Wydarzenia Bielsko-Biała

Bielsko: Porównuje strażników do zomowców i gestapowców

Bielska prokuratura sprawdza, czy strażnicy miejscy naruszyli nietykalność cielesną radnej wojewódzkiej. A ona domaga się zwolnienia dwóch strażników i dymisji komendanta, całej trójce zarzucając niedouczenie. Postępowanie strażników kojarzy jej się z milicją, ZOMO i… gestapo. Szef SM żadnych uchybień nie stwierdził. Taka awantura zrodziła się podczas zwykłej parkingowej interwencji.

Chwycił za rękę?

Do zdarzenia doszło 22 marca po południu pod Powiatowym Urzędem Pracy w Bielsku-Białej. Jak relacjonuje Monika Socha, radna wojewódzka, jej kierowca zatrzymał skodę przy ulicy Parkowej. – Podszedł strażnik miejski, mówiąc do mojego kierowcy: „Proszę natychmiast odjechać”. Nie chciał się wylegitymować, choć o to prosiłam. Powiedział, stukając w zegarek, że kierowca ma minutę na odjechanie. Że tu nie wolno stać i zaczął wymieniać odległe parkingi. W końcu tonem rozkazującym powiedział: „Dokumenty!”. Mój kierowca poinformował, że przywiózł radną do PUP-u, a strażnik nie był już tak agresywny i poszedł po kolegę. Ponieważ dyskusja zaczynała być żywsza, wyszłam z samochodu i zwróciłam się do strażników: „Jestem radną wojewódzką”. Przedstawiłam się i zapytałam o co chodzi. Strażnik odszedł i zaczął wykrzykiwać na całą ulicę: „No, radna stoi ponad prawem”. Zadzwonił po pomoc, a ja rozmawiałam z drugim strażnikiem. W pewnym momencie złapał mnie za lewą rękę i chciał mnie popchnąć, na co zareagował mój kierowca mówiąc, że strażnik naruszył nietykalność cielesną funkcjonariusza publicznego podczas wypełniania obowiązków służbowych. Na co strażnik miejski odskoczył, mówiąc: „Ja nie, ja nic” – opowiada Monika Socha. Jak dodaje, gdy na miejscu było już w sumie czterech strażników, mieli się zastanawiać, czy się na nią i kierowcę… nie rzucić. Wtedy kierowca wezwał policjantów, którzy załagodzili spór i wszyscy się rozeszli.

Radna nie zostawia suchej nitki na funkcjonariuszach i nie przebiera w słowach. – Byłam wystraszona i zdenerwowana. Jeden ze strażników stał wyprostowany, ręce miał włożone za pasek, stał w rozkroku i bardzo brzydko na mnie patrzył. Przypomniało mi to scenę z czasów milicji, ZOMO, a także najtragiczniejsze czasy i losy ludzi z okresu drugiej wojny światowej, kiedy to w niemieckich obozach koncentracyjnych stali w ten sposób gestapowcy na rampach z pejczem w ręku i butnie, z nienawiścią patrzyli na nieszczęśliwych ludzi. Dobrze, że strażnik nie miał ze sobą psa… – napisała w oficjalnej skardze. – Zastraszona zadzwoniłam do komendanta straży, prosząc, by przyjechał na miejsce, na co on powiedział, że nie ma takiego zwyczaju. W tym czasie strażnik zaczął wyrażać się o mnie, jako o radnej wojewódzkiej, w sposób kpiący, wulgarny, poniżający mnie oraz pomawiając mnie przed funkcjonariuszami policji. Mówił, że nie jestem żadną radną i zaczął namawiać, aby aresztowano mojego kierowcę – kontynuuje swoją relację. I na koniec stwierdza, że współudział w tym wszystkim miał sam komendant, bo nie reagował. Uważa przy tym, że postawienie znaku oznaczającego strefę zamieszkania w miejscu, gdzie jest tylko jeden budynek mieszkalny jest bezsensowne i nie mogły o tym decydować kompetentne osoby.

Skargi i śledztwa

Prokuratura Rejonowa Bielsko-Biała Południe prowadzi śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez strażnika miejskiego i naruszenia nietykalności cielesnej. Postępowanie wszczęto 29 marca.

