Liderujący w tabeli IV ligi zespół rezerw Podbeskidzia Bielsko-Biała pokonał na wyjeździe Tempo Puńców 5:2. Dzięki wygranej podopieczni trenera Marka Sokołowskiego umocnili się na czele stawki.
Pierwsza połowa nie wskazywała na to, że mecz może zakończyć się tak wysokim zwycięstwem gości. Co prawda to bielszczanie jako pierwsi trafili do siatki, a konkretnie uczynił to w 7. minucie Damian Chmiel, jednak beniaminek szybko straty odrobił. W 10. minucie wyrównał strzałem głową Damian Szczęsny, a w 21. prowadzenie miejscowym dał Kamil Adamek. To podrażniło lidera, który ruszył do ataku. W 35. minucie Giorgi Merebashvili huknął w poprzeczkę, a 4 minuty później już się nie pomylił i skierował futbolówkę między słupki bramki Tempa, przy wydatnej pomocy niefortunnie interweniującego Mateusza Szustera. Kibice byli nawet przekonani, że to gol samobójczy pomocnika z Puńcowa, jednak sędziowie zapisali to trafienie na konto Gruzina.
Wynik 2:2 utrzymał się do przerwy, a zaraz po wznowieniu gry miejscowi spróbowali szczęścia, jednak bez skutku. Niestety dla sympatyków beniaminka ich ulubieńcy w 57. minucie nadziali się na kontrę, zakończoną faulem i rzutem karnym dla Podbeskidzia, którego na gola zamienił Damian Chmiel. To nie był jednak koniec nieszczęść gospodarzy. W 64. minucie drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał grający trener Tempa Michał Pszczółka, co jeszcze mocniej skomplikowało sytuację jego drużyny. 5 minut później było już 2:4, gdy asystę Damiana Chmiela wykorzystał Giorgi Merebashvili. Rezultat spotkania na 2:5 ustalił rezerwowy TSP Michał Studnicki, który w 83. minucie sfinalizował składną akcję gości.
– Nie były to łatwo zdobyte punkty. Od początku prowadziliśmy grę, strzeliliśmy szybko bramkę, ale później straciliśmy dwie, co mocno napsuło nam krwi. Dobrze, że udało nam się jeszcze przed przerwą wyrównać. W szatni porozmawialiśmy sobie, jak mamy grać w drugiej połowie i to przyniosło efekt. Ponownie otworzyliśmy wynik na trzy do dwóch, później czerwoną kartkę otrzymał zawodnik Tempa i już poszło. Uważam, że wygraliśmy zasłużenie. Punkty zdobywane na wyjazdach, na trudnych terenach, są dla nas bardzo ważne, więc cieszymy się z tego zwycięstwa – powiedział po ostatnim gwizdku arbitra Marek Sokołowski, trener rezerw Podbeskidzia.
– Naszym gwoździem do trumny był sędzia. Chcę głośno o tym powiedzieć, bo jego postawa to jakieś nieporozumienie. Ten sam arbiter sędziował nam mecz z Rekordem, gdzie straciliśmy trzy bramki widmo, a teraz znów tracimy gola po rzucie karnym, który został podyktowany z kapelusza, bo mój zawodnik nie zrobił ruchu w kierunku rzekomo faulowanego rywala. To bardzo podcina skrzydła. Piłkarsko nie byliśmy gorsi od lidera, ale ciężko się gra, gdy sędzia gra razem z przeciwnikiem, bo decyzji na naszą niekorzyść było więcej. Oczywiście za całą sytuację nie mam pretensji do Podbeskidzia, ale mam pretensje do arbitra – skomentował wyraźnie niezadowolony z przebiegu boiskowych wydarzeń Michał Pszczółka, szkoleniowiec Tempa.