Wydarzenia Bielsko-Biała

Bestwiński Judym leczył przez 65 lat

12 czerwca, w wieku 94 lat, zmarł doktor nauk medycznych Franciszek Maga. Praktykował przez 65 lat i był nazywany Bestwińskim Judymem.

Franciszek Maga (ur. 1923 r.) w rodzinnej Bestwinie praktykę lekarską zaczął w 1958 roku. Niemal do końca życia przyjmował pacjentów. Zaangażował się w budowę Ośrodka Zdrowia. Jego zasługą jest gazyfikacja wsi, budowa wodociągu oraz powstanie takich obiektów użyteczności publicznej, jak Urząd Pocztowy, Dom Strażaka, Dom Sportowca, przedszkole i kaplica cmentarna. Przypisuje mu się zasługi w oddaleniu widma rozbudowy czechowickiej rafinerii na terenach Podkępia. Walczył o reaktywowanie gminy Bestwina w latach administracyjnej zależności od Czechowic-Dziedzic.Od Akcji Katolickiej otrzymał medal „Pro Consecratione Mundi”, od władz powiatu bielskiego nagrodę w dziedzinie upowszechniania kultury, od gminy Bestwina tytuł Honorowego Obywatela, a od Towarzystwa Miłośników Ziemi Bestwińskiej godność Honorowego Członka. Przyznano mu też szereg wysokich odznaczeń państwowych i lekarskich.

– Osierocił nas wszystkich. Odszedł człowiek, którego znał każdy i który znał po imieniu prawie każdego z nas. Właśnie jemu pokolenia mieszkańców zawdzięczają zdrowie, zaś Bestwina – współczesny wizerunek. Syn tej ziemi, harcerz, sportowiec, lekarz radiolog, społecznik, jubilat, samorządowiec… po prostu Nasz Doktor, nazywany przez niektórych Bestwińskim Judymem lub inaczej „Człowiekiem na miarę epoki”. Ta epoka kończy się z jego śmiercią – mówi Sławomir Lewczak z Gminnego Ośrodka Kultury w Bestwinie. Jak dodaje, doktor umarł robiąc to co kocha, można powiedzieć, że „na stanowisku”. Jego pacjenci nie wyobrażali sobie, by mógł leczyć ich kto inny, bo dla każdego miał dobrą radę, uśmiech, słowa pocieszenia. Był przyjacielem całych rodzin, świętował narodziny i śluby, chodził na większość pogrzebów na bestwińskim cmentarzu. – Z wiekiem coraz bardziej pochylony, coraz bardziej kruchy… ale trwał jako łącznik pomiędzy dawnymi a nowymi laty – dodaje Sławomir Lewczak.

W rozmowie z nim, przeprowadzonej dziesięć lat temu, Franciszek Maga zwierzał się: – Cokolwiek robiłem, robiłem z serca. Nie dla medali, nie z żadnego wyrachowania, nie na poklask, ale z poczucia obowiązku. Bo lekarz wiejski to nie tylko gabinet i pacjent w łóżku, ale człowiek, który z różnych przyczyn w życie wsi musi się włączać. Nie wyobrażam sobie terenowego lekarza, który by tylko „odfajkował” godziny – tyle a tyle pacjentów na godzinę i odszedł… środowisko by go odcięło, nie zmieściłby się. Trzeba wejść w to środowisko z wielką twórczą troską. To zawodowy obowiązek, bezspornie z mojej strony. Jest zapotrzebowanie społeczne i ja korzystałem z niego, ciesząc się, że mogłem wejść w tą swoją „działkę”.

google_news