Jednocześnie radna złożyła skargę na ręce Grzegorza Gładysza, komendanta Straży Miejskiej w Bielsku-Białej. Uznał ją za bezzasadną. Wytłumaczył, że strażnicy realizowali swoje obowiązki, a kierowca skody urządził sobie postój w strefie zamieszkania, co jest niezgodne z przepisami. – Z relacji funkcjonariusza wynika, że kierujący nie poczuwał się do winy, tłumacząc swoje postępowanie brakiem miejsc parkingowych. Funkcjonariusz wziąwszy pod uwagę umyślność w działaniu sprawcy oraz brak okazania czynnego żalu za popełnione wykroczenie poinformował sprawcę o skierowaniu przeciwko niemu wniosku o ukaranie do Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej. (…) Od zarządcy drogi uzyskano dowód w postaci projektu organizacji ruchu na ulicy Parkowej, z którego jasno wynika, ze obowiązująca tam strefa zamieszkania wprowadzona została w oparciu o obowiązujące przepisy. Ponadto projekt został pozytywnie zaopiniowany przez komisję ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego oraz przedstawicieli rady osiedla. W oparciu o ww. projekt organizacji ruchu wprowadzone zostało również pozostałe oznakowanie drogowe obowiązujące na ulicy Parkowej, co powoduje, że podnoszone przez panią zarzuty do ich nieprawidłowości nie znajdują potwierdzenia. Zarządca drogi wprowadzenie oznakowania uzasadnił w sposób następujący: „Oznakowanie pionowe związane jest z potrzebą umożliwienia bezpiecznego ruchu pieszych na ww. ulicy poprzez jasne wskazanie miejsc do parkowania”. Powyższe fakty jednoznacznie wskazują, iż istniały pełne podstawy prawne do podjęcia czynności służbowych przez strażników miejskich, związanych z ujawnionym wykroczeniem, którego dopuścił się kierujący skodą. Skarga dotycząca niekompetencji strażników jest bezzasadna – poinformował radną Grzegorz Gładysz.

Komendant nie odnosi się do sprawy rzekomego naruszenia nietykalności cielesnej radnej. Mówi, że tę sprawę przekazał komendantowi miejskiemu policji i czeka na wyniki postępowania prokuratury.

Zwolnienia i dymisje?

Monikę Sochę odpowiedź komendanta tak zirytowała, że w kolejnym piśmie do niego stwierdza, iż jest tak samo niedouczony, jak jego podwładni. Domaga się zwolnienia dwóch strażników i podania się komendanta do dymisji. Informuje, że złoży o to wniosek do prezydenta miasta. Tłumaczy, że kierowca nie parkował auta i nie popełnił wykroczenia, bo przepis nic nie mówi o oczekiwaniu w strefie zamieszkania. Grozi komendantowi, że złoży do prokuratury kolejne zawiadomienie – tym razem o popełnieniu przez niego przestępstwa, polegającego na celowym kłamstwie urzędnika, naginaniu przepisów i łamaniu prawa. Zapowiada, że znajdzie ludzi wcześniej ukaranych mandatami przez strażników pod PUP-em. – Wszystkie fakty wskazują na to, że strażnicy miejscy naciągali, wyłudzając pieniądze, wystawiając nielegalne mandaty, a to już jest sprawa do prokuratora. (…) Pańscy strażnicy są niedouczeni, a pan popiera ich brak wyszkolenia i kryje ich bezprawne poczynania – spuentowała swoje pismo do szefa SM.

Teraz to w Komendzie Straży Miejskiej zastanawiają się, czy nie przeciwstawić się licznym oskarżeniom radnej pod adresem jej pracowników, kierując sprawę na drogę prawną.

Po ludzku

Jak udało się nieoficjalnie ustalić, dwaj strażnicy miejscy, na których skarży się radna, są przez kierownictwo postrzegani jako najbardziej doświadczeni i najlepsi w całej kadrze. „Beskidzka24” porozmawiała nieoficjalnie z jednym z pracowników SM. Jak przekonuje, nie ma żadnych nacisków na to, by na prawo i lewo karać mandatami. I że jeśli osoba, wobec której podejmuje się interwencję zachowuje się normalnie, czyli kulturalnie, to często kończy się na zwykłym pouczeniu, bo taka forma też jest skuteczna. – Nie jesteśmy negatywnie nastawieni do ludzi – przekonuje.

google_news