4500 kilometrów, hektolitry potu i karuzela emocji, których nie sposób zmierzyć żadną miarą. Bielszczanin Damian Stawicki dokonał niemalże niemożliwego i w niecałe dwa miesiące przejechał rowerem trasę z Bielska-Białej na marokańską Saharę! Damian jeszcze nie zdążył się otrzepać z pustynnego piachu, a już wylądował na naszej kanapie, by “na gorąco” podzielić się wrażeniami z wyprawy.
Czy wszystko poszło zgodnie z planem? Jakie zagrożenia czyhały na Damiana na trasie? Jak spotykani po drodze ludzie reagowali, gdy słyszeli o ambitnych planach bielszczanina? Co dodawało mu sił? Sprawdźcie rozmowę z prawdopodobnie największym “sportowym świrem” w tym mieście!
– Cieszę się, że udało mi się pokonać 4500 kilometrów. Było to bardzo ciężkie pod względem fizycznym, mentalnym i organizacyjnym – mówi Damian. – Poprzeczkę podniosłem bardzo wysoko. Ale planując kolejną wyprawę będę chciał pobić ten rekord – dodaje.
Powiedz mi, po co jest ten miś?
– No właśnie: po co?
– Otóż to. Nikt nie wie po co, dlatego nie musisz obawiać się, że ktoś zapyta.
Wielka kukła misia “odpowiadała żywotnym potrzebom naszego społeczeństwa”
A panowie znający się, mówią do siebie i dla siebie.
Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem.
Najważniejsze, że Bareja się zna.
Przy takich ambicjach ja bym się zamachiwał na rekord nie własny, lecz na księgę Guinnessa.