Sporo dyskusji w Makowie Podhalańskim wywołała niedawna wycinka dębu przy miejscowym Rynku. Pojawiły się obawy, że pod topór mogą pójść kolejne drzewa.
Sprawę poruszyła już kilka tygodni temu radna miejska Danuta Łopuch.
– Wycinka wywołała duże poruszenie wśród mieszkańców. Czy to konieczne i czy są jakieś ważne powody? Co będzie w zamian? Czy możliwe jest nasadzenie nowych drzew, aby jednak powstawały miejsca zielone? – dociekała radna podczas jednej z sesji Rady Miejskiej.
Z kolei radna Agnieszka Adamek dopytywała, kto opiniuje wycinkę. Burmistrz Paweł Sala zaznaczył, że nie wycina się nowych drzew, lecz tylko te, które stanowią zagrożenie.
– Dąb przy Rynku w opinii dendrologicznej był skrajnym zagrożeniem i pojawił się nakaz jego usunięcia. Zrobiliśmy to z bólem, bo to była ozdoba na naszym Rynku. Wszędzie, gdzie jest wycinka, należy prowadzić nasadzenia. Nasadzeń robimy więcej niż wycinek. Jeśli chodzi o opinie dendrologiczne, to jest to szereg badań i wykonywane są przez specjalistów. Gdy robiliśmy kontrolę dla jednej lipy na alei Kasztanowej, opinia kosztowała 800 złotych – podkreślił burmistrz.
Ale mieszkańcy obawiają się, że wycinka dębu to dopiero początek „czystki” na makowskim Rynku. Jak poinformowała nas Katarzyna Czarniak, inspektor z Referatu Gospodarki Komunalnej Urzędu Miejskiego w Makowie Podhalańskim, na Rynku zaplanowano do usunięcia tylko wspomniany dąb.
– Konieczność usunięcia dębu związana była z jego złym stanem zdrowotnym. Z wykonanej ekspertyzy dendrologicznej wynikało, że drzewo jest skrajnie niebezpieczne i należy wykonać w trybie pilnym jego usunięcie, by nie stanowiło zagrożenia dla pieszych i pojazdów poruszających się w jego obrębie – tłumaczy Katarzyna Czarniak.
Ciekawe, jak stary był dąb bo z badań dendrologicznych powinno to być stwierdzone. Czy nie jest tak, że czasem łatwiej jest dla bezpieczeństwa wyciąć drzewo niż przyciąć uschnięte gałęzie? W Makowie nie ma ekologów?