzież wadowickiego liceum miała okazję obcować z człowiekiem uczącym ich nie tylko patriotyzmu, ale także samodzielnego myślenia. Ważną rolę w życiu Romana odegrało również harcerstwo. W latach szkolnych należał do XV drużyny harcerskiej im. św. Stanisława Kostki założonej przez ks. Druha Władysława Curzydłę. Był również członkiem Sodalicji Mariańskiej. Wychowanie rodzinne, towarzystwo sprawiło, że patriotyzm i religijność nie były i nie są dla Romka pustymi frazesami – podkreśla żona.

Pierwsze teksty Romana Antoniego Gajczaka ujrzały światło dzienne na pierwszym roku studiów w Uniwersytecie Jagiellońskim. Przynależność do grupy literackiej działającej na Wydziale Prawa umożliwiła wadowiczanowi nawiązanie znajomości ze znanymi ówczesnymi literatami, między innymi z Ireneuszem Iredyńskim (dramaturg) i Tadeuszem Szajną (poeta). W latach 50-tych teksty Gajczaka ukazywały się w ogólnodostępnej prasie. Były przychylnie przyjmowane przez środowiska inteligenckie i mocno krytykowane przez ówczesne komunistyczne władze. Artykułem w Dzienniku Polskim „Sprawy małego miasta” (1955 r.) autor napiętnował brak dostępu mieszkańców Wadowic do kultury, twierdząc między innymi, że efektem jest szerzące się w mieście chuligaństwo. Tekst oczywiście nie przysporzył Gajczakowi sympatyków ze strony władz. Jeszcze głośniejszy – ogólnokrajowy – odzew miał artykuł „O rehabilitację młodzieży” wydrukowany w 1957 roku w społeczno-katolickim piśmie „Kierunki”. Wspominając pierwsze powojenne lata Gajczak pisał: „Karmiono nas nieustannie obłudą, odbierano samodzielny punkt widzenia, nakazywano ślepą wiarę w narzuconą ideologię… Uczyłem się na Wydziale Prawa UJ w Krakowie przez dwa lata marksizmu, uczyłem się ustroju ZSRR, uczyłem się ekonomii politycznej, z której wiele pojęć podstawowych usunięto, uczyłem się filozofii, która nie dała mi odpowiedzi na wiele podstawowych pytań…”. Nic też dziwnego, że taki osąd nie spotkał się z przychylnością ówczesnych decydentów.

W tym samym okresie (lata 50-te) ukazały się pierwsze opowiadania Gajczaka, których akcja rozgrywa się w Brazylii i na Wyspach Salomona. – Zawsze pociągała mnie egzotyka i przygoda, a także poszukiwanie wartości moralnych, etycznych i religijnych – wspominał przed ćwierć wiekiem na łamach „Przebudzenia”. Przez dwa lata (w przerwie studiów) pracował jako dziennikarz w Słowie Powszechnym. Po dziś dzień Gajczak jest niekwestionowanym autorytetem twórczości Jack’a Londona. Z wykładami o amerykańskim pisarzu zjeździł pół Polski prezentując życie i dorobek pisarza w towarzystwie artystów estradowych. Gajczak opowiadał słuchaczom o Londonie, o wolnym świecie za Wielką Wodą, a artyści czytali prozę Amerykanina. Komuniści pozwalali na wykłady, uważali bowiem Londona za socjalistę…

Po ukończeniu studiów na blisko ćwierć wieku Gajczak wziął rozbrat z piórem. – Przez 25 lat nic nie pisałem oprócz pozwów sądowych, wniosków arbitrażowych i różnych pism procesowych – wspominał w Przebudzeniu. Do swobodnego – jak mawia – pisania usiadł w 1982 roku wydając drukiem artykuł „Dwie refleksje z Wadowic” łącząc w jednym tekście problematykę Wadowic, Jana Pawła II i… Jack’a Londona. W kolejnych latach częściej zasiada do pisania nawiązując w tekstach między innymi do historii Indian amerykańskich, niewolnictwa na kontynentach amerykańskich. Publikował nie tylko w Polsce, ale dzięki wydawnictwu Pallotynów również we Francji. Sporo tekstów poświęcił życiu Indian, między innymi na łamach „Misjonarza” oraz „Ładu”. Wiedzę o Ameryce zdobywał korespondencyjnie (o paszporcie mógł tylko pomarzyć) wymieniając listy z ludźmi o podobnych zainteresowaniach w Stanach Zjednoczonych, w tym z prof. R Carterem, z którym zawarł (w Polsce) osobistą znajomość. Zajmował się również tłumaczeniem literatury angielskiej pod pseudonimem Antoni Gajewski.

Roman Gajczak z rodzeństwem. Od lewej: Tadeusz Gajczak (kolega klasowy Karola Wojtyły), Henryk, Maria, Helena, Teresa, Roman.

Z upływem lat coraz więcej czasu i energii poświęcał pisaniu książek nawiązujących do Jana Pawła II, na co duży wpływ miał mieszkający w Kętach Stanisław Jura (1918 – 2012). – Dyskutowali całymi godzinami – opowiada Jan Gajczak, syn Romana. – Jura był kolegą szkolnym Karola Wojtyły. Podczas wojny walczył pod Tobrukiem, a po dotarciu do Anglii został pilotem bombowca w słynnym 304 Dywizjonie „Ziemia Śląska”. Mieli podobne poglądy polityczne, co nie przeszkadzało im wieść długich sporów o teraźniejszość i przyszłość Polski. Przemiany polityczne po 1989 roku były dla obu niezwykłym czasem. Cieszyli się wówczas jak dzieci.

Roman Gajczak wydał siedem książek będących kopalnią wiedzy o Karolu Wojtyle i Wadowicach w czasach młodości przyszłego papieża: „Wadowice miasto rodzinne Jana Pawła II” (1986), „Sercu najbliższe” (1987), „Tryptyk Kalwaryjski” (1990), „Chłopiec z ulicy Kościelnej” (1991), „Wadowice miasto papieskie” (1995), „Papież jest waszym głosem” (1997), „Trzy miasta Karola Wojtyły” (1997) oraz album „Wadowice wczoraj, dzisiaj, jutro…” (1998).

– Dla męża wybór Karola Wojtyły na papieża był wydarzeniem niezwykłym – wspomina Leokadia Gajczak. – Rodzina Wojtyłów była mu bliska, bowiem ojciec męża, Józef Gajczak służył w wadowickim garnizonie, gdzie ojciec Karola Wojtyły (senior) był jego przełożonym. Zaś najstarszy z braci męża – Tadeusz urodzony podobnie jak papież w 1920 roku, był gimnazjalnym kolegą późniejszego sternika kościoła katolickiego. W czasach szkolnych nastoletni Karol bywał gościem w domu Gajczaków przy ulicy Lwowskiej – dodaje małżonka Romana, tłumacząc, że mąż obecnie z trudem koncentruje się na dłuższej rozmowie, stąd brak jego bezpośrednich wspomnień.

Ojciec Romana, Józef Gajczak (drugi z prawej) z kolegami w koszarach. W ciemnym mundurze (trzeci z prawej) Karol Wojtyła (senior).

google_